wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 4 "Suddenly I'm famous, and people know my name.”


Weekend nie licząc nieprzyjemnych sytuacji związanych z Zayn’em mogę uznać do udanych. Poznałem trójkę świetnych znajomych, z którymi bardzo się zbliżyłem. Żyć nie umierać czyż nie? A właśnie, że nie. Jedno nie daje mi spokoju. Zayn. Brunet ewidentnie nie przepada za mną, a ja kompletnie nie mam pojęcia dlaczego. Pierwszego dnia rozmawiało nam się w porządku, dopiero następnego coś go ugryzło i do teraz daje o sobie znać. Nie jestem ślepy i widzę, że coś mu we mnie nie pasuje. A może on wie? Ale w jaki sposób miałby się dowiedzieć? Nie, to na pewno nie to, szybko wygoniłem te myśli z mojej głowy. W końcu gdyby wiedział Zayn, wiedzieli by również chłopacy, a wtedy na pewno nie zachowywali by się tak jak zachowują się teraz.
Z torbą na ramieniu wszedłem do szkoły. Czułem na sobie ciekawskie spojrzenia. Zacząłem się nawet zastanawiać czy przypadkiem nie mam czegoś na twarzy, ale przecież przed wyjściem brałem prysznic, więc raczej to nie to.
- Cześć Niall. – powiedziała drobna dziewczyna, która właśnie mnie mijała. Nie znałem jej, jedyne co kojarzyłem z widzenia, jak całą naszą szkołę, ale z grzeczność odpowiedziałem. Zanim doszedłem do klasy taka sama sytuacja powtórzyła się kilka razy. I to nie tylko dziewczyny się ze mną witały, ale i chłopcy. Skąd oni w ogóle wiedzieli jak się nazywam?
Spodziewałem się tego, że przez towarzystwo chłopaków, mogę stać się trochę bardziej zauważalny. W końcu nawet na Twitterze ilość osób obserwujących mój profil znacznie się zwiększyła, od kiedy Liam i reszta zaczęli dodawać na mojej tablicy posty. Ale nie sądziłem, że to wszystko przeniesie się do rzeczywistego życia. A tu proszę, odkąd poznałem chłopaków, w ciągu piętnastu minut powiedziałem więcej razy ‘ cześć’ niż w ciągu tygodnia, gdy ich nie znałem. Nie powiem, odpowiadało mi to. Doszedłem do wniosku, że nie ma sensu separować się od ludzi, bo i tak są marne szanse na powrót do kraju rodzinnego. Nie mogę też do końca życia unikać innych uczniów, czyż nie? Sytuacja z chłopakami tylko ułatwiła mi nowy start za co powinienem być im wdzięczny. Przez nich stałem się popularny w przeciągu kilkudziesięciu godzin.
Jednak po dwóch lekcjach zaczęło mnie to nużyć. Każde kolejne cześć z moich ust wypływało z coraz to większą obojętnością. Już nawet nie zwracałem uwagi do kogo mówię, robiłem to raczej z przyzwyczajenia. Najlepsze w tym wszystkim było to, że z żadnym z tych ludzi nie zamieniłem ani jednego zdania. Nawet nie udawali, że chcą mnie poznać, że są ciekawi jaki jestem, a nie tylko odzywają się do mnie przez wzgląd na popularnych kolegów. To bolało. Czy naprawdę bez Lou, Harry’ego, Liam’a i Zayn’a jestem nikim? Nie zauważalnym cieniem, z którym nikt by nie tęsknił, gdyby nagle zniknął?
Następną lekcją był francuski. Jak zawsze zająłem miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Czekając, aż nauczyciel zacznie swój wywód na temat tego, jak to powinniśmy wykorzystywać każdą okazję na naukę języków obcych, wyglądałem przez okno. Zajęcia z w-f innych klas naprawdę byłby o wiele ciekawsze niż gapienie się w pustą tablicę.
- Hej Niall. – obok mnie zajęła miejsce wysoka dziewczyn. Z pewnością była nawet wyższa ode mnie.
- Cześć. – odpowiedziałem nawet na nią nie patrząc. Powoli to całe zainteresowanie moją osobą zaczynało mnie męczyć, a nawet denerwować.
- Wolne miejsce? – zapytała i po dźwiękach jakie dochodziły do moich uszu już zaczynała się rozpakowywać. Skierowany w stronę okna przewróciłem oczami i spojrzałem na dziewczynę, wysilając się na uśmiech.
- A co jeżeli nie? – uniosłem brew.
- Dobrze wiem, że tak. Zawsze siedzisz sam. – uśmiechnęła się. No proszę, czyżby nie to, że zacząłem się kolegować się w chłopakami skłoniło ją do porozmawiania ze mną?
- Spostrzegawcza jesteś. – odwzajemniając uśmiech. Miło jest wiedzieć, że jednak się myliłeś i ktoś wie o twoim istnieniu.
- Ma się to coś. –poruszała zabawnie brwiami. Zaśmiałem się lekko, kątem oka obserwując poczynania nauczyciela, który sprzeczał się o coś z chłopakiem, siedzącym w pierwszej ławce. – Wiesz robię małą domówkę za tydzień. Rodzice wyjeżdżają i warto wykorzystać taką okazję. – powiedziała to w taki sposób jakby to był najbardziej oczywista rzecz na świcie. – I myślałam, że może byś wpadał. To znaczy wpadlibyście. – szybko się poprawiła, a moja dobre zdanie o dziewczynie wyparowało. A więc jednak. Na co ty liczyłeś Horan? Że ktoś chciałby z tobą gadać, gdyby ‘czwórka wspaniałych’ nie zwróciłaby na ciebie uwagi. Marzenie ściętej głowy.
- Jasne zapytam się. – powiedziałem oschle, jednak dziewczyna była tak bardzo zadowolona z tego, że są szansę na to, że na jej imprezie pojawią się chłopcy, że nawet nie zauważyła zmiany mojego nastroju.
- Na pewno nie pożałujecie. – uśmiechnęła się promiennie. Na tym skończyła się moja rozmowa z blondynkom. Może to i dobrze, bo mógłby powiedzieć jej coś nie do końca miłego i okazja na ‘świetną imprezę’ przeszła by mi koło nosa. Phh… Nie, nie odpuściłaby sobie obecności One Direction. A może posunęłaby się o tego, że nie wpuściłaby mnie do środka?
Kolejna lekcja minęła podobnie jak poprzednia. Dosiadł się do mnie jakiś chłopak, który nagle poczuł potrzebę poznania mnie. Ciekawe dlaczego? Szybko go jednak zbyłem. Gdy zadzwonił dzwonek sygnalizujący koniec czwartej lekcji z ulgą opuściłem klasę.
- Niall!- usłyszałem jak ktoś krzyczy moje imię. Miałem ochotę obrócić się w stronę skąd dobiegał głos i krzyknąć, że nie jestem ich sekretarką i jak tak bardzo boją się sami do nich podejść i zagadać to niech spadają. Nie było mi to jednak dane, bo gdy się obróciłem się, dostrzegłem machającego do mnie Harry’ego. Uśmiechnąłem się lekko, co raczej przypominało grymas i ruszyłem w jego kierunku. Te sytuacje, które miały miejsce w szkole, zdecydowanie popsuły mi humor.
- Co tak suniesz po tym korytarzu jak cień człowieka? – zapytał uśmiechnięty Lou. Zresztą jak zawsze. Nigdy nie widziałem go smutnego. Widać chłopak nie miał zmartwień, a może to, że miał przyjaciół niwelowało jego złe samopoczucie?
- Tak jakoś. – wzruszyłem obojętnie ramionami.
- No popatrz, zaraz się to zmieni. – Harry objął mnie ramieniem. –Idziemy stąd. – powiedział i ruszył w stronę schodów.
- To znaczy? – spojrzałem na jego ucieszony profil. Nie do końca wiedziałem co chłopak ma na myśli.
- Ty czasami naprawdę nie myślisz. – pokręciła z politowaniem głową Tommo, który szedł obok nas.
- Idziemy na wagary. – szepnął mi do ucha Harry. – Ale ciiii… nie mów nikomu, bo to niedozwolone. – mówił. Przez chwilę naprawdę zastanawiałem się czy mówi serio i naprawdę boi się iść na wagary, ale moje wątpliwości rozwiał nagły wybuch chłopaków.
- Nieee no… twoja mina… Warta Oskara. – zwijał się ze śmiechu Lou.
- Tylko nie mów, że uwierzyłeś w to, że.. – patrzył na mnie z niedowierzaniem Loczek.
- Chyba sobie żartujesz… Specjalnie to zrobiłem. – szybko mu przerwałem. Niech sobie nie schlebia, że mnie nabrał.
Po drodze dowiedziałem się, że idziemy nad rzeczkę, gdzie czekają na nas już Liam i Zayn. Już z daleka dobiegały nas głośne śmiechu. Widać dobrze się bawili. Pewnie Zayn miał jakiś problemy i dlatego zachowywał się tak w stosunku do mnie. Teraz wszystko minęło i relacje między nami się poprawią. Wmawiałem to sobie. Przecież w stosunku do innych był taki jak zawsze. Tu pożartował, tu powiedział przesłodzony komplement jakiejś dziewczynie, która omal przez to nie zemdlała. Tylko mnie tępił jak psa. Nie miliłem się. Gdy tylko doszliśmy na miejsce, od razu poczułem lekkie spięcie. Mulat jak zwykle patrzył na mnie jakbym wybił jego rodzinę łyżeczką. Starałem się jednak nie zwracać na to uwagi i zachowywać się naturalnie i na luzie. Przy nich czułem się naprawdę sobą, ale Zayn zdecydowanie mi to utrudniał. Podczas całego naszego spotkania nie obdarzył mnie ani jednym szczerym uśmiechem. Cały czas mi docinał i zawsze komentował każde moje zdanie. Kilka razy musiałem ugryźć się w język, by nie wybuchnąć i nie powiedzieć co o nim i jego zachowaniu sądzę. Wszyscy postrzegali mnie jako miłego i spokojnego chłopaka, jednak potrafiłem się zdenerwować, a wtedy byłem ostrzejszy.
Czas minął szybko. Chłopcy najwyraźniej od dawna mieli w planach ten wypad, bo Niall przygotował naprawdę sporo jedzenia. Kanapki, chipsy, ciastka, cukierki, żelki i innego typu słodycze. Obżarłem się niesamowicie. Oczywiście powiedziałem im o zaproszeniu na imprezę co wszyscy przyjęli z niebywałym entuzjazmem. Nawet mulat szczerzył się wesoło, gdy planował co będzie tam robić. Rzygać mi się chciało, gdy słuchałem co zamierza robić. Po prostu na samą myśl o chłopaku oblepiającym swoimi łapskami jakąś niczego nie świadomą i naiwną dziewczynę, mdliło mnie. A może to przez to, że mimo tego jak mnie traktował coś mnie do niego ciągnęło. Słuchając tego, poczułem najzwyczajniej w świecie ukłucie zazdrości. To głupie. Przecież on mnie nienawidzi, a nawet jeśli, by mnie tolerował to nie mam u niego szans. Po pierwsze nie mam piersi, a po drugie mam co innego, co niekoniecznie musi mu odpowiadać.
- Nie uważacie, że powinniśmy to sprzątnąć? – rozejrzałem się dookoła. Obok było pełno papierków, rozgniecionych chipsów czy butelek po napojach. Tak to jest jak czas spędza się na zabawie jedzenie. Tleniony oczywiście był oburzony faktem, że marnujemy jego ulubione chrupki na rzucanie sobie do buzi, bo z góry wiadomo, że nie trafimy.
- Jeśli chcesz bawić się w sprzątaczkę to proszę bardzo. My idziemy. – syknął w moja stronę Zayn i machnął ręką na chłopaków. Oni też nie bardzo przejmowali się bałaganem jaki tu panował. Po kolei prześledziłem każdego z nich wzrokiem, zatrzymując się dłużej na Liam’ie. Dziwne, ale zdążyłem już zauważyć, że on jest inny niż reszta. Bardziej rozsądny, poukładany i ma na nich jakiś wpływ.
- Faktycznie powinniśmy tu ogarnąć. – odezwał się w końcu, jakby odczytał z mojego wzroku, że on jest jedyną nadzieją.
- Naprawdę? – zwrócił się do niego mulat, nie wierząc w to co mówi jego przyjaciel. – Od kiedy tak bardzo przejmujesz się ekologią? – prychnął. Założył ręce na piersi dając nam do zrozumienia, że nie zamierza kiwnąć nawet palcem przy sprzątaniu. Blondyn zignorował zaczepkę kolegi i kucnął, by zbierać porozrzucane papierki. Udało się nam namówić Lou i Hazzę, by nam pomogli i w czwórkę uwinęliśmy się z tym wszystkim kilka minut.
- Rączki, by ci odpadły, co? – zapytał Lou, gdy wyszliśmy już na prostą.
- Daj mu spokój, pewnie jego kremik nie uwzględnia jakiegokolwiek wysiłku. – zaśmiał się Harry, a my wszyscy podchwyciliśmy. Pakistańczyk mrukną coś pod nosem, obdarzając nas spojrzeniem czysto sugerującym, że jesteśmy idiotami i przyspieszył kroku.
- No daj spokój Pięknisiu. – dogonił go Liam i rzucił mu się na szyję, próbując udobruchać rozwścieczoną bestię.
- Odwal się, ok? – wyswobodził się z jego uścisku i posłał w jego kierunku mordercze spojrzenie. Chłopak podniósł ręce w obronnym geście zostawił go w spokoju. Widać znał go na tyle dobrze, że wiedział kiedy odpuścić, a kiedy można się z nim droczyć. Ja osobiście nigdy nie odważyłbym się na to drugie.
Mulat cały czas szedł kilka kroków przed nami. Chłopcy wesoło rozmawiali, nie zwracając uwagi na Zayn’a. Ja tak nie potrafiłem. Mój wzrok uważnie śledził każdy jego ruch. Każde kopnięcie kamykiem, które było naszpikowane złością. Dobrze wiedziałem, że to ja jestem powodem jego złego humoru i zamierzałem się dowiedzieć czemu.
Nasza wspólna droga nie trwałą długo. Najpierw odłączył się Lou, później Liam, a na końcu Harry. Tak, to tego momentu bałem się najbardziej. Na moje nieszczęście mój dom był na drodze domu Zayn’a więc dziwne by było, gdybyśmy szli osobno. Zrównałem z nim kroku. Pierwsze kilka metrów pokonaliśmy w milczeniu, a chłopak nawet nie zaszczycił mnie swoim pięknym spojrzeniem. Wpatrywał się albo przed siebie, albo w czubki swoich butów. Mógłbym nawet stwierdzić, że broni się przed spojrzeniem na mnie i specjalnie ucieka wzrokiem. Ja za to spokojnie pozwoliłem sobie taksować jego twarz. Idealnie uwydatnione kości policzkowe, mięsiste usta, który wydawały się być stworzone do całowania. Pewnie to nie na miejscu, ale zastanawiałem się jak smakują? Czy są suche, czy może przyjemnie wilgotne? Chyba trwało to trochę za długo, bo chłopak zdecydował się do mnie odezwać. Dobre i to.
- Co się tak gapisz? – warknął i znowu wrócić do podziwiania swoich butów.
- Nic, tak tylko. – powiedziałem szybko nico zawstydzony faktem, że przyłapał mnie na wgapianiu się w niego. I w tym momencie cisza zaczęła mi przeszkadzać. Może i uznacie mnie za masochistę, ale nawet jego ostry ton przyprawiał mnie o dreszcze. W sumie to nie mam pojęcia jak reagowałbym na jego naturalną barwę głosu, bo najzwyczajniej w świcie się tak do mnie nie zwracał. Albo jego wypowiedzi były sarkastyczne, albo właśnie tak jak teraz, syczał w moją stronę ze złością. No oczywiście w czasie kiedy się na mnie nie darł.
- Wiesz może czy to prawda, że w Heven ma odbyć się wieczorek karaoke? - próbowałem zagaić rozmowę, chociaż doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie dolewam oliwy do ognia.
- Czy ja wyglądam jak punkt informacyjny? - zwrócił się w moją stronę już wyraźnie poirytowany tym, że próbuję nawiązać z nim jakikolwiek kontakt.
- Ok. O co ci właściwie?! – nie wytrzymałem. Próbowałem być miły, naprostować naszą sytuację, a on jak zawsze wyskakiwał do mnie z pyskiem. Wszystkie emocje, które kumulowały się w mnie od rana, nagle zapragnęły ujrzeć światło dzienne. – Widzę, że mnie nie lubisz, ale nie wiem dlaczego. Co ja ci takiego zrobiłem, bo chyba czegoś nie pamiętam! – pokręciłem głową, krzycząc na chłopaka, co całkowicie go zdziwiło. Dotychczas nigdy w ich towarzystwie nie podnosiłem głosu, nie denerwowałem się, bo najzwyczajniej w świecie nie miale ku temu powodu. No prócz tego jakie dawał mi mulat, ale się powstrzymywałem. Tym razem było inaczej. Chłopak wyprowadził mnie z równowagi tym swoim wcześniejszym dogryzaniem i głupimi komentarzami, które dodawał do każdej mojej wypowiedzi.
- Jesteś i to dla mnie wystarczający powód, by nie pałać do ciebie sympatią! – skrzywił się i też uniósł głos, co było raczej jego naturalnym odruchem. Bo jakby mógł być cicho, gdy ktoś go atakował. Toż to niedopuszczalne. Przyśpieszyłem kroku i stanąłem przed nim, tak by i on się zatrzymał.
- Zachowujesz się jak dziecko. – uniosłem lekko głowę, by móc spojrzeć w jego oczy. W czekoladowych tęczówkach widziałem złość, a wręcz nienawiść.
- Jasne. – prychnął. – Odezwał się „jestem Pan Horan i jestem idealny.” – szturchnął mnie w bark z taką siłą, że zrobiłem pół kroku w tył. Jednak nie chciałem dać z wygraną. Może i wyglądam na mięczaka, ale taki na pewno nie jestem. Na dam mu się traktować jak śmiecia. Niech mi powie co do mnie ma, bo bez tego nie odpuszczę.
- A więc o to chodzi "Panie Maliku jaki ja jestem piękny" - roześmiałem się chytrze. Co wyraźnie nie spodobało się chłopakowi. Czyżby zabolał go mój niewinny żarcik. - Ty nie nienawidzisz mnie, tylko twoje wyobrażenie o mnie. - rozgryzłem go. - Jesteś żałosny, wiesz? – może nie powinienem tego mówić, skoro chciałem naprawić naszą relację. Ale naprawdę tak uważałem. Bo jaki inaczej nazwać osobę, który wymyśla sobie niestworzone historie o drugim człowieku i w nie tak bardzo wierzy, że nie widzi prawdy?
- Na pewno nie bardziej niż ty. - syknął w moją stronę i próbował mnie minąć. Ja jednak zwinnie zatarasowałem mu drogę. - Odpieprz się, ok?! -powiedział zbliżając swoją twarz do mojej. Najwyraźniej myślał, że tym gestem mnie przestraszy i mu odpuszczę. Nic z tych rzeczy. Jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że muszę do niego dotrzeć. Był dla mnie jedną wielką zagadką.
- Nie zamierzam. - pokręciłem głową i położyłem dłoń na jego klatce piersiowej, delikatnie go od siebie odpychając. Sam nie wiem skąd we mnie wzięło się tylko odwagi, ale czułem, że jeżeli teraz nie powiem mu wszystkiego co czuję, nie będę miał ku temu już okazji. - O co ci chodzi? - powtórzyłem jeszcze raz pytanie.
- O gówno!- warknął. - Znajdź sobie własnych przyjaciół, ok? I odwal się od moich! -
A więc tu tkwił problem. Nieposkromiony Zayn bał się, że zabiorę mu to, dzięki czemu jest taki jaki jest. Szczerze mówiąc rozumiałem go trochę. Mógł poczuć się odepchnięty na bok, gdy chłopcy próbowali mnie poznać, ale ja wcale nie zamierzałem zajmować jego miejsca. Chciałem po prostu znaleźć nową paczkę i wrócić do życia.
- Phhh. Jak ty możesz nazywać ich przyjaciółmi, skoro nawet w takiej sytuacji im nie ufasz? - rzuciłem do niego. Nie to chciałem powiedzieć. Jednak gdy tylko otworzyłem usta te słowa same z nich wypłynęły. Widziałem po minie chłopaka, że tym sformułowaniem jeszcze bardziej go zdenerwowałem. Mógłbym przysiąc, że jeżeli wzrok by zabijał, już dawno leżałbym przed nim trupem. - Jesteś dla nich najważniejszy i ani ja, ani nikt inny, nie zastąpi im trochę zbyt pewnego siebie i zabawnego Malik'a. - powiedziałem spokojnie. - Nawet gdybym bardzo chciał nie dałbym rady ciebie zastąpić. Ustawiłeś za wysoko poprzeczkę. - uniosłem głos, widząc, że do niego nic nie dociera.  Naprawdę był skończonym kretynem, jeżeli tego nie doceniał. Miał wszystko. Wygląd, powodzenie u dziewczyn, wspaniałych przyjaciół, a i tak ciągle mu coś nie pasowało. – Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie masz szczęście, że ich masz! – mówiłem do niego. Wyraz twarzy chłopaka z sekundy na sekundę się zmieniał. Początkowo jego oczy ciskały we nie piorunami, policzki poczerwieniały ze złości, a usta miał twardo zamknięte, by tylko broń Boże czegoś nie odpowiedzieć. Muszę przyznać, że był na tyle kulturalny, że mnie nie przerywał, a może po prostu obmyślał, co może powiedzieć, by jeszcze bardziej mi dowalić. Teraz złe emocje jakby z niego uchodziły. Rozluźnił nawet pięści, które mocno zaciskał w czasie kiedy ja się na niego wydzierałem. Może coś do niego dotarło, a może po prostu już dawno wyłączył się z rozmowy i tylko udaje, że mnie słucha, a tak naprawdę wyobraża sobie moją śmierć na milion sposobów? Nie wiem.  – Ja swoich musiałem zostawić w Irlandii! – ciągnąłem. Chyba trochę za bardzo wczułem się w rolę, bo ręce latały mi w każdą stronę. Kilka razy nawet Zayn musiał zrobić unik, by nie oberwać. – Nigdy nie miałem zamiaru stawać między wami, a najwyraźniej to robię. Naprawdę. – powoli się uspokajałem. W oczach chłopaka nie było już śladu po wściekłości, która wypełniał je po brzegi jeszcze kilka minut temu. Patrzył na mnie i mogę przysiąc, że analizował moje słowa. – Przepraszam, że chciałem znowu być sobą. – powiedziałem cicho. W tym momencie najchętniej rzuciłbym się na łóżko i wypłakał w poduszkę. Spuściłem wzrok i mrugnąłem kilka razy, by powstrzymać cisnące się do moich oczu łzy. Przecież się przed nim nie rozpłaczę. Nie dam mu kolejnego powodu, do wyśmiewani nie. Czekałem, aż chłopaka roześmieje się mi w twarz i powie, że bardzo przekonująco wyglądałem, ale mnie nie kupuje. Każe mi się odwalić od niego i chłopaków. On jednak nie odpowiedział nic. Patrzył na tymi swoimi oczami i wiercił dziurę w brzuchu. Jego milczenie w połączeniu z tajemniczym uśmiechem, było jeszcze gorsze. Naprawdę wolałbym by wydarł się na mnie i kazał mi spadać.
- Co zatkało? – chciałem jakoś zmusić go do wyrażenia swojej opinia na ten temat. Czegokolwiek.
- Myślę. – powiedział zdawkowo. No proszę, Zayn myśli kto by się spodziewał. Zawsze wydawało mi się, że w stosunku do mnie mówi co mu ślina na język przyniesie. Chociaż nie. Niektóre zdania były tak bolesne, że pewnie się nad nimi trudził długi czas.
- Nad czym tu myśleć? Mówisz spadaj, a zostawię ciebie i TWOICH przyjaciół w spokoju. Może to zabrzmi dziwnie i mi nie uwierzysz, ale na tobie też mi zależy. – powiedziałem nie do końca zastanawiając się nad sensem tego zdania. Nie wiem czemu, ale to zrobiłem. Wyrzuciłem to z siebie. Zależało mi na tym chłopaku i to cholernie, ale się przecież teraz nie przyznam. Bo jak może zależeć ci na kimś kto codziennie miesza się z błotem? To chore.
- Nie. – odpowiedział znowu półgębkiem.
- Co nie? Mógłbyś to trochę bardziej rozwinąć, wiesz? – założyłem ręce na piersi. Uniosłem jedną brew czekając na dalszą wypowiedź chłopaka. I wtedy stało się coś czego bym się nie spodziewał. Zayn uśmiechnął się do mnie szeroko i łapiąc się za kark, spuścił głowę.
- To znaczy nie musisz spadać.– podniósł niepewnie na mnie wzrok. Pierwszy raz widziałem go takiego… zawstydzonego? – Myślę, że jestem w stanie się nimi podzielić.
- Ciekawe co na to chłopacy. – zaśmiałem się lekko. Ulżyło mi. Najwyraźniej dotarłem do chłopaka.
- Przecież może to być nasza mała tajemnica? – spojrzał na mnie z niewinnym uśmieszkiem, oczekując odpowiedzi. Wiedziałam, że nie może być ona inna. Z radosnym uśmiechem pokiwałem twierdząco głową.
Mimo tego, że można tak powiedzieć pogodziliśmy się, dalsza droga minęła nam w milczeniu. Nie przeszkadzało mi to. Miałem przynajmniej czas na przemyśleniu kilku spraw, które i tak nieodłącznie wiązały się z chłopakiem. Na pożegnanie każdy uśmiechnął się nie pewnie do drugiego, wypowiadając prawie niesłyszalne „do zobaczenia”.
Wszedłem do domu.  Już od progu wołałem radośnie, że wróciłem i dzień minął fajnie, ale nikt mi nie odpowiedział. Zdziwiony taki obrotem sprawy rzuciłem torbę na schody i ruszyłem w stronę salonu, by zobaczyć co się dzieje. Nikogo nie było. Szybki ‘spacer’ do kuchni, też nic.  Dziwne… Tata jest w pracy, a mama powinna być w domu i szykować obiadek dla swojego wygłodniałego syna. No cóż, najwyraźniej miała inne poglądy na ten temat. Jedną ręką zgarnąłem plecak ze schodów i wbiegłem do pokoju. Czym prędzej chciałem się podzielić wspaniałą nowiną z Meg. Zalogowałem się na Twitterze. Niestety dziewczyny nie było. Przejrzałem, więc profile znajomych, odpisałem na kilka wiadomości. Większość z nich była od kumpli z Irlandii. Pytali się co u mnie, jak mi idzie w szkole i czy w końcu zdecydowałem się zacząć uczyć. Oczywiście nie zabrakło wiadomości od dziewczyny ze szkoły. Natychmiast musiała wiedzieć czy przyjdziemy. Jako, że wydarzenie z Zayn’em poprawiło mi humor, odpisałem grzecznie, że wpadnie i nie możemy się już doczekać.
Minęła godzina 19, a rodziców nadal nie było. Postanowiłem, więc sam zatroszczyć się o własny żołądek i poczłapałem do kuchni. Otworzyłem lodówkę w celu zapoznania się z jej zawartością i dopiero teraz dostrzegłem karteczkę, którą zostawiła mi za pewne rodzicielka.
„ Witaj kochanie. Wiem, że to jest miejsce, w które od razu po szkole pewnie zajrzysz, więc kartkę zostawiłam ci tutaj. :) Ojciec wyciągnął mnie na romantyczną podróż po okolicznych mieścinach. Dlatego będziemy późno. Ugotuj sobie pierogi. Są w zamrażalce. Mama. Xoxo”
Czytając treść kartki kręciłem z rozbawianiem głową. Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego, że moja własna matka próbuje być na topie i pisze do mnie liściki z emotikonkami.
Zrobiłem tak jak poleciła. Przygotowałem sobie obiad, co raczej zważając na godzinę można było podciągnąć pod kolację i powędrowałem z talerzem przed telewizor. Włączyłem pierwszy lepszy program i zajadając się pierogami prosto z TESCO zagłębiałem się w tajniki życia krokodyli. Z transu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Moją pierwszą myślą było, że pewnie Meg jest w końcu w domu i chce pogadać, jednak to co zauważyłem sprawiło, że moje serce na moment przestało bić.
Od: Zayn
 „Cześć. Wiem, że powinienem zrobić to osobiście, jednak nie potrafiłem zebrać się w sobie. :)
 Chciałem cię przeprosić za moja ostatnie zachowanie. Faktycznie zachowywałem się jak dupek. :/ Tak więc sorry i mam nadzieję, że nie będziesz chował do mnie urazy. A może po prostu zaczniemy od nowa? J Cześć. Jestem Zayn Malik i chciałem cię podziękować za to, że wziąłeś na siebie moją winę.”  

Z wrażenie odłożyłem widelec na bok i wziąłem się za odpisywanie.

Do: Zayn
O jakim zachowaniu mówisz? :P Cześć Zayn. Nazywam się Niall i szczerze mówiąc nie ma za co. Trochę cię wykorzystałem, bo dzięki temu minął mi angielski. Tak więc przyjemność po mojej stronie.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz