czwartek, 9 maja 2013

04.

Cześć Wam!
Dzisiaj właśnie dobiega końca mój weekend majowy i postanowiłam dodać rozdział. No dobra miałam dodać dopiero jutro wieczorem, ale z pewnych względów dodaję dzisiaj.
Tak, a więc nie przedłużając zapraszam na rozdział, po dość długiej przerwie i mam nadzieję, że do końca tego opowiadania już takowej nie będzie. :D
Rozdział jest nieco dłuższy niż zazwyczaj, ale to tak na przeprosiny i mam nadzieję, że dotrwacie do końca.



Otworzyłem oczy, a blask światła słonecznego przedzierającego się przez zasłony w moim pokoju, które były bezczelnie rozsunięte - wyczuwałem tu ingerencje osób trzecich - sprawił, że po sekundzie na nowo je przymknąłem. Obróciłem się na drug bok, by jak najbardziej odciąć się od światła. Naciągnąłem nawet na głowę kołdrę, ale po kilku minutach takiego leżenia doszedłem do wniosku, że lepiej wstać i mimo zmęczenia jakie mną szargało przeżyć jeszcze te kilkadziesiąt lat niż udusić się po pierzyną. Zamaszystym ruchem pozbyłem się kołdry, pozwalając chłodnemu wietrzykowi otulić moje ciało, okryte samymi bokserkami. Rozłożyłem się na łóżku niczym rozgwiazda na dnie oceanu i w takiej pozycji przetrwałem kolejne dziesięć minut, wpatrując się w sufit. Dopiero teraz - wcześniej byłem zbyt zajęty użalaniem się w myślach nad moim marnym losem, dotyczącym tego, że w tak perfidny sposób jak rozsunięcie zasłon, zostałem obudzony w sobotni ranek - poczułem nieprzyjemny smak w ustach. Nie potrafiłem go jednak od razu zidentyfikować. Zdecydowanie nie było on świeży jak zaraz po umyciu zębów, raczej nieprzyjemny. Coś jakby kwaskowaty. Zupełnie jakbym wczorajszej nocy wymiotował. O Boże! Wymiotowałem. Na samo wspomnienie zrobiło mi się nie dobrze, więc przyłożyłem sobie dłoń do ust, chcąc powstrzymać odruch wymiotny jaki mną wstrząsnął.
Nigdy nie lubiłem wymiotować, co nikogo nie powinno dziwić, bo kto lubi? Nigdy też nie miałem z tym problemu i ostatni raz zdarzyło mi się to, gdy miałem trzynaście lat i po zjedzeniu wielkiego hamburgera poszedłem na karuzelę. Cóż, nic wartego wspominania. Dlatego, jeżeli wczoraj wymiotowałem to znaczyło, że albo najadłem się, a później odwiedziłem lunapark, albo tak bardzo upiłem się w klubie, że nawet tego nie pamiętam. Biorąc pod uwagę fakt, że nie potrafiłem przypomnieć sobie jak wróciłem do domu i dotarłem do łóżka, opcja z karuzelami, wydawała mi się co najmniej śmieszna. Poza tym jaki lunapark jest otwarty w nocy?
Westchnąłem czując wzrastające w mnie upokorzenie, bo znając siebie i doskonale pamiętając, że Liam był umówiony na kolację z rodzicami Aarona, przez co nie mógł być w klubie ze mną, mogłem się wszystkiego spodziewać. Modliłem się tylko w duchy by nie miało to nic wspólnego z Zaynem.
Podniosłem się do pozycji siedzącej, czego od razu pożałowałem, bo natychmiast dopadły mnie zawroty głowy, spowodowane nagłą zmianą wysokości. Nie pozwoliłem sobie jednak ponownie się położyć, bo byłem pewien, że gdybym tylko to zrobił, co najmniej do następnego ranka nie wstałbym z łóżka, a tego zdecydowanie nie pochwalała moja mama. No właśnie mama. Przecież ona mnie zabije, bo wątpię, by nie wyczuła smrodu jaki ciągnął się za mną lub nie usłyszała mojego powrotu.
Po spędzeniu kilku minut siedząc na łóżku z zamkniętymi oczami i przystosowywaniem się do innej pozycji niż leżenie, ostrożnie podtrzymując się ramy łóżka, wstałem. Nie było tak źle - pomyślałem, jednak zmieniłem zdanie, gdy próbowałem zrobić samodzielne kroki, a kolana się pode mną ugięły, że o mały włos nie runąłem na ziemię. Na szczęście zdążyłem opaść pośladkami na łóżko. Po następnych kilku minutach ponowiłem próbę i tym razem udało mi się dojść do łazienki, bez zbędnych komplikacji.
Najpierw dokładnie wyszczotkowałem zęby, by pozbyć się nieprzyjemnego smaku. Dopiero później wskoczyłem pod prysznic pozwalając wodzie zmyć z mojego ciała wspomnienia - których i tak nie było za dużo - wczorajszej nocy.
Po kilkunasty minutach orzeźwiony i zdecydowanie lepiej pachnący, wytarłem się i z ręcznikiem opasanym w biodrach wyszedłem do pokoju, ubrać się.
W świeżych ciuchach i z delikatnym uśmiechem na twarzy zszedłem na dół. Głowa nie pulsowała mu już tak mocno jak rano i tylko lekko pobolewała, gdy zrobiłem jakiś nagły skręt czy podskok.
- Cześć mamuś. - powiedziałem, wchodząc do kuchni. Podszedłem do mamy i ucałowałem ją  policzek. - Dziękuję i przepraszam. - powiedziałem od razu. Byłem jej bardzo wdzięczny, że zajęła się mną w nocy, bo naprawdę nie sądziłem, że byłbym w stanie sam się rozebrać i wrzucić ubrania do miski z wodą, by wymiociny, które na nich były nie zaschły, a smród nie unosił się po całym domu.
Kobieta obróciła się w moją stronę trzymając nóż w jednej ręce, a ogórka w drugiej i posłała mi zawiedziony i rozzłoszczone spojrzenie. Zrobiłem krok do tyłu, unosząc ręce w obronnym geście, bo wyglądała jakby zaraz miała mi przyłożyć tym ogórkiem.
- To nie mi powinieneś dziękować Niall. - powiedziała spokojnie, matczynym tonem, którego używała za każdym razem gdy czymś ją rozczarowałem. Na przykład wtedy, gdy jako siedmioletnie dziecko nie chciałem pozwolić bawić się innemu chłopczykowi swoim samochodzikiem, mimo że ja wziąłem do piaskownicy kilka, a on nie miał ani jednego. Powiedziała mi wtedy, że powinienem dzielić się zabawkami, z innymi dziećmi, a on mi na pewno tego autka nie zje. Cóż... byłem wtedy dzieckiem, ale już wiedziałem, że gdy mama mówi do mnie w ten sposób, muszę zrobić to o co mnie prosi, bo w innym przypadku ją zawiodę.
Nie bardzo wiedziałem o czym starsza kobieta mówi, dlatego zmarszczyłem tylko brwi.
- Niall naprawdę aż tak źle z tobą wczoraj było, że nie pamiętasz kto cię przyprowadził? - spojrzała na mnie niepocieszona. Skinąłem głową prawie że niezauważalnie. Było mi wstyd, że mama musiała widzieć mnie w takim stanie. Na pewno nie jest to przyjemny widok, wiedzieć swoje dziecko zalane w trupa.
- Przykro mi, że musiałaś mnie widzieć w takim stanie. Naprawdę tego nie planowałem. - spuściłem wzrok, przyglądając się swoim skarpetkom.
- No jasne, że nie planowałeś. - powiedziała głośno rodzicielka, odkładając rzeczy, które trzymała w dłoniach na kredens, by później oprzeć się o niego tyłkiem, a ręce skrzyżowała pod biustem. - Musiałbyś być naprawdę głupi albo zdesperowany planując coś takiego. - zaśmiała się. Jednak ten śmiech był daleki on jej zwyczajnego wesołego śmiechu jakim mnie witała każdego ranka, przed wyjściem do szkoły, gdy miała na późniejszą godzinę. - Aż boję się pomyśleć co by się z tobą mogło stać, gdyby nie Harry i Zayn. Boże dzięki ci za tych chłopców. - uniosła ręce do góry i spojrzała w sufit, jakby chciała dojrzeć nieba. Rozszerzyłem oczy w szoku, słysząc imiona starych znajomych. Czy mogło być jeszcze gorzej? - Gdyby nie oni, pewnie leżałbyś gdzieś pod jakąś ławką. Nie daj boże ktoś by cię okradł, pobił. Pomyślałeś o tym? - zapytała, patrząc na mnie uważnie. Normalnie uznałbym to za pytanie retoryczne, ale wzrok mojej mamy wiercił w moim brzuch dziurę, oczekując odpowiedzi. Pewnie chciał bym przyznał się do błędu i nieodpowiedzialności z mojej strony, bym na dłużej to zapamiętał.
- Dobrze, że we mnie wierzysz. - zaśmiałem się, chcąc jakoś rozładować atmosferę. Nie bardzo mi to jednak wyszło, bo kobieta spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Naprawdę Niall? To wcale nie jest śmieszne. - powiedziała ostro, obracając się w stronę blatu by na nowo zacząć kroić ogórka. - Nie życzę sobie więcej takich sytuacji w tym domu i nie życzę sobie by mój syn doprowadzał się do takiego stanu. - mówiła nie patrząc nawet na mnie, a ja jedyne co mogłem zrobić to przytaknąć jej. Mama była naprawdę kochaną kobietę. Była zabawna, wesoła i chociaż zawsze zawstydzała mnie przy znajomych nie zamieniłbym ją na żadną inną. Jedynym minusem jej było to, że gdy coś jej się nie podobało nie znosiła sprzeciwu. Dlatego nie miałem innego wyboru, jak obiecanie jej, że więcej nie doprowadzę się do takiego stanu.
- I naprawdę sądzę, że powinieneś zaprosić chłopców na kawę. Tylko żadne piwo. - obróciła się by spojrzeć na mnie przez ramię, celując w moją stronę nożem. - I im podziękować. Nie sądzę, by wielu przyjaciół pozwoliło się komuś obrzygać. Ja kochanie na ich miejscu dawno zostawiłabym cię pod jakimś krzakiem. Miałbyś nauczkę. - powiedziała, wrzucając pokrojonego w plasterki ogórka do miski.
- Słucham? - zapytałem zdziwiony tym co usłyszałem od mamy, a moje upokorzenie w tym momencie sięgnęło chyba zenitu. Obrzygałem Zayna i Harry'ego, przecież oni mi będą to do końca życia wypominać. Nie dość, że żałosny i beznadziejny w łóżku to jeszcze nie potrafi pić. Nic tylko iść skoczyć z mostu.
- A najlepiej to zaprosić ich na obiad. - powiedziała, kierując się w stronę lodówki, by wyjąć śmietanę. Podkuliłem nogi na krzesło i przycisnąłem je do klatki piersiowej. Nie wyobrażałem sobie wspólnego posiłku z Zaynem, Harrym i moją mamą. To byłaby jakaś katastrofa.
- Umm tak. Zaproszę ich na kawę. Albo kupię jakąś bombonierkę. Coś wymyślę. - powiedziałem i wstałem z krzesła, by udać się do swojego pokoju. Jasne było, że nic im nie kupię, ani nie zaproponuję im wspólnego wyjścia. Za to będę unikał ich jak diabeł święconej wody.
Położyłem się na łóżku i wziąłem komórkę do ręki. Naprawdę chciałem pamiętać co wydarzyło się wczorajszej nocy, a na razie poza wejściem do klubu pamiętałem naprawdę niewiele. Wszedłem w listę kontaktów chcąc upewnić się czy przypadkiem nie poznałem kogoś z kim zacząłem flirtować, biorąc pod uwagę, że taki był mój wcześniejszy plan. Ku mojemu zadowoleniu nie znalazłem żadnych nowych numerów. Odetchnąłem z ulgą. Postanowiłem jednak zajrzeć w zdjęcia z aparatu, bo znałem siebie na tyle dobrze, że wiedziałem iż lubię upamiętniać na zdjęciach różne wydarzenie z mojego życia.
Bęc.
Uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło, nie mogąc patrzeć na to zdjęcie. Wsiałem uwieszony na szyi Zayna, a chłopak z wyraźnie rozbawionym czymś uśmiechem patrzył się wprost w obiektyw aparatu. Moja głowa swobodnie leżała na jego ramieniu, a przez pół otwarte usta mogłem się domyślić, że coś właśnie mówiłem. Moja bluzka był cała brudna, aż dziw, że Malik nie brzydził się mnie dotknąć. Z drugiej strony było widać tylko kawałek twarzy Harry'ego, co znaczyło, że albo Hazz nie potrafi robić zdjęć z ręki, albo zdjęcie robił Zayn.
Westchnąłem jeszcze raz przyglądając się zdjęciu i patrząc na nie wysilałem mózg, chcąc przypomnieć sobie cokolwiek co wczoraj miało miejsce.

Wszedłem do klubu, by rozerwać się tym samym pokazując Malikowi, że mam gdzieś ten cały jego zakład i nie przejmuje się tym, że wykorzystał mnie w tak perfidny sposób, a gdy podejdzie do mnie oleję go na rzecz jakiegoś innego przystojniaka. 
Usiadłem przy jednym z dwóch barów i rozejrzałem się w poszukiwaniu mulata, bo co za sens było robić przedstawienie, gdy głównego widza nie było? Nie mogłem go jednak nigdzie zobaczyć i już straciłem nadzieję na to, że coś z tego wyjdzie, gdy ujrzałem go siedzącego na jednej z kanap w loży z jakimiś chłopakami. Wydawało się, że dobrze się bawi w towarzystwie nieznanych mi osób. Jeden nawet próbował się już do niego dobierać, ale Malik jednym spojrzeniem studził jego zapał i kończyło się na tym, że blondyn tylko całował go przelotnie w szyję. 
Postanowiłem więc działać. Najpierw wypatrzyłem na parkiecie idealnego kandydata. Był to wysoki i dobrze zbudowany blondyn, jednak jego odcień był znacznie ciemniejszy niż mój. Miał na sobie luźną szarą bokserkę, czarne rurki i zwyczajne trampki. Mógł mieć góra 23 lata, więc był to dobry wiek i z moich obserwacji wynikało, że jest tu sam, a bynajmniej bez partnera uczepionego do jego boku. Dokończyłem więc drinka i ruszyłem w jego stronę. 
Na początku tańczyłem w niedalekiej odległości od niego, posyłając mu lekkie uśmiechy, które miały dać mu do zrozumienia, że jestem nim zainteresowany. W między czasie też zerkałem w stronę Zayna czy mnie widzi. Niestety mulat był za bardzo zaabsorbowany swoim dzisiejszym towarzystwem. Mógł mnie też nie wiedzieć przez tłum jaki mnie zasłaniał, bo sam miałem trudności z wychwyceniem sylwetki bruneta. Dlatego postanowiłem, że gdy tylko zwrócę na siebie uwagę blondyna, przetransportuję się z nim bliżej Zayna by mógł mnie dostrzec. 
Posłałem kolejny uśmiech do nieznajomego i tym razem go wychwycił, bo odwzajemnił gest, na co przygryzłem delikatnie wargę. I choć czułem się jak ostatni kretyn podrywając jakiego kolesia w klubie, tylko po to by wzbudzić zazdrość w innym kolesiu, który nawet nie jest mną zainteresowany, pierwsze część planu podziałała. Chłopak nie wiedząc gdzie utkwić wzrok spuścił głowę. Och... Czyżbym miał do czynienia z samym sobą przed spotkaniem Malika?
Podszedłem do niego powoli, nie spuszczając wzroku z twarzy nieznajomego chłopaka.
- No cześć. - uśmiechnąłem się czarująco, a bynajmniej w moim odczuciu tak było.
- Cześć. - odpowiedział blondyn, spoglądając w moje oczy.
- Widzę, że się bawisz sam i tak sobie pomyślałem, że może chciałbyś to zmienić? - uniosłem do góry jedną brew - nie ma to tamto Horan, mistrz podrywu się we mnie odezwał - od razy łapiąc go za biodro i przysuwając go do siebie. 
- Skoro tak nalegasz. - zaśmiał się. Z tym uśmieszkiem wyglądał, zdecydowanie pewniej siebie. 
- Zawsze biorę to co chcę. - powiedziałem, choć było to totalnym kłamstwem. Nigdy nie potrafiłem zmusić czy nakłonić osoby któraś nie chciała czegoś zrobić, do tego by to zrobiła. Wyjątkiem oczywiście był Liam, ale on był moim przyjacielem, więc nie zaliczałem go do tej listy.
- A ja zawsze ulegam takim pięknym oczom. - powiedział uśmiechając się uroczo, przejeżdżając dłonią po moim policzku, by na końcu zatrzymać się na moim karku. Tym tekstem totalnie zbił mnie z pionu. Nie sądziłem, że tak jawnie odwzajemni flirt. Sądziłem raczej, że to ja mimo moich marnych umiejętności flirciarza będę górą. Cóż... muszę chyba zmienić podejście. Zerknąłem w stronę Malika, jednak nie mogłem go zobaczyć przez tańczący tłum. Mój nowy znajomy chyba to zauważył, bo zerknął w tym samym kiernuku.
- Upewniasz się, że chłopak cię nie widzi? - zapytał, spoglądając na nie. Chciałem powiedzieć, że wręcz przeciwnie, ale się powstrzymałem. 
- Nie mam chłopaka, jeżeli interesuje cię ta wiadomość. - wzruszyłem ramionami, a nasze ciała poruszały się w rytm muzyki. 
- Ja też nie mam chłopaka, jeżeli cię to interesuje. - powiedział, uśmiechając się do mnie łobuzersko. 
Później reszta poszła z górki, a bynajmniej tak mi się wydawało. Trochę porozmawialiśmy, ocierając się przy okazji o siebie. Dowiedziałem się, że ma na imię Lukas i jest na drugim roku medycyny oraz, że wynajmuje mieszkanie z przyjacielem i jego dziewczyną. Cały czas oczywiście zerkałem z stronę stolika mulata i niepostrzeżenie przez mojego partnera, przesuwałem się w tamtą stronę. 
Gdy kolejna piosenka się skończyła, a na jej miejsce wstąpiła nowa, Lukas przysunął się do mnie, by wyszeptać mi do ucha coś co nie miało dla mnie zbyt wielkiego znaczenia. Znacznie bardziej skupiłem się na tym, że gdy skończył mówić, przygryzł płatek mojego ucha, a później złożył pocałunek na mojej szyi. W sumie cieszyłem się, że był na tyle odważny, by zrobić pierwszy krok dążący w tym kierunku, bo sam uświadomiłem sobie, że nie bardzo wiedziałem jak się za to zabrać. Dlatego gdy chłopak odsunął się ode mnie z szerokim uśmiechem, a ja byłem pewny, że w jakim stopniu mu się podobam, pocałowałem go. Złapałem go za kark i przyciągnąłem do siebie, wpijając się w jego usta. Były zdecydowanie mniej miękkie niż Malika i zdecydowanie inaczej smakowały. Co prawda też czułem coś pomieszanego z alkoholem i papierosami jak to często było, gdy całowałem się z Zaynem, tym razem to połączenie mnie odrzucało. Innym powodem dla którego nie podobał mi się ten pocałunek, było to co chłopak robił z językiem. I może nie powinienem się odzywać, bo nie jestem żadnym znawcą czy coś w tym stylu, ale chwilami czułem się jakby chłopak, przez to jak głęboko wpychał swój jęzor, chciał mnie udusić lub zobaczyć, czy mam już ząb mądrości. Do tego co on z nim robił? Wiercił, kręcił nim w zastraszającym tempie co może innym się podobało, ale mi ani trochę. Zupełnie nie umiałem się z nim zgrać, a po minucie, gdzie powinienem chcieć więcej i więcej, miałem już dosyć. Nie pomagało też to, że cały czas myślałem o Zaynie i o tym jaki on był dobry w całowaniu mnie i jak doskonale wiedział co lubię. 
Położyłem dłonie na klatce piersiowej chłopaka i odepchnąłem go lekko od siebie, posyłając mu nieco wymuszony uśmiech. Jedyne co w tym momencie chciałem zrobić to od niego uciec. 
- Umm... Ja muszę do toalety. Wybacz na chwilę. - powiedziałem, uśmiechając się do niego, by zachować pozory, że mi się podobał. 
- Jasne. - skinął głową. - To czekam. - powiedział. Posłałem mu jeszcze raz uśmiech i odszedłem od chłopaka kierując się w stronę toalet. Oczywiście nie musiałem iść do ubikacji, chyba że zwymiotować, ale odpuściłem to sobie i wróciłem do baru, starając się, żeby Lukas mnie nie zauważył. 
Zamówiłem kolejnego drinka i oparłem się załamany łokciem o blat. Miałem nadzieję, że Zayn tego nie widział.
Następne podejście mające na celu pokazać Zaynowi, że wcale nie złamał mnie tym zakładem było jeszcze bardziej nie udane. Po wypiciu trzeciego już tej nocy drinka, wstałem z krzesła i udałem się w stronę chłopaka o rudawym odcieniu włosów. Był całkiem przystojny jak na rudzielca, a piegi na jego nosie, które mogłem zobaczyć z bliska dodawały mu jeszcze więcej uroku. Był idealny do tego by wzbudzić zazdrość z Maliku. Jednak nie zdążyłem się nawet do niego odezwać, a obok zjawił się jego chłopak, co mogłem wnioskować po tym jak zaborczo objął go w pasie i posłał mi mordercze spojrzenie. Oczywiście nie miałem zamiaru ani wykłócać się o chłopaka, którego w ogóle nie znałem, a tym bardziej rozbijać jakiegoś związku - nie żebym miał na to w ogóle jakieś szanse. Dlatego od razu zrobiłem niewinną minę i z lekkim uśmiechem odszedłem ponownie do baru.
Nie sądziłem, że głupie podrywanie kolesi w klubie może być takie trudne, ale najwyraźniej jeszcze mało wiem o świecie homoseksualistów - co ja gadam. W świecie heteryków też nie byłem za dobry w podrywaniu.
Zamówiłem kolejnego drinka, tym razem mocniejszego, tak żeby dodać sobie odwagi. Niestety nie pomogło to za bardzo, bo gdy dosiadł się do mnie pewien chłopak - dobra był brzydki jak noc - i próbował ze mną flirtować, nie potrafiłem się wystarczająco rozluźnić i wykorzystać tej okazji. Ale z drugiej strony jak Zayn mógłby być zazdrosny o tego chłopaka? Ile on mógł mieć lat? Może z 18-19, a na jego twarzy widać jeszcze było blizny po młodzieńczym trądziku. Dlatego też wypiłem naraz resztkę drinka - która nie była wcale taką resztką, bo w szklance było więcej niż połowa - i przeprosiłem go, by udać się do toalety. Tym razem szatyn chyba był bardziej inteligenty niż Lukas i wyłapał aluzję, że mam go dość i już do niego nie wrócę, więc posłał mi smutny uśmiech.
Gdy tylko wstałem z krzesła, poczułem już alkohol nie tylko w tym co i w jaki sposób mówiłem, ale także w głowie i nogach. Zakręciło mi się niebezpiecznie w głowie, ale zdążyłem złapać równowagę. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem w stronę toalet. Nie wiele myśląc wybrałem najkrótszą drogę z możliwych przez co przeszedłem niedaleko stolika Zayna i to właśnie wtedy chłopak zobaczył mnie po raz pierwszy. Nie wiem co go tak zdziwiło czy mój widok w klubie, gdzie powinienem leżeć w łóżku i go opłakiwać, czy to w jakim stenie byłem. Chociaż nie mogłem powiedzieć, że było ze mną źle. Szedłem o własnych nogach, co prawda czasami się potykając, ale ani razu nie upadłem, a na mojej twarzy błąkał się uśmiech, który poszerzył się, gdy tylko nasze spojrzenie się spotkały. Miałem jednak trochę swojej dumy, więc szybko odwróciłem głowę.
Gdy załatwiłem swoje potrzeby doszedłem do wniosku, że jest to idealny czas na to by pokazać Malikowi, że też potrafię się bawić. W końcu mulat widział, że wchodziłem do łazienek, więc było duże prawdopodobieństwo, że będzie zerkał w tamtą stronę, by zobaczyć jak wychodzę. Dlatego też gdy tylko, wyszedłem zza zakrętu i zobaczyłem, że Zayn nie patrzy się w moją stronę, wykorzystałem ten moment by pociągnąć w moją stronę pierwszego lepszego chłopaka. Brunet na którego padł wybór, zaskoczony tą sytuacją i zupełnie na to nie przygotowany, poleciał na mnie, bardziej dociskając mnie do ściany. Nie żeby mi to nie odpowiadało, bo miałem idealny widok na Zayna, jednak wolałbym, by między nami były chociaż te cztery centymetry odstępu i nie musiał czuć na swoim brzuchy jego członka. Postanowiłem jednak zacisnąć zęby - oczywiście nie dosłownie, bo nie chciałem zrobić krzywdy chłopakowi - i zignorować to nieprzyjemne uczucie. Wplątałem dłonie w jego włosy i delikatnie przygryzłem jego wargę, prosząc o wstęp do środka. Chłopak natychmiast rozchylił usta, a ja wślizgnąłem tam swój język. Brunet złapał mnie za biodra, zaciskając na nich ostrożnie palce. Ten pocałunek był zdecydowanie lepszy od tego z Lukasem. Chłopak powoli ruszał językiem zahaczając o mój, co sprawiało, że pocałunek był bardziej czuły niż namiętny, ale mi to odpowiadało. Po kilku chwilach, otworzyłem oczy i nie przestając odwzajemniać pocałunku, zerknąłem w stronę loży Malika i jego nowych znajomych. Chłopak siedział tam i śmiał się głośno z czegoś co powiedział jeden z jego towarzyszy. Nawet nie spojrzał w moim kierunku. Brunet przeszedł ustami na moją szyję co spotkało się z cichym jękiem, który opuścił moje usta. Podobało mi się to uczucie, które rozchodziło się po moim ciele, gdy jego ciepłe usta naznaczały kawałki mojej skóry. A jeszcze bardziej podobało mi się to, że miałem lepszy widok na mulata. Blondyn, który siedział obok niego szepnął mu coś do ucha, na co Malik obrócił w jego stronę głowę i łapiąc za podbródek wpił się w jego wargi. Tak po prostu go pocałował. Gdy to zobaczyłem odechciało mi się całej tej zabawy w wzbudzanie w nim zazdrości, bo jaki był tego sens, skoro on nawet nie zwracał na mnie uwagi za bardzo zajęty swoimi kochankiem.
Przymknąłem oczy jeszcze przez chwilę napawając się uczuciem miękkich warg nieznajomego chłopaka na swojej szyi, zanim odepchnę go od siebie, gdy poczułem jak jego nieco szorstkie dłonie wślizgują się pod moją koszulkę. Automatycznie oprzytomniałem i kładąc dłonie na jego klatce piersiowej odepchnąłem go lekko od siebie. Wyminąłem zaskoczonego chłopaka i poszedłem w bliżej nie określonym kierunku.
- Przepraszam. - usłyszałem jego krzyk, jednak nie traciłem czasu ani siły się do niego obrócić. - Jestem Jonatan.
Nie zamierzałem się jednak w żaden sposób odnosić do tej informacji i po prostu opadłem na krzesło przy barze, prosząc o jedną pięćdziesiątkę. Barman bez zająknięcia podał mi kieliszek i posłał mi lekki uśmiech, jakby wiedział o czym teraz myślę. Szybko uniosłem do góry naczynie i opróżniłem je w ciągu kilku sekund krzywiąc się na końcu.
Nie mogłem uwierzyć, jak mogłem być taki głupi myśląc, że Zayn faktycznie może być o mnie zazdrosny. Przecież dla niego nie byłem niczym innym jak zwykłą zabawką, którą już zużył i nie zamierzał do niej wracać.
Poprosiłem kolejną pięćdziesiątkę i później kolejną. Przy czwartej barman miał już małe opory ze sprzedaniem mi jej, ale jako, że ja płaciłem miałem prawo żądać, więc po przedstawieniu mu kulturalnie moich racji, ugiął się. Spojrzałem znowu w stronę mulata, który siedział teraz z już tylko dwójką znajomych, a rzep, który był do niego przyklejony cały wieczór zniknął. Już chciałem wstać i pójść do niego by wygarnąć mu co o nim myślę, co w sumie było nieuzasadnione biorąc pod uwagę fakt, że od ponad tygodnia nie odzywaliśmy się do siebie, więc można było uznać, że sprawa jest już przedawniona. Inną rzeczą, którą powinienem rozpatrzyć przed zrobieniem z siebie błazna było to, że wcale nie chciałem tam iść, by nawrzeszczeć na niego, że się o mnie założył, bo to już do siebie przyswoiłem i nie bolało już tak jak wcześniej. Miałem zamiar mu wygarnąć, za to, że nie zwraca na mnie uwagi i gdy nawet pod jego nosem obściskuję się z innym kolesiem mu nie robi to różnicy. Ale dlaczego miałoby mu to przeszkadzać skoro mu na mnie nie zależało?
Wstałem z krzesła, z lekką trudnością przez co zachichotałem pod nosem i miałem już do niego podejść, gdy wrócił jego chłoptaś i od razu pocałował go w policzek. Po minie Zayna wiedziałem, że mu to nie odpowiada, bo z tego co mógł przelecieć kogoś na oczach miliona osób lub nie przeszkadzało mu obściskiwanie się w miejscu publicznym, nie lubił gdy ktoś całował go w policzki. To było jedyne miejsce, w które nie pozwalał się całować chyba nikomu. Dlatego też chłopak coś warknął i odsunął od siebie blondyna, a chłopak wyraźnie się zmieszał. Biedny naiwniak.
Wróciłem ponownie na krzesło i nie spuszczając wzroku z sytuacji, która miała miejsce w loży poprosiłem o kolejną pięćdziesiątkę. Barman jednak nie wyrażał żadnej chęci podania mi alkoholu.
- Powiedziałem, że chcę pięćdziesiątkę. - powtórzyłem bardziej dosadnie, nachylając się w stronę chłopaka.
- Jesteś już pijany. Odpuść sobie. - powiedział i wziął do ręki szklankę, by ją wytrzeć tym samym pokazać mi, że nie zamierza mnie obsłużyć.
- To piwo. - chłopak jednak pokręcił przecząco głową. - Cholera! Co za obsługa. - krzyknąłem, skupiając na sobie wzrok innych klientów. Odepchnąłem się od baru co patrząc na mój stan nie było takim dobrym pomysłem, bo zachwiałem się na nogach i gdyby nie ramię jakiegoś kolesia, który przechodził obok, poleciałbym na ziemię jak długi. Uniosłem rękę i machnąłem do niego w podziękowaniu po czym udałem się w stronę drugiego baru z nadzieją, że tam pracują bardziej ludzcy ludzi.
- Poproszę piwo. - powiedziałem do jednego z barmanów, kręcących się za barem. Oparłem się łokciami o blat, jednak szybko głowa zaczęła mi ciążyć, więc położyłem ją na skrzyżowanych rękach.
- Młody, jesteś pewien. Nie wyglądasz za dobrze. - odezwał się chłopak, patrząc na mnie ze współczuciem w oczach.
- Nie płacą ci kurwa za bawienie się w psychologa, więc nawet nie próbuje. Płacą ci za sprzedawanie alkoholu, więc to zrób. - warknąłem. - A teraz czy mogę prosić piwo. - dodałem już zupełnie spokojnym tonem. Chłopak spojrzał na mnie nie kryjąc politowanie moim stanem, jednak podał mi alkohol. I to był chyba mój największy błąd.
Jeszcze gdy byłem mały i nie powinienem wiedzieć o takim czymś jak wódka czy piwo, starsi koledzy, którzy mieszkali na tej samej ulicy co ja, wytłumaczyli mi, że gdy już zacznę pić mam robić to od najmniejszego stężenia alkoholu do coraz to większego. Nigdy na odwrót. A broń Boże nie mieszać ze sobą alkoholi. Do tego czasu zawsze stosowałem się to tej rady i z każdej zakrapianej imprezy wychodziłem z twarzą. W tym momencie całkowicie o niej zapomniałem.
Po wypiciu trunku nie minęło nawet pięć minut jak zachciało mi się sikać. Wstałem i chwiejnym krokiem poszedłem w stronę toalet. Przechodziłem właśnie wzdłuż baru, gdy ktoś na mnie wpadł i gdyby nie jego szybko refleks, leżałbym rozpłaszczony na ziemie. Podniosłem na niego wzrok i zobaczyłem przed sobą zdziwionego Harry'ego.
Nie do końca potrafiłem sobie przypomnieć jak przebiegała nasza rozmowa, ale szatyn mnie cały czas chyba próbował przeprosić, a ja próbowałem się do niego dobrać, skupiając na nas uwagę innych ludzi.
- Idziemy stąd. - usłyszałem jego ostry głos, a chłopak nie cackając się złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę wyjścia. Nie miałem nawet sił się mu opierać i jedyne na czym mogłem się skupić to, żeby się nie przewrócić. Jak wychodziłem widziałem kątem oka Jonatana stojącego przy ścianie i odprowadzającego nas spojrzeniem.
Zatrzymaliśmy się chyba przy jakiej ścianie, co całkowicie mi odpowiadało, bo nagle poczułem się bardzo zmęczony. Harry nadal mówił coś do mnie, a ja nie mogłem zrobić nic innego jak oprzeć się głową o jego klatkę piersiową i odpoczywać. Słyszałem w uszach jego przyjemny głos, który w kółko powtarzał jak bardzo mnie przeprasza i że mnie lubi i że jeszcze raz mnie przeprasza. Chłopak niczym zacięta płyta i chyba przez to zrobiło mi się nie dobrze - no dobra przez alkohol, ale fajnie jest zrzucić  winę na kogoś innego. Poczułem jak podnosi mi się dzisiejszy obiad, a po chwili czułem nieprzyjemny posmak w buzi. W uszach dzwonił mi jęk chłopaka, gdy zorientował się, że go obrzygałem.
Później wszystko było jeszcze mniej wyraźnie. Opierałem się o Harry'ego, wymiotowałem na Harry'ego, wymiotowałem na siebie. I tak w kółko. Było mi strasznie wstyd, że musiał być światkiem tej sytuacji. Byłem również zażenowany tym, ze doprowadziłem się do takiego stanu, że nie potrafiłem nawet ustać samodzielnie na nogach.
Poczułem coś twardego pod pośladkami, a Hazz powiedział, żebym się nigdzie nie ruszał - jak gdyby byłbym w stanie mu gdzieś uciec - bo on musi zadzwonić. Poczułem się taki senny, a moje ciało bezwiednie opadło do tyłu. Uderzyłem głową o chodnik, ale nie miałem za bardzo czasu myśleć nad bólem, bo musiałem obrócić się na bok by ponownie zwymiotować.
Chyba zasnąłem, bo gdy otworzyłem oczy, stał nade mną Harry z Zaynem. Uśmiechnąłem się lekko na widok mulata, jednak gdy doszły do mnie jego słowa, zrobiło mi się naprawdę głupio. Nabijał się ze mnie, że śmierdzę i mnie nawet nie dotknie. Nie ma co... wybrałem sobie naprawdę dobry sposób na pokazanie mu co stracił. Przymknąłem oczy i poczułem silne szarpnięcie do góry. Harry'emu jakoś udało się namówić Malika na to by mnie złapał. Jednak jego dotyk był zdecydowanie delikatniejszy niż Stylesa, który i tak był już cały brudny.
- Zayn? - wymamrotałem niewyraźnie, patrząc półprzytomnie na mulata, jednak na moich ustach formował się delikatny uśmiech.
- Co ci odwaliło Niall, hm? - zapytał Malik, spoglądając na mnie z rozbawionym wyrazem twarzy.
- Zbieram doświadczenie. - odpowiedziałem, kładąc głowę na jego ramieniu. Zayn ku mojemu zdziwieniu nie wykonał żadnego ruchu, by się jej pozbyć.
- Jesteś taki głupi Niall. - zaśmiał się, jednak nie chodziło mu raczej o obrażenie mnie. Brzmiało to jak przyjacielskie przezywanki.
- Wiem. - mruknąłem i szedłem dalej przytulony do jego boku i podtrzymywany przez chłopców.
Przez całą drogę coś mówiłem. Niektóre rzeczy były totalnie bez sensu jak to skąd ludzie wiedzą co mogą jeść, a co. I właśnie takie tematy sprawiały, że chłopcy cały czas śmiali się cicho. Jakby naprawdę myśleli, że tego nie słyszę. Później jednak zrobiłem coś naprawdę głupiego.
Nie zwracając uwagi na Harry'ego, który przysłuchiwał się tej rozmowie wyznałem Malikowi, że go tak cholernie mocno kocham. Że już nawet nie pamiętam o tym co mi zrobił i dalej chcę się z nim przyjaźnić. Że go potrzebuję i że czuję się tak beznadziejnie, gdy nie mogę z nim porozmawiać. Przyznałem się też, że co wieczór oglądam nasze zdjęcia i marzę o tym, że kiedyś to wróci. 


Poczułem się jakby wspomnienia z wczorajszego wieczoru spoliczkowały mnie patelnią. Zakryłem twarz dłońmi i nie mogłem przestać wyzywać się od skończonych kretynów. Jak mogłem powiedzieć mu co czuję? Jak mogłem po raz kolejny wyznać mu miłość, mimo że wiedziałem o tym że on tego nie odwzajemnia? I co ja wyprawiałem w klubie? Już nigdy tam nie pójdę. Moje życie właśnie się skończyło. 


~*~

Dzisiejszy dzień od samego początku był skazany na porażkę. Najpierw sąsiedzi o dziewiątej rano zapragnęli robić remont i ze snu wyrwał mnie dźwięk pracującej wiertarki. Oczywiście nie poddałem się bez walki i przykrywając twarz poduszką, próbowałem powrócić go krainy Morfeusza. Nie było mi to jednak dane, bo po kilku minutach, w których hałasy zza ściany nie ustawały, Hazz zaczął trząść moim ramieniem mrucząc zaspanym głosem niczym rozwydrzony dzieciak, żebym coś z tym zrobił, bo nie może spać. Zupełnie jakby miał na to jakiś wpływ. Dlatego też nie możliwością było ponownie wrócić do świata marzeń, gdzie Brad Pitt robił mi loda.
Inną rzeczą, która mi to skutecznie uniemożliwiała był panujący w całym mieszkaniu odór wymiotów. Podniosłem się, żeby usiąść na łóżku i rozejrzałem się po pokoju, w poszukiwaniu czegoś co mogłoby tak nieprzyjemnie pachnieć. Nie trwało to jednak długo, bo wystarczyło się wychylić za łóżko ze strony Harry'ego, żeby zobaczyć jego brudne cichy które leżały na ziemi.
- Ty sobie chyba do cholery żartujesz! - krzyknąłem uderzając go w ramię. Przerażony chłopak natychmiastowo zerwał się z łóżka i spojrzał na mnie pełnym pretensji wzrokiem.
- Co? - zapytał, opierając się na jednej ręce, a drugą przecierają lewe oko. Jego włosy nie przypominały loków, które zazwyczaj posiadał, a raczej niezadbane kołtuny.
- Gówno! Mówiłem ci, że możesz tu spać pod warunkiem, że zrobisz coś z tymi ciuchami i zdecydowanie nie chodziło mi o porzuceniem ich koło łóżka.  - byłem nieco poddenerwowany, ale kto by nie był, biorąc pod uwagę, że od kilkunastu minut za ścianą trwa remont, a w twoim mieszkaniu unosił się odór wymiocin. I to jeszcze nie z mojej winy. Co innego, gdybym to jak się tak załatwił, ale to do cholery nie była moja wina.
- Marudzisz. Ja nic nie czuję. - machnął rękę Harry z lekkim uśmiechem.
- Bo też śmierdzisz. - warknąłem.
- Ojjjj to nie było miłe. - wydął wargi, robiąc smutną minę.
- To nie miało być miłe tylko prawdziwe. Idę do łazienki, a jak wrócę nie ma być tutaj śladu po tych ubraniach, ani po tym smrodzie, ani po tobie. - powiedziałem podnosząc się z łóżka.
- Ciekawe jak to mam zrobić, skoro ty zajmiesz łazienkę. - czułem jego wzrok na plecach.
- Nie obchodzi mnie to. - wzruszyłem ramionami nawet na niego nie patrząc. I to był chyba mój błąd, bo po chwili poczułem jak coś na mnie wpada i odpycha na bok, a ja zupełnie nie przygotowany na ten ruch wpadłem na futrynę.
- Sorry, ale wiesz... - krzyknął Harry i tyle go widziałem, bo wpadł do łazienki zatrzaskując z głośnym hukiem drzwi.
- Kretyn. - odkrzyknąłem. - Spróbuj tylko wyjść. - rzuciłem jeszcze w stronę drzwi, rozmasowując obolałą rękę.
To jednak nie był koniec nieprzyjemnych sytuacji. Gdy Harry doprowadził się już do porządku i przeprał swoje ciuchy, rozwieszając je na suszarce - mądry chłopak ich jednak nie powykręcał i cała woda, która skapywała znajdowała swoje miejsce na ziemi. I choć miałem ochotę go za to zabić jedyną rzeczą jaka mnie powstrzymywała było to, że Hazz miał robić mi obiad, więc postanowiłem poczekać z tym do końca miesiąca. Następnie ja wziąłem szybki prysznic, a gdy z niego wyszedłem, w kuchni czekała na mnie ciepła jajecznica, a po zapachu jaki wcześniej gościł w mieszkaniu nie było ani śladu. Za to można było się udusić odświeżaczem powietrza.
Usiadłem na krześle przy stole i w ciszy jadłem, jednym okiem obserwując przyjaciela, który nie przejmując się moim towarzystwem głośno śpiewał piosenki, które leciały w radio i zmywał naczynia. Naprawdę próbowałem powstrzymać w sobie chęć roześmiania się, ale w momencie gdy w refrenie Harry nagle obrócił się w moją stronę z łyżką, która robiła za jego mikrofon i wyśpiewywał kolejne słowa, nie wytrzymałem. Parsknąłem śmiechem.
- Możesz powiedzieć mi czemu się z tobą przyjaźnię? - zapytałem, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Hmmm... - podrapał się mokrym palcem po brodzie, przez co zastawił tam odrobinę piany. Przemilczałem to jednak, uważając, że wygląda tak całkiem zabawnie. - Dlatego, że jestem niesamowicie przystojny, zabawny, pomocny, sympatyczny, kochany i umiem gotować. No albo dlatego, że poświęciłeś kupę czasu na rozwijanie naszej znajomości i nie chcesz uznać tych lat za zmarnowane i tak oto ciągniesz naszą przyjaźń. - wzruszył ramionami.
- Zdecydowanie ta druga opcja. - uśmiechnąłem się, jednak chłopak stojący do mnie tyłem nie mógł tego zobaczyć. Nie bałem się, że Harry uzna tą odpowiedź za coś obraźliwego i przez kolejny tydzień nie będzie się do mnie odzywał, bo szatyn wiedział, że to tylko takie żarty i tak naprawdę nie zamieniłbym go na nikogo innego. Cóż... Nie wiele ludzi potrafi ze mną wytrzymać na dłuższą metę.
Przez resztę posiłku w ciszy przysłuchiwałem się jak Harry próbuje śpiewać, co poniekąd mu wychodziło, ale naprawdę wątpiłem, by kiedyś mógł coś osiągnąć. Na szczęście chłopak również zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie musiałem martwić się o to, że kiedyś będę musiał go pocieszać, bo nie wyszło mu w świecie show-biznesu.
- Jeszcze to. - powiedziałem, wrzucając mu do miski talerz po śniadaniu.
- Wiesz. Mógłbyś sobie sam to umyć. - obrócił się przez ramię, by na mnie spojrzeć.
- Po co skoro ty już masz mokre ręce? - uśmiechnąłem się do niego słodko. - No weź Hazz.
- Za bardzo daję ci się wykorzystywać. - pokręcił głową, jednak zabrał się za zmywanie naczyń.
- Bo mnie kochasz. - cmoknąłem głośno tuż przy jego uchu, na co chłopak się spiął. Nie lubił, gdy ktoś przejeżdżał widelcem po talerzu lub gdy kreda skrzypiała na tablicy. Nie lubił nawet - co według mnie było głupie, bo nawet tego nie słyszałem - gdy ktoś pocierał mąkę na desce np. przy robieniu ciasta. Dlatego, doskonale wiedziałem, że na ten dźwięk również się skrzywi.
- Spadaj. - obrócił się w moją stronę i pochlapał mnie wodą, która skapywała w jego dłonie.
- Nie pozwalaj sobie ok? - spojrzałem na niego, próbują wyglądać na poważnego i groźnego, gdy krpole wody pomoczyły moją bluzkę. - Masz na sobie moje ciuchy, więc nie podskakuj. - skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej, przyglądając się mu. Miał na sobie moje dżinsy i zwykły t-shirt. - Więc w każdej chwilę mogę ci kazać je ściągnąć i iść do domu nago, bo wiem, że ukradłeś mi również bokserki. - uśmiechnąłem się do niego łobuzersko.
- Nie dobierzesz mi się dzisiaj do tyłka Zayn. - powiedział, w tym samym czasie opróżniając miskę z brudnej wody.
- Dla ciebie kręci się wszystko tylko wokół seksu. Wstydziłbyś się Haroldzie. - zacmokałem, kręcąc głową, jakbym był zawiedziony jego zachowaniem.
Przez kolejne godziny siedzieliśmy na kanapie oglądając głupie programu w telewizji i nabijając się z ludzi, który do nich idą. No bo naprawdę, jacy normalni ludzi chcą brać udział czymś takim jak "Hot or Not"?
- Idę zrobić sobie herbatę. Chcesz też? - zapytał się Harry, wstając z kanapy.
- A myślałem, że nie jesteś moją służącą. - zaśmiałem się, powtarzając słowa, chłopaka które wypowiedział dzisiejszego ranka.
- Nie, to nie... Spieprzaj. - prychnął i udał się do kuchni, która od salonu była oddzielona tylko blatem. Odprowadziłem go rozbawionym wzrokiem i wróciłem do oglądania programu, w którym dziewczyna wybierała z którym z czwórki chłopaków pójdzie na randkę. Lubiłem droczyć się z Harrym, bo chłopak był to tego idealny osobą i łatwo można było go wyprowadzić z równowagi.
- Zayn....- po kilku minutach usłyszałem ponownie głos przyjaciela.
- Hmm? - mruknąłem i ruchem ręki zachęciłem go do kontynuowania.
- Lubisz marcepan? - zapytał. Zmarszczyłem brwi nie bardzo wiedząc o co mu chodzi. Znaliśmy się już wystarczająco długo i wydawało mi się, że na tyle dobrze, że powinien wiedzieć, że nie.
- Nie. - odpowiedziałem, obracając się na kanapie tak, że mogłem spojrzeć w jego stronę bez nadwyrężania szyi. - I jestem naprawdę zawiedziony tym, że o tym nie pamiętasz. - rzuciłem w jego stronę z lekkim uśmiechem .
- Nie, nie. Pamiętam. - szybko się wytłumaczył. - I właśnie dlatego byłem trochę zmieszany, jak zobaczyłem, że trzymasz z szafce z pięć batoników marcepana. - powiedział, unosząc go góry jedno opakowanie słodycza.
- Yyy.. Musiałem je kiedyś kupić na wszelki wypadek, gdyby ktoś przyszedł do mnie w gości. - machnąłem rękę. Przecież to nic strasznego mieć w domu marcepan?
- Ciekawe kto? - zaśmiał się. - Jedynymi osobami które znam i lubią marcepan to moja babcia i Niall, ale nie sądzę, żeby w najbliższym czasie któreś z nich zamierzało się odwiedzić. - śmiał się dalej.
- A ja wcale nie liczę na to, że tak się stanie. - wzruszyłem ramionami. - W sumie masz rację, marcepan jest ohydny, możesz go wyrzucić do śmietnika. - powiedziałem. Taka była prawda nie czekałem, aż Niall lub pani Margaret mnie odwiedzą i będę mógł ich poczęstować marcepanem. Kupiłem go kilka dni temu z przyzwyczajenia. Odkąd poznałem Nialla i chłopak zaczął do mnie regularnie przychodzić, dowiedziałem się kilku rzeczy o nim i chcąc nie chcąc zagnieździły się gdzieś w mojej głowie. Z marcepanem było tak samo. Wiedziałem, że Niall go lubił, o nieraz gdy oglądaliśmy wspólnie filmy, chłopak przynosił ze sobą ten smakołyk i za każdym razem nie mogłem wyjść ze zdziwienia jak on może to w ogóle jeść. Po pewnym czasie, jednak doszedłem do wniosku, że jako kulturalny gospodarz to ja powinienem zadbać o to, żeby mój gość miał co jeść i tak wyszło, że za każdym razem, gdy byłem z sklepie wrzucałem do koszyka jednego marcepana, całkowicie zapominając, że Niall już do mnie nie wpada z wizytą. Dlatego też w szafce, w której trzymałem ciastka i inne słodycze, aż piętrzyło się od tego smakołyku.
- Nie, nie... Masz rację może wpadnie ktoś do ciebie i będziesz mógł go poczęstować go tym świństwem. - uśmiechnął się, rozsypując na talerzyk inne ciastka, które znalazł w półce.
- Powiedziałem, żebyś je wyrzucił. - zabrzmiałem nieco ostrzej niż zamierzałem, chłopak jednak nie zareagował i wrócił do salonu. - Kurwa powiedziałem, żebyś wyrzucił tego pieprzonego marcepana do śmietnika! - krzyknąłem podnosząc się z kanapy i szybkim krokiem udałem się do kuchni, a Harry spojrzał za mną zaskoczony. Wziąłem smakołyk, który z pewności kojarzył mi się tylko z Niallem i cisnąłem nim do kosza. Może nie powinienem się tak unosić, ale przecież nie trudno było zrozumieć słowa: WYRZUĆ. MARCEPANA. DO. ŚMIETNIKA.

Był sobotni wieczór, a ja właśnie leżałem na kanapie. Sam nie mogłem w to uwierzyć, ale cóż... siła wyższa innym znana jako Liam Payne zafundował mi leniwy wieczór. Dlatego też nie zamierzałem się nigdzie ruszać. Nawet kuchnia w tym momencie znajdowała się dla mnie za daleko, więc wszystkie potrzebne rzeczy takie jak paczka chipsów i piwa postawiłem obok kanapy, by móc spokojnie sięgnąć po nie ręką.
Upiłem łyka piwa i odstawiłem puszkę na ziemię, kiedy usłyszałem dźwięk przychodzącego połączenia, byłem pewien, że to Hazz dzwoni by umówić się na wyjście do klubu, bo po południu postanowiliśmy, że zgadamy się dopiero wieczorem. Tak więc zastanawiałem się czy odebrać i powiedzieć mu, że nigdzie nie wychodzę, czy może lepiej udać, że nie słyszałem komórki. Szybko jednak zrezygnowałem z drugiej opcji, bo byłem niemalże pewien, że przyjaciel dzwoniłby do mnie tak długo póki bym nie odebrał, ewentualnie po dwudziestym razie przyszedłby osobiście, a tego nie potrzebowałem.
- Słucham? - zapytałem, odkładając na bok woreczek z lodem.
- No hej. - odpowiedział, a w jego głośnie było słychać czystą dziecięcą radość. - To o której mam po ciebie wpaść?
- Ja raczej dzisiaj zostanę w domu. - powiedziałem, obracając się na plecy, drugą ręką sięgając po chipsa. - Poobijam się trochę. - wzruszyłem ramionami.
- No weź. Jest sobota. Nie będziemy się kisić w mieszkaniu - jęknął do słuchawki.
- No pewnie, że nie będziemy.
- Wiedziałem, że... - chciał coś powiedzieć. Prawdopodobnie coś w stylu "Wiedziałem, że żartujesz" albo " Wiedziałem, że nie odpuścisz imprezy", ale go ubiegłem.
- Bo ty idziesz do klubu, to ja zostaję domu. - powiedziałem tonem nieznoszącym sprzeciwu. - I przelecisz jakiegoś nieziemsko przystojnego faceta. - uśmiechnąłem się do siebie. - Albo w końcu prześpisz się z tym barmanem, o którym mi ostatnio opowiadałeś.
- Nie mam zamiaru spać z Louisem. Ten chłopak jest jeszcze bardziej irytujący niż ty, a myślałem, że pobijasz rekordy.
- Ooo. A wiesz, że seks w złości najlepszy. - uśmiechnąłem się łobuzersko. - Więc wydaje mi się, że będziesz się nieźle bawił chłopie. - zaśmiałem się.
- Nie przelecę Louisa. - warknął już najwyraźniej podirytowany. Nie wiedziałem czemu chłopak tak kategorycznie temu zaprzeczał. Szatyn, który pracował za barem nie był jakiś najgorszy, a już na pewno lepszy od tego chłopaka z który ostatnio zniknął Hazz.
- Ok. Czyli ja mogę się za niego wziąć? - uniosłem do góry jedną brew oczekując odpowiedzi, zupełnie jakby przyjaciel mógł mnie zobaczyć.
- Boże. - westchnął zrezygnowany i jestem pewien, że pokręcił głową. - A dlaczego nie chcesz iść? Jesteś chory czy coś? Bo wiesz mogę wstąpić do sklepu i kupić ci zupkę chińską o smaku rosołku. - zaśmiał się po drugiej stronie, a jego humor automatycznie uległ zmianie.
- Nie, nic mi nie jest. - powiedziałem szybko. Wiedziałem, że jeżeli powiem, że czuję się słabo, albo powiem prawdę to Harry zaraz przyleci zobaczyć co mi się stało, a tego nie potrzebowałem. Wolałem, żeby się dobrze bawił, a nie siedział obok, nabijając się ze mnie. - Po prostu nie mam ochoty na zabawę.
- Czy ty umierasz? - zapytał, całkowicie poważnie, a ja jedyne co mogłem zrobić to parsknięcie śmiechem.
- Boże. Jaki ty jesteś głupi. - pokręcił głową nie mogąc uwierzyć, że mógł w ogóle tak pomyśleć. - Ze mną wszystko jest w porządku, a ty idź się baw. I nawet nie próbuj tutaj przychodzić, bo obiecuję ci, że nie będę miał skrupułów i wywalę cię za drzwi. - powiedziałem. Znając go, mogłem spodziewać się odwiedzin, więc wolałem od razu zaznaczyć co z nim zrobię jeżeli zobaczę go w moim progu.
Niestety nawet takie groźby nie podziałały na Styles'a i po pół godzinie usłyszałem dzwonek do drzwi. Postanowiłem go zignorować, jednak on nie przestawał dzwonić. Dopiero po kilku minutach hałas ucichł, zastąpiony dźwiękiem otwieranych drzwi. No tak, jakby mógł sobie odpuścić. Westchnąłem i obróciłem głowę w stronę drzwi, by gdy tylko chłopak się zjawi, mógł go zobaczyć.
- Zayn, dlaczego ty.... phhahahaha. - nie dokończył zdania, dławiąc się śmiechem. - Boże, co ci się stało? - zapytał, siadając obok mnie na kanapie, w miejscu gdzie podkuliłem nogi. Dobra, byłem zbyt leniwy, by spełnić swoją groźbę i Harry prawdopodobnie o tym wiedział, dlatego też nie bał się zaryzykować.
- Spotkałem Liama. - wzruszyłem ramionami, unikając jego rozbawionego wzroku. Naprawdę nie potrzebowałem tego widzieć i tak sam wiedziałem, że wyglądam całkiem zabawnie z podbitym okiem i rozwalonym nosem.
- I co rzucił się na ciebie? - powiedział, próbując się przestać śmiać, ale gdy tylko na mnie spojrzał na nowo wybuchał śmiechem.
- Można tak powiedzieć. - wzruszyłem ramionami. - Trochę się poszarpaliśmy. Ja chciałem go odepchnąć, a on chciał mnie zabić, ale nie licząc pamiątki - wskazałem na swoją twarz, krzywiąc się nieznacznie - było całkiem zabawnie. - uśmiechnąłem się lekko.
- Coś ty mu zrobił, że tak zareagował. - spojrzał już na mnie poważnie. Nawet jakby trochę zatroskany.
- Nic. Zapytałem się co słychać u Nialla. - wzruszyłem ramionami. Przypominając sobie tamto wydarzenie.

Po wyjściu Harry'ego dalej oglądałem telewizję z braku lepszego zajęcie. Przecież nie będę się uczył. Aż tak bardzo mi się nie nudziło. Gdy skończył się już program "Gorączka Złota" i miałem przełączać kanał w poszukiwaniu czegoś innego, coś mi na to nie pozwoliło, a mianowicie nowa reklama, której jeszcze nie widziałem. Były reklamowane lody Manhattan i od razu naszła mnie na nie ochota. Co prawda nie bardzo chciało mi się wychodzić z domu, ale po piątym razie, gdy ta reklama była puszczana w przeciągu pół godziny, uległem.
Zebrałem się i po kilkunastu minutach byłem w supermarkecie. Nie byłbym sobą, gdybym nie spotkał na horyzoncie jakiegoś przystojniaka. Tak też było tym razem. Stał tyłem do mnie przy szafce z daniami z torebki, dzięki czemu miałem idealny widok na jego jędrne idealne pośladki i wysportowaną posturę ciała. Postanowiłem, więc podejść i zagadać, jednak w ostatniej chwili mężczyzna się obrócił i rozpoznałem w nim Liama Payne'a, przyjaciela Nialla. Zaśmiałem się w duchu nad swoją głupotą, jednak chłopak najwyraźniej też mnie rozpoznał, co nie było dziwne skoro stałem niecałe dwa metry od niego. Skrzywił się na mój widok, a ja pokuszony jego niechęcią do mnie i możliwością podenerwowania go, podszedłem do niego.
- Hej. Jak tam Nialler? - zapytałem z szerokim uśmiechem. Swoją drogą byłem ciekawy jak Irlandczyk się ma, bo wczoraj nie było z nim za dobrze. Napisanie do niego z takim pytaniem również odpadało, bo raczej nigdy nie doczekałbym się odpowiedzi, więc wolałem dowiedzieć się tego z innego źródła.
- Odwal się od niego. - warknął w moją stronę idąc w stronę kas.
- Jaki groźny. - zaśmiałem się, nie przerywając wędrówki za chłopakiem. Naprawdę lubiłem denerwować ludzi, a Liam zajmował w mojej lisie ulubionych osób miejsce zaraz za Harrym. Z tą różnicą, że z Harry wiedział, że robię to na żarty, a Liam nie bardzo. On chyba myślał, że go jakoś specjalnie nie lubię i dlatego się go tak czepiam, a prawda była taka, że nawet nie marnowałbym czasu na nielubienie kogoś takiego jak on. Poza tym nie zrobił mi nic złego.
- Zostaw go w spokoju. - odwrócił się na moment by na mnie spojrzeć.
- Oho. Jaki pies ogrodnika. Sam nie zje, innemu nie da. - roześmiałem się. - Nie powinieneś trzymać go pod kloszem. Chłopak ma potencjał. - powiedział, przytakując dodatkowo głową.
- Malik. - syknął w moją stronę, zatrzymując się nagle. - Mówię serio. Zamknij się. - powiedział. Jego oczy pociemniały ze złości, dłonie zacisnął w pięści.
- Liam.. - usłyszałem czyjś głos za plecami, w tym samym czasie co się odezwałem.
- Jaki bokser. - pokręciłem rozbawiony głową. Jednak szybko przestało mi być do śmiechu, kiedy pięść chłopak wylądował prosto na moim nosie. Automatycznie zgiąłem się w pół, łapiąc się za nasadę nosa. Nie powiem, że nie bolało, bo bolało jak cholera, jednak nie zamierzałem się rozwodzić nad bólem i gdy tylko wytarłem sobie krew, który zdążyła mi skapnąć na ręce, poczułem kolejne uderzenie. Na początku nie chciałem się z nim bić, bo wiedziałem, że sam go sprowokowałem, ale kiedy po raz szarpał mnie za bluzkę, nie wytrzymałem i rzuciłem się na chłopaka. Nie będzie mi tu jakiś gnojek podskakiwał. Uderzyłem go zaciśniętą pięścią w twarz, co odwzajemnił chłopak ciosem w oko. Już miałem zamiar mu oddać, gdy zostałem złapany pod pachami przez jakiego mężczyznę, a Liam był odciągany ode mnie przez ochroniarza. Obaj szarpaliśmy się, byleby tylko móc dokończyć naszą bójkę. Nie było to jednak możliwe, bo po kilku minutach zostaliśmy wyrzuceni ze sklepu z informacją, że nie mamy tu wstępu. Myślałem, że może na zewnątrz załatwimy sprawę, i po minie Liama widziałem, że również tego chciał, jednak jego towarzysz, skutecznie mu to uniemożliwił. 


-
Tak po prostu zapytałeś co u Nialla, a on w odpowiedzi ci przywalił? - po minie Harry'ego widać było, że mi nie dowierza.
- No może nie zupełnie. - przyznałem. - Troszkę się z nim podroczyłem, troszkę pouśmiechałem się do niego i tyle. Ale na pewno nie było to coś, żeby rzucić się na Bogu ducha winnego człowieka. Serio.. - poprawiłem się na kanapie, tak, że teraz do pól leżałem, a pół siedziałem. - On jest jakiś chory.
- Wiesz Zayn. Nie chcę sobie nawet wyobrażać sobie tego twojego droczenia. - pokręcił głową z lekkim uśmiechem. - I w sumie należało ci się. - wzruszył ramionami.
- Że co proszę? - niemalże krzyknąłem. Nie zrobiłem niczego złego, żeby nawet mój przyjaciel uważał, że należał mi się łomot. Powinien być po mojej stronie i pomagać mi teraz organizować ustawkę.
- Dziwię się, że wcześniej ci tego nie zrobił, za to co ty zrobiłeś Niallowi. - powiedział i nie patrząc na mnie, oparł się o oparcie kanapy, a nogi położył na stoliku. - Ja na jego miejscu zrobiłbym to następnego dnia.
Resztę wieczoru, spędziliśmy razem na kanapie, popijając piwo i od czasu do czasu nabijając się z mojego wyglądu. Dobra, może trochę sobie na to zasłużyłem.  






25 komentarzy:

  1. ach wreszcie, cudowneee:) czekam na następne:___ to jest zajebisteee:)<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie sie doczekałam, choć dosyć szybko wstawiłaś z czego niezmiernię się cieszę.. Mówiłam, że kocham to opowiadanie,:)Rozdział cudowny. Niall zaszalał na imprezie, ciekawe czy pamieta wszystkie imiona. Co do Zayna to zastanawia mnie fakt, jeśli chodzi o marcepan, no bo dlaczego się tak zdenerwował, czyżby brakowało mu małego blondaska. Mam nadzieje że tak, choć tak naprawdę nie mam pojęcia jak to zakończysz, mogę jedynie snuć swove domysły i gdybać. czekam z niecierpliwością na następny :)xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz nadzieje że dotrwamy do końca!? Kochana to sama przyjemność czytać twoją twórczość :>
    Rozdział wspaniały już nie mogę się doczekać kolejnego :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie! Świetny rozdział, naprawdę. Mi się tam podoba że taki długi, chociaż czytało się bardzo szybko. Haha jaki bulwers się zrobił o " tego marcepana " XDD Czyżby Zayn tęsknił za Niall'em, ale sam nie chce dopuścić do siebie tej myśli? Czekam na nowy, mam nadzieję że pojawi się jak najszybciej :) Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny rozdział :D
    Mam nadzieję, że w Zayn w końcu zrozumie, że kocha Niallera zanim on sobie kogoś znajdzie :)
    Ah ten BadBoy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha genialne ! Ten marcepan daje mi nadzieje, że w Maliku coś się zmieniło choć on sam jeszcze tego nie widzi, coś czuje, że tęskni za Niallem :D
    Już nie mogę się doczekać kolejnego, będzie tak jak dotychczas co piątek ??
    PS: Kocham Hazze w tym opowiadaniu, każdy jego tekst mnie rozwala :D :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajne fajne :)
    ale ja czekam na Larrego :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Larry Stylinson górą !!! ^^
    ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że możemy liczyć na kolejne rozdziały :D Nie masz pojęcia, jaki miałam ubaw, gdy zobaczyłam, że dodałaś czwórkę :) Teraz będzie krócej: rozdział oczywiście genialny, chociaż chyba to wiesz, ale i tak będę powtarzać za każdym razem. Jesteś świetna i bez wątpienia masz dar, bo cokolwiek napiszesz - my uwielbiamy każde słowo ♥ Oczywiście wciąż mam nadzieję, że Zayn się opamięta, przestanie udawać i się upierać, ale chyba jeszcze daleka droga przed nim. Nialler łobuzuje (jest takie słowo?) i jestem ciekawa, jak to wszystko się potoczy dalej. No i uwielbiam Harry'ego w tym opowiadaniu, po prostu uwielbiam! Jesteś wielka, wiesz? ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja za każdym razem będę się cieszyć, że komuś się podoba :D
      I nie mam pojęcia czy takie słowo jest ale też pewnie bym je użyła.

      Usuń
  10. Boże, kocham, uwielbiam, wychwalam, WSZYSTKO NARAZ! Pisz, pisz i jeszcze raz pisz więcej. Jesteś zdecydowanie zbyt zdolna, naprawdę. A co do rozdziału... Zayn... boże... chyba zaczynam go wreszcie szanować :D Chociaż może to zwykła iluzja :D Nie wiem, aczkolwiek ciągle żal Mi Nialla, którego kocham całym sercem i naprawdę liczę na to, że mu się ułoży Aczkolwiek to Twoje opowiadanie i w sumie cieszę się, że nie mam w nie wglądu przed opublikowaniem, bo naprawdę lubię kiedy nas zaskakujesz ;))
    Życzę weny, Arbbuz ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudny! Już się nie mogę doczekać nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. http://hate-or-love-ziall.blogspot.com/ - dlaczego to wydaje mi się bardzo podobne do twojego pierwszego opowiadania ? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia. Na swoją obronę mam to, że u mnie pierwszy rozdział pojawił się 31 lipca, a tam 4 listopada.
      Więc raczej nie ma możliwości, żebym zgapiła pomysł.
      Bardziej można by było powiedzieć, że to tamta dziewczyna ode mnie, ale może po prostu sama wpadła na ten pomysł i nikt od nikogo nie zrzynał. :D

      Usuń
  13. cudny..zrób III część..proszę..czekam a następny :) Domi xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha.. Jeszcze nie wiesz jak ten się skończy, a chcesz już następny :D

      Usuń
  14. ja chce jeszcze duuużo rozdziałów tego, to najlepszy imagiin na świecie :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. - Marudzisz. Ja nic nie czuję. - machnął rękę Harry z lekkim uśmiechem.
    - Bo też śmierdzisz. - warknąłem.
    Hahahaha nie mogę z tego xd Po prostu ciągle się z tego śmieję.
    Ogólnie to chciałam ci powiedzieć, że w twoim opowiadaniu jest trochę taka niewiedza. Chodzi mi o to, że nie wiadomo tak na 100% z kim będzie Niall. Rzeczywiście większości się zapewne zdaje, że z Zaynem, ale to nie jest pewne. No i kurde nie wprowadzaj Larry'ego. Kocham ten bromance i w ogóle, ale moim zdaniem tutaj nie pasuje. Tak czy siak ja liczę na Narry'ego. Chociaż znając moje szczęście, nie będzie go. No i co do rozdziału Zaynowi należało się. Nie może wszystkiego tak olewać, mówić i robić, co i jak mu się podoba. Powinien zacząć brać odpowiedzialność za swoje czyny. No dobra nie chcę tutaj jakoś psychologicznie podchodzić xd No, ale taka jest prawda. Kurde i tak naprawdę nie wiem co będzie w następnym rozdziale i ta niewiedza mnie irytuję :) Czekam na następny.
    + w weekend dodałam rozdział, zapraszam - www.i-will-be-your-shadow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej hej będzie dzisiaj następny rozdział?? :)

    OdpowiedzUsuń
  17. już nie mogę się doczekaaać:0

    OdpowiedzUsuń
  18. ej, ej jest 20 czekaaam..i nie mogę wytrzymać:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ymmmm... To jestem zmieszana, bo rozdział piąty pojawił się 17 maja. :D A szósty o ile dam radę to pojawi się 24 chociaż nie jestem pewna, bo idę na osiemnastkę koleżanki.

      Usuń