Z
małego przedmiotu wiszącego na ścianie rozległ się dźwięk symbolizujący koniec
przerwy. Wszyscy bardziej pilni uczniowie ruszyli w stronę swoich klas, a ci
którzy już zakończyli w tym roku naukę, nie ruszali się z miejsc. Zdecydowanie
należałem do tej drugiej grupy, ale czym różni się bezczynne siedzenie w klasie
od bezczynnego siedzenia na dworze? Chyba tylko tym, że w budynku jest
chłodniej.
Powoli schowałem niedokończoną kanapkę do pudełka i podniosłem się z ziemi. Na
ramię zarzuciłem torbę, rozejrzałem się po innych ‘znajomych’ i obrałem
kierunek: szkoła. Na szczęście jeszcze tylko jedna lekcja i dom.
Ociężale pokonywałem kolejne schody, gdy z góry dobiegł mnie stłumiony śmiech,
a później zobaczyłem butelkę z jakimś czerwonym płynem spadającą w dół. Trzask.
Szklana butelka roztrzaskała się o parter. Niewiele myśląc podszedłem do
barierki, by zobaczyć jaka była przyczyna latającego przedmiotu. Wychyliłem
się, obracając głowę w taki sposób, by zobaczyć do góry. Mogłem się tego
spodziewać. Bo kto inny uwielbia sprawiać problemy nauczycielom i innym
pracownikom szkoły. Zayn z szerokim uśmiechem na twarzy, wyglądał zza
balustrady piętro wyżej. Załapałem z nim kontakt wzrokowy i poczułem, że robi
mi się gorąco, a zaraz pewnie na moich polikach pojawią się wielkie rumieńce.
- Niall? – zawołał mnie ktoś z dołu. Szybko obróciłem głowę w tamtym kierunku,
wlepiając wzrok z zdziwionego nauczyciela. – Czy to twoja sprawka? – zadał
pytanie, ręką wskazując na resztki butelki.
Zastanawiałem się co powiedzieć. Spokojnie mogłem wyznać, że to wszystko to
zrobił Zayn, a ja jestem tylko świadkiem. Jednak czy jest sens? Zawsze jestem
grzeczny, cichy i nie sprawiam kłopotów. Jeden taki wybryk by mi nie
zaszkodził, a jemu wręcz przeciwnie. Nie to głupi pomysł. Czemu miałbym mu
pomagać? Może gdyby raz w życiu musiałby ponieść konsekwencje swoich czynów,
zmieniłby się. Jeszcze raz uniosłem głowę do góry, ale nikogo już tam nie było.
Czego ja się spodziewałem? Że Zayn będzie spokojnie czekał, aż wyznam
nauczycielowi prawdę.
- Tak, przepraszam. – powiedziałem zdecydowanie. Nie miałem innego wyjścia.
Byłem tylko ja, nauczyciel i rozwalona butelka. – Już idę posprzątać. –
wyprostowałem się i szybkim krokiem, zbiegłem po schodach. Jedynym plusem całej
tej sytuacji jest to, że mam wymówkę co do nieobecności na lekcji i mogłem
przez kilka sekund wpatrywać się w te czekoladowe tęczówki. Już chyba wiem,
czym tak ujmuje dziewczyny, swoimi hipnotyzującymi oczami.
Ostatnie dwa stopnie przeskoczyłem i
znalazłem się zaraz przed nauczycielem.
– Jeszcze raz przepraszam. – powiedziałem, patrząc na nauczyciela, który
nie wyglądał na zbytnio zadowolonego tym zajściem.
- Dobrze, to idź do woźnego po szmatkę i sprzątnij ten bałagan, zanim ktoś to
jeszcze zobaczy, a co gorsza, połamie się na tym. – spuścił wzrok na dół, by
ostatni raz przyjrzeć się plamie. – No już. Na co czekasz? – powiedział i sam
ruszył w swoim kierunku. – Ja to sprawdzę! – krzykną do mnie, wchodząc do
jednej z klas znajdującej się na parterze. I po co mi to było? Chłopak pewnie
opowiada teraz swoim znajomym jak to jakiś idiota, dał się wkopać w coś czego
nie zrobił i wziął ma siebie jego winę. Horan jesteś żałosny.
Pozbierałem szkła i wyrzuciłem je do śmietnika, który stał nieopodal. No jasne,
że tak. Całe dłonie kleiły mi się od soku truskawkowego, a po palcach spływały
małe krople napoju. Łatwo można było poznać go po zapachu, a bynajmniej mi nie
sprawiało to trudności. Udałem się szybkim krokiem do kanciapy woźnego, bo
prosić go o szmatkę. Z szerokim uśmiechem podał mi ją, mówiąc żebym nie
zapomniał jej później dobrze wykręcić. Kiwnąłem głową na znak zrozumienia.
Kucnąłem przed plamą i powolnymi, zamaszystymi ruchami, ścierałem sok z
podłogi. Niesamowicie szybko wszystko wsiąkało w żółty materiał.
- Dlaczego wziąłeś na siebie moją winę? – usłyszałem nade mną czyjś głos.
Uniosłem głowę, a przed moimi oczami ukazał się brunet z dłońmi schowanymi w
kieszeni. W pierwszym momencie nic do mnie nie docierało. Nie wierzyłem, że się
do mnie odezwał. Do mnie? ZWYKŁEGO ŚMIERTELNIKA? Dopiero później zdałem sobie
sprawę jak to dziwnie musi wyglądać, że przyglądam mu się w milczeniu, gdy on
zadał mi pytanie. Kultura wymagała odpowiedzi.
- Yyy…- wydukałem. Zachowywałem się jak głupia nastolatka, która nie wie co
powiedzieć, bo odezwało się do niej największe ciacho w szkole. Zrobiło mi się
gorąco i gdyby nie to, że moje dłonie były mokre od wody, którą była namoczona
ścierka, miałbym je mokre od potu, który oblewał całe moje ciało. Weź się w garść i odezwij się do niego
głupku, zganiłem się w myślach. – Tak jakoś wyszło. – wzruszyłem ramionami,
niby od niechcenia, próbują przybrać obojętny ton. Starałem zachowywać się
naturalnie, żeby nie poznał jak bardzo stresuję się tą rozmową. Doskonale
zdawałem sobie sprawę, że jeśli powiem coś głupiego, jutro najprawdopodobniej
cała szkoła będzie o tym wiedzieć. – Poza tym i tak mnie już widział, więc po
co miałem podkablować ciebie. – ciągnąłem. – I tak by nie uwierzył, że tylko
jeden z nas miał z tym coś wspólnego. – dokończyłem, podnosząc się z ziemi.
- Trzeba było zaryzykować. – powiedział oschle. No tak, czego mogłem się po nim
spodziewać. Jedno krótkie ‘dzięki’ to za dużo.
- „Dzięki Niall, że przez ciebie nie
wpadłem w kolejne kłopoty.” – powiedziałem parodiując go. – „ Nie ma za co
Zayn” – dodałem już moim normalnym głosem, machając przy tym ręką dla poparcie
moich słów. Wdziałem zaskoczoną minę chłopaka. – Nie możesz powiedzieć nawet
zwykłego ‘dzięki’, prawda? – uniosłem do góry jedną brew, przyglądając się mu.
Szmatkę złożyłem w kostkę.
Całkowicie zapomniałem o uczuciu niepewności jakie mnie ogarnęło, gdy tylko go
zobaczyłem. Jego miejsce zajęła teraz niemająca podstaw złość. Poczułem, że
zaraz wygarnę mu wszystko co o nim sądzę, mino tego, że go nie znam.
- Nie prosiłem cię o to. – prychnął.
- Masz rację, nie prosiłeś. – pokiwałem twierdząco głową. – To masz. – rzuciłem
w jego klatę piersiową morką ścierką i niewiele myśląc zabrałem torbę i
ruszyłem w stronę klasy. – Tylko dobrze wykręć. – krzyknąłem do niego. Byłem
tak nabuzowany negatywnymi emocjami, że miałem ochotę coś rozwalić. Nie dość,
że pomagasz, bierzesz winę na siebie, to ten gnojek nawet tego nie doceni i nie
podziękuję. Chociaż czego się po nim spodziewałeś?
Dzięki akcji na korytarzu, lekcja angielskiego minęła mi zadziwiająco szybko.
Jednym powodem było to, że przyszedłem 15 minut po dzwonku (tak jeszcze się
załapałem na spóźnienie, a nie nieobecność), a drugim analizowanie całej tej
sytuacji. Teraz gdy emocje opadły, rozegrałbym wszystko inaczej. Nie dałbym się
ponieść gniewowi i zazdrości jaką żywiłem do tych chłopaków. Tak Niall Horan
zazdrości ‘fantastycznej czwórce’. Oni mają wszystko od wyglądu do znajomych. A
ja co? Gdy inni stali w kolejce po wygląd, stałem w kolejce po dobrą przemianę
materii, a przyjaciół zostawiłem w Irlandii. Żyć nie umierać.
Gdy tylko usłyszałem dźwięk dzwonka szybko zebrałem rzeczy, by jako pierwszy
wyparować z sali. Na pożegnanie rzuciłem nauczycielce ciche ‘dowidzenia’, a
innym uczniom już nieco głośniejsze „ Cześć, do jutra”. W tym momencie
cieszyłem się, że wybrałem sobie takie, a nie inne zajęcia rozszerzone, bo
dzięki temu mogę iść do domu, gdy reszta będzie się prażyć w szkole.
Schodząc na po schodach, zauważyłem stojących na półpiętrze chłopaków. O dziwo
byli sami. Nie bardzo wiedząc co zrobić, zacząłem poprawiać torbę na ramieniu.
W myślach powtarzałem sobie, nie spuszczaj głowy pokaż, że jesteś silny. To
jednak nie pomogło. Przechodząc obok nich, mimowolnie wlepiłem wzrok w buty,
które teraz były nad wyraz interesujące.
- To jest ten rycerzyk? – usłyszałem jednego z chłopaków. Udawałem, że mnie to
nie rusza, że pomylili osoby, albo najzwyczajniej w świecie olewam to co do
mnie mówią, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Bo raczej przypominało to
rozmowę o mnie, a nie do mnie, jednak tak bym wszystko słyszał. Nie mam pojęcia
który to by, bo nie odważyłem się podnieść głowy. W tym momencie moim jedynym
marzeniem, było zapadnięcie się pod ziemię.
- Mhhhmm. – mruknął kolejny i był to zapewne Zayn. Reszty rozmowy nie
słyszałem, gdyż oddaliłem się od nich na taką odległość, że było to niemożliwe.
Torbę rzuciłem w kąt i od razu podszedłem do laptopa, by go uruchomić. Usiadłem
na krześle, wpatrując się w czarny ekran.
- Tiduduum. – próbowałem naśladować dźwięk jaki sygnalizował włączenie się
komputera. Złapałem za myszkę i jeździłem nią po pulpicie, czekając aż
wszystkie programy się załadują.
- Niall umyj ręce, zaraz będzie obiad! – dobiegł mnie z dołu krzyk mamy.
- Chwila! – odkrzyknąłem, uruchamiając przeglądarkę. Włączyłem Twittera, radio
i bloga kumpla z Irlandii, by dowiedzieć się czy w końcu zdał na to prawo
jazdy. Mówię w końcu, bo nie zdać za piątym razem to trochę siara. Co prawda ja
w tym temacie mam najmniej do powiedzenia, bo w ogóle nie podchodziłem.
Bip... dźwięk przychodzącej wiadomości.
@MegEvans: Nialler! :>
@NiallHoran: Myszka? :D Jak tam w kraju koniczyny?
@MegEvans: Chora :/ Blee…
@NiallHoran: Oj. Ale nie musisz chodzić do szkoły. :D
@MegEvans: Ale muszę leżeć w łóżku. ;/ A tam co? Anglia świat wielkich
możliwości. :P
@NiallHoran: <jupi> Mam nowe przezwisko ;/
@MegEvans: Czy ja czuję sarkazm? Jakie?
@NiallHoran: Masz dobry węch. RYCERZYK ;/
@MegEvans: Ooo Kreatywnie. A to czemu?
@NiallHoran: Uratowałem dzisiaj dupsko pewnemu chłopakowi.
@MegEvans: Ty się jeszcze przez tą swoją dobroć to wyłożysz.
- Niall! Obiad! – usłyszałem zniecierpliwiony głos mamy.
@NiallHoran: Co ja poradzę, że taki aniołek ze mnie. Muszę lecieć. Obiad. :D
Bądź wieczorem na Skaype.
@MegEvans: Aniołek powiadasz? <haha> Leć. Smacznego.
@NiallHoran: Nie zapeszaj. :D
@MegEvans: Kocham Cię :*
@NiallHoran: Mi Tu :*
Wyłączyłem stronę. Zszedłem na dół po drodze zahaczając o łazienkę. Gdy
wszedłem do salonu, stół był już nakryty. Idealnie prosto ustawione talerze,
sztućce, obok serwetki przy których stały puste szklanki. Idealnie wyprasowany
biały obrus i tak samo idealnie ułożone kwiaty w wazonie, który stał dokładnie
na środku stołu. Moja mama jest jakby to powiedzieć… pedantką. Sam nie wiem jak
z nią wytrzymuję, ale na szczęście mam oparcie w tacie, po którym
odziedziczyłem niechęć do sprzątania. Zająłem swoje miejsce przy dłuższej
części stołu. Spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. Ohho… Tata się
spóźniał. Wziąłem do ręki widelec i już prawie pierwszy kęs wylądował w mojej
budzi, gdy usłyszałem mamę:
- Niall, kochanie. Rozłóż proszę serwetkę. Nie dopiorę później z twoich
beżowych spodni plan po sosie. – spojrzałem na nią spod byka. Czy ona nadal
miała mnie za małe dziecko, które nie potrafi jeść? Ostrożnie odłożyłem sztućca
i zrobiłem to o co poprosiła mnie rodzicielka. Co prawda niechętnie, ale
uczyniłem to.
- Witajcie, domownicy. – po domu rozległ się głośny krzyk taty. Do kuchni
wszedł z szerokim uśmiechem na twarzy. Swoją teczkę położył pod ścianą, by móc
spokojnie się z nami przywitać. Najpierw podszedł do mamy i kładąc ręce na jej
tali, skradł jej czułego buziaka. Mama oczywiście musiała udawać, że wcale jej
się to nie podoba i trzepnęła go ściereczką, którą akurat miała w dłoni. Mimo
to na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Smacznego Junior. – powiedział ojciec, podchodząc do mnie i całując mnie w
czubek głowy. Uniosłem wzrok, przeżuwając akurat to co miałem w buzi.
- Cześć. – odezwałem się z szerokim uśmiechem.
To był mój ulubiony widok po ciężkim dniu szkoły. Uśmiechnięta i zadowolona ze
swojego towarzystwa rodzina.
Hejka!
OdpowiedzUsuńDopiero co znalazłam Twojego bloga:) Muszę Ci powiedzieć, a raczej napisać, że bardzo, ale to bardzo świetnie piszesz:)
Jedyne słowa nasuwające mi się w tej chwili na to opowiadanie to ; zajekurwabiste... W pozytywnym znaczeniu tego słowa :*
OdpowiedzUsuń