Cześć! Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj. Miał być wczoraj, ale niespodziewanie byłam potrzebna gdzieś indziej i nie miałam dostępu do komputera, więc same rozumiecie.
Tak więc zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie komentarze :D
Tak więc zapraszam do czytania i dziękuję za wszystkie komentarze :D
Obudziłem się z małym bólem głowy i
zdrętwieniem kręgosłupa, co było dziwne, bo naprawdę wcale… chyba tak dużo nie
wypiłem, a łóżko mam wygodne. No tak, zasnąłem na kanapie w salonie. Po tym jak
wróciłem w nocy do domu, kompletnie nie chciało mi się spać. Włączyłem więc
jakiś bezsensowny program w telewizji, coś chyba o produkcji ołówków. Musiało
mnie to niespodziewanie znużyć i tak oto mam zagwarantowane przez najbliższe
dni obolałe całe ciało.
Ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej, a ból w głowie się nasilił. Westchnąłem ciężko nad swoją głupotą. Po jakie licho wczoraj tyle piłem i dlaczego nie mogłem się spokojnie położyć do łóżka.
- O kochanie. Widzę, że już wstałeś. – do salonu weszła uśmiechnięta mama. Spojrzałem na nią i skrzywiłem się nieco. Nie podzielałem jej dobrego humoru. Na pewno nie dzisiaj.
- Mhmmm…- mruknąłem, opierając ręce na kolanach, a na nich głowę. Byłem zmęczony i sam się sobie dziwiłem, że już wstałem. To było niedorzeczne. Całkowita sprzeczność.
- Dobrze się czujesz? – zapytała, rozkładając talerze na stole. Zerknąłem na komodę, na której stał zegarek. No ładnie, dochodziła piętnasta, czyli pora obiadu jak się mogę domyślić po tym co moja rodzicielka wyczyniała. Krzątała się dookoła stołu i poprawiała krzywo położone sztućce czy serwetki.
- Nie koniecznie. – odpowiedziałem zdawkowo.
- Na stole leży woda i tabletki. Weź, a na pewno poczujesz się lepiej. – powiedziała spokojnie i wyszła z pokoju. Uniosłem głowę i na stoliku, który stał przed mną, dostrzegłem wysoką szklankę wypełnioną wodą, a obok opakowanie jakiś tabletek. Uśmiechnął się niemrawo, spoglądając w stronę drzwi od kuchni. Kochana mama. Jest dla mnie taka dobra i wyrozumiała. Co prawda jak każdy rodzic ma swoje odchyły, ale i tak ją kocham.
Nachylając się, zabrałem ze stołu zestaw pod tytułem „Moje wybawienie” i ponownie opadłem na oparcie kanapy. Nawet nie zdążyłem zabrać się za picie, a do pokoju wróciła mama, w rękach trzymając tacę, na której znajdował się półmisek z kluskami, talerz z pieczenią i naczynie z sosem. Pomieszane zapachy posiłku dotarły do moich nozdrzy, przyprawiając mnie o odruch wymiotny. Jednak ręka przyłożona do ust szybko załagodziła ten efekt.
- A co dzisiaj robisz? Masz jakieś plany? – pytała, tym razem poprawiając biały obrus, który pomiął się, gdy ta rozkładała jedzenie. Dopiłem wodę i spojrzałem na nią.
- Nie. – pokręciłem przecząco głową, co nie było dobrym pomysłem, bo przez to jeszcze bardziej mnie rozbolała, a świat zawirował. – Dzisiaj chyba zostanę w domu i odpocznę. – powiedziałem, kładąc się na kanapie. Dziwnie się czułem z myślą, że „dzisiaj zostanę w domu i odpocznę”, bo nigdy nie miałem z tym problemu. To było dosyć logiczne, że nic nie będę robił, że będę siedział w domu przed komputerem lub telewizorem. A teraz? Teraz faktycznie mogłem mieć jakieś plany z MOIMI przyjaciółmi. Przymknąłem oczy, przygotowany na dalszą konwersację.
- To się dobrze składa, bo nie wyjdziesz dzisiaj, jutro, ani pojutrze. – powiedział rodzicielka spokojnym głosem.
- Jak to?!- zerwałem się szybko, jednak nie byłem na tyle głupi by wstać, więc wyprostowany siedziałem na kanapie. Czy ja dobrze usłyszałem?! Moja wypowiedź i ton jaki do niej użyłem, chyba nie bardzo spodobał się kobiecie, bo skarciła mnie wzrokiem.
- Normalnie. – powiedziała swobodnie, jakby nic nie robiła sobie z tego, że w tym momencie wbiła nóż w plecy swojemu jedynemu synowi. Jak ona sobie to wyobraża. Mam powiedzieć kumplom, że dostałem karę? Boki zrywać dziewiętnastolatek uziemiony, hahaha… - Niall, o której wróciłeś? – zapytał, spoglądając na mnie, smutnym wzrokiem.
- Przecież mówiłem ci, że idę na imprezę. – powiedziałem szybko, zdenerwowany faktem, że matka zamierza dać mi pierwszą w moimi życiu karę, akurat teraz, gdy wszystko zaczyna się układać.
- Nie pytam gdzie byłeś, tylko o której wróciłeś. – powiedziała ze stoickim spokojem, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
- O.. – zamilkłem próbując przypomnieć godzinę, o której zawitałem do domu. Pamiętam, że ostatni raz jak spojrzałem na komórkę, wyszedłem z basenu i było po trzeciej. Później już wspomnienia są jak za mgłą. – O.. – ciągnąłem, nie chcąc dać po sobie poznać, że nie wiem.
- Dokładnie o 6:32, Niall. – powiedziała, widząc, że się męczę. Chciała coś jeszcze dodać, ale jej przerwałem.
- No i co z tego. Jestem już dorosły. – powiedziałem poważnie. Nawet wstałem i podszedłem do niej, żeby łatwiej było mi ją przekonać do zmiany decyzji. – Nie możesz dać mi kary. Jestem na takie coś za stary. – matka jednak tylko uśmiechnęła się przyjaźnie i wyminęła mnie, by podejść do szuflady i wyciągnąć z niej podstawkę pod wazon.
- Kochanie. Nie rozśmieszaj mnie. – spojrzał na mnie z troską w oczach. – Masz dopiero dziewiętnaście lat. Mieszkasz pod moim dachem, więc nie życzę sobie byś wracał do domu nad ranem całkowicie pijany. – powiedziała.
- To już się nie powtórzy. – próbowałem tak. Może wezmę ją na litość? – To był pierwszy i ostatni raz. – ciągnąłem ze skruchom w głosie.
- Nie Niall. – powiedziała bardziej stanowczo. – Pierwszy raz był kilkanaście dni temu. Też wróciłeś do domu pijany, później niż powinieneś. – widocznie już męczyła ją ta rozmowa, bo nie brzmiała już tak łagodnie. – Koniec tematu.
- No, ale jak to będzie wyglądać? Mam dziewiętnaście lat i dostałem karę od rodziców. Postaw się w mojej sytuacji. – ciągnąłem. Musiałem w tym momencie wyglądać żałośnie.
- Szkoda, że nie myślałeś o tym jak obrzygałeś chodnik przed domem. – powiedziała wyraźnie zawiedziona moim zachowaniem. W Irlandii nie mieli ze mną problemów. Mimo, że miałem mnóstwu znajomych, zawsze wracałem do domu na czas i nigdy byłem pijany. Oczywiście było dużo rzeczy o których nie wiedzieli, ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, prawda? Dlatego też taka sytuacja była nowa zarówno dla mnie jak i mojej mamy. Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować, ale na pewno nie chciałem dać za wygraną. – Koniec Niall. Nie wychodzisz z domu do końca roku szkolnego. – powiedziała.
- Mamo! – jęknąłem. Miały być tylko trzy dni, a teraz nagle zrobiły się dwa tygodnie.
- Niall koniec tematu. – uciszyła mnie matka, rozwiązując swój fartuszek. Poskładała go w kostkę i odłożyła na półkę, a w tym samym czasie do domu zawitał ojciec.
- Witaj rodzinko! – dało się słyszeć od wejścia. Podszedł do żony skradając jej buziaka. To samo chciał zrobić ze mną, ale ubiegłem go i ruszyłem do swojego pokoju.
- Niall! – usłyszałem za sobą oburzony głos rodzicielki. Uniosłem tylko rękę do góry na znak, że nie mam ochoty z nią gadać i przeskakując co drugi schodek, wbiegłem po schodach.
Jak burza wparowałem do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Co tylko skomentowałem cichym przekleństwem pod nosem, bo huk jaki się rozległ, rozwalił moją czaszkę na miliony kawałeczków.
Zmęczony moim życiem opadłem na łóżko. Totalne bagno. Całowałem przyjaciela, który za pewne mnie za to znienawidził, jestem uziemiony przez najbliższe dwa tygodnie, więc mogę zapomnieć o wspólnych wyjściach, do tego zaraz umrę z ból głowy. A te cholerne tabletki co mi mama poleciła wcale nie pomagają. CHCĘ UMRZEĆ!
Wsadziłem głowę pod poduszkę i przymknąłem oczy, próbując zasnąć. W sumie co innego miałem robić. Przede mną dużo wolnego czasu na bezczynne siedzenie.
Nie minęło pięć minut, a po pokoju rozległ się dźwięk mojego telefonu. Niezbyt zadowolony z tego, że ktoś śmie przerywać mi w tak ważnym zajęciu jakim jest zaleganie na łóżku, podniosłem i chwyciłem za komórkę.
Zayn… Czego on do cholery chce? Nacisnąłem szybko zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha.
-Niall? – zadał głupie pytanie.
- Nie. Moja sekretarka. – warknąłem. Nie byłem w dobrym nastroju na głupie rozmowy, a już po samym wstępie czułem, że na taką się zapowiada, więc zabrzmiałem nieco ostrzej niż zamierzałem. Kto normalny dzwoni do kogoś i pyta się czy to ta osoba? – Czego? –obróciłem się na plecy i wpatrując się w sufit kontynuowałem rozmowę.
- Widzę, że ktoś wstał lewą nogą. –powiedział i zdecydowanie nie brzmiał już tak radośnie jak na początku. Ale co się dziwić, naskoczyłem na niego bez przyczyny.
- Mhmmm… - mruknąłem. – Chciałeś coś konkretnego czy po prostu stęskniłeś się za moim głosem? – zapytałem i przymknąłem oczy, a raczej po prostu pozwoliłem by same opadły.
- Zostawiłeś u mnie sweterek. – zignorował mój wcześniejszy komentarz.
- Jak sweterek? – nie do końca sobie przypominałem, bym na wczorajszą imprezę zabierał jakiekolwiek okrycie wierzchnie, ale nie mogłem w tym momencie ufać mojej pamięci.
- Taki ze szczerego złota…. Sraki sweterek. Zwykły, szary na guziki. – powiedział – Wpadniesz po niego?
- Yyy.. – zająknąłem się. – Wiesz teraz nie bardzo mogę. – powiedziałem zgodnie z prawdą i tylko czekałem na kolejne pytanie.
- Czemu? – oto i one. Jaki on czasami potrafi być przewidywalny.
W tym momencie próbowałem sobie wyobrazić jego reakcję na to co zaraz usłyszy. Czy zabije mnie śmiechem przez słuchawkę, czy powie, że moja mama jest nienormalna i powinna się leczyć, a może po prostu westchnie i pożegna się słowami „ To do poniedziałku w szkole”. Chociaż osobiście ostatnią opcję odrzuciłem.
Oczywiście mogłem znowu skłamać co chyba powoli zaczynało mi wchodzić w nawyk jeżeli chodzi o znajomość z chłopakiem. Najpierw ten nieszczęsny pocałunek, później wyjście z dziewczyną. Co mi szkodzi. Po prostu powiem, że się źle czuję.
- Bo… - zastanowiłem się chwilę. Nieeee. To bez sensu. Jak mam budować z nim jakąkolwiek relację skoro ciągle kłamię. – Bomamkarę. – powiedziałem na jednym oddechu. Czekałem na jakiś głupi komentarz chłopaka, jednak nic takiego nie miało miejsca. Głucha cisza. – Zayn? – zaniepokoiłem się. Czyżby tak bardzo rozbawiła o moja sytuacja, że umarł ze śmiechu.
- Żartujesz sobie, prawda? – powiedział i było słychać jego rozbawiony ton.
- A czy brzmię jakbym żartował? – powiedziałem. – Nie do cholery. Mam karę i do końca tego cholernego roku szkolnego nie wyjdę z tego cholernego domu. – wyrzuciłem z siebie całą frustrację. Może i to nie było nic wielkie. Ochocho… Też mi coś. Po prostu posiedzę sobie w domku przed dwa tygodnie, odpocznę i wrócę pełen energii w wakacje. Ale po prostu nie mogłem uwierzyć, że moja własna matka mogła się do takiego czegoś posunąć.
- To może ja ci go podrzucę, co? Będę akurat przechodził obok twojego domu. – powiedział i z pewnością uśmiechnął się lekko. – Chyba gości możesz przyjmować? – zapytał niepewnie.
W sumie o tym nie rozmawiałem z rodzicami, ale skoro nie zaznaczyli, że nie, to ich pech.
- Dobra. To wpadnij z tym sweterkiem. – powiedziałem i uśmiechnąłem się do siebie. Świadomość, że jeszcze dzisiaj zobaczę się z przyjacielem i będę mu ponarzekać na swój marny los jakby mnie uspokoiła, a cała złość na wszystkich ludzi minęła.
Nie umówiłem się z mulatem na dokładną godzinę, czego od razu pożałowałem, bo na którą miałem być gotowy? Będzie za pięć minut czy za dwie godziny?
Ociężale zwlokłem się z łóżka i udałem się do łazienki. W sumie godzina szesnasta to może niezbyt dobra pora na poranny prysznic, ale lepsza taka niż żadna. Zrzuciłem z siebie wczorajsze ciuchy i wszedłem do kabiny. Namydliłem ciało i włosy, po czym letnią wodą wszystko spłukałem. Szybko wyskoczyłem z pod prysznica, przewiązałem jednym ręcznikiem biodra, a drugi zacząłem suszyć włosy.
Po trzydziestu minutach leżałem na łóżku, świeży i pachnący.
Powoli nie mogłem się już doczekać wizyty Zayn’a. Oczywiście tłumaczyłem sobie to, chęcią zamienienia z kimś normalny paru słów, a w tym domu nikogo takiego nie znajdę. Tak, nadal byłem zły na rodziców.
Minęła godzina, a go dalej nie było. Zastanawiałem się nawet nad wykonaniem telefonu, ale nie chciałem wyjść na desperata, którym faktycznie byłem. Niech nie myśli sobie, że nie mam innych ciekawych zajęć w domu, tylko leżę na łóżku znudzony z komórką w ręku i czekam na jakiś znak od niego. No dobra… nie musi widzieć, że tak właśnie robię.
Minęła kolejna godzina, a po nim ani śladu. Może się rozmyślił, a może zapomniał? Jednak nie chciałem się upominać. Nie chce ze mną spędzać czas to jego strata. Nie to nie.
W między czasie wszedłem na Twittera i popisałem trochę z Meg. W sumie czułem się trochę dziwnie spięty opowiadając jej co u mnie. Ona też odpisywała inaczej niż zazwyczaj. Mniej emotikonek, krótsze wypowiedzi, jakby jej w czymś przeszkadzał. Do tego ani razu nie wspomniała o przyjeździe do Londynu, gdzie od kilku miesięcy to był temat numer jeden naszych rozmów. Zapytałem się jej co się dzieje, ale odpowiedziała tylko „ Nic takiego. Baw się dobrze z Zayn’em. Pa.”. I na tym skończyła się nasza piętnastominutowa wymian zdań. Nie czułem się z tym dobrze. Bo kiedyś potrafiliśmy pisać ze sobą godzinami o różnych głupotach, byleby tylko pisać, a teraz miałem jej tyle do powiedzenia, a ona po prostu życzyła mi dobrej zabawy i zniknęła. Zdecydowanie odkąd zbliżyłem się do chłopaków, oddaliłem się od Meg, a taki układ mi nie odpowiadał.
Minęła kolejna godzina, a go jak nie było tak nie ma. Już nawet zacząłem wątpić w to, że w ogóle przyjdzie, bo dochodziła dwudziesta pierwsza, a kiedy się z nim umawiałem była szesnasta, więc trochę czasu minęło.
Zszedłem na dół, by wziąć sobie coś do picia i zjedzenia, bo w końcu mój brzuch upomniał się o odrobinę uwagi. Cicho minąłem pokój, w którym przytuleni do siebie rodzice, oglądali jakiś film i zniknąłem w kuchni. Ledwo otworzyłem lodówkę, a po domku rozległo się głośne pukanie.
- Otworzę!- krzyknąłem i pędem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je, a za nim dostrzegłem szeroko uśmiechniętego chłopaka. – Nareszcie. – westchnąłem tak, że bardzie przypominało to znudzenie długim czekaniem niż, ekscytację z tego, że się w końcu zjawił. Chłopaka nie czekając na zaproszenie, wparował do środka. Szybko zniwelował odległość między nami i złączył nasze usta w pocałunku, co mnie kompletnie zaskoczyło. Puściłem, trzymane wcześniej przeze mnie drzwi i pod naporem ciała chłopaka, zrobiłem kilka kroków w tył, zatrzymując się na ścianie. Zrobiło mi się gorąco, jednak myślałem na tyle trzeźwo, że odepchnąłem go od siebie.
- Co to do cholery było? – spojrzałem na niego z wyrzutem. Co z tego, że w innych okolicznościach z pewnością tej chwili bym nie przerwał, a nawet pragnąłbym by trwała wieczność. Oddałbym pocałunek, później następny i jeszcze jeden. Całowałabym go po szyi, zaznaczając kolejne miejsca. Sunąłbym dłońmi po jego rozgrzanym ciele, dokładnie poznawał każdy element jego umięśnionych pleców i klaty. Co z tego, że dałbym się pieścić jego ustom, prosząc o więcej uwagi. Co z tego, że miałem na to taką straszną ochotę. Co z tego wszystkiego, skoro kilka metrów dalej siedzieli moim rodzice, którzy nie mieli pojęcia, że ich jedyny synek nigdy nie da im wnuków, bo woli ptaszki. Co z tego wszystkiego skoro chłopak był pijany, co dało się wyczuć na kilometr. No właśnie.
- Nic. – mulat spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, którego kompletnie nie potrafiłem rozgryźć. Coś jakby się cieszył i był zadowolony, ale nie do końca.
- Niall? – usłyszałem głos mamy dobiegający z salonu. Pewnie zaraz przyjdzie tu sprawdzić czy wszystko w porządku i będzie pozamiatane. Dopiero co się z nią kłóciłem o alkohol, a teraz ma zobaczyć pijano Zayn’a? Nie, podziękuję.
- Spadaj do mojego pokoju. Po schodach i pierwsze drzwi na prawo. – wytłumaczyłem po cichu i niepewnie zerknąłem z stronę salonu. Zayn mruknął coś pod nosem i ruszył w tam gdzie mu kazałem, a ja uspokoić mamę.
- Słucham? – zapytałem, wyglądając zza framugi.
- Kto to był?
- Kolega przyszedł oddać mi sweter, zaraz pójdzie. – wytłumaczyłem i trochę pewniej wszedłem do środka. Mama wyprostowała się i usiadła przodem do mnie, wlepiając we mnie ciekawskie spojrzenie.
- A czy jak się ma karę to nie powinno się siedzieć samemu w domu? – zapytała patrząc na mnie, a później na ojca, jakby szukając podpowiedzi.
- Mnie się pytasz? Pierwszy raz daliście mi karę. – udawałem głupka. Mama zerknęła na tatę, szukając w nim jakiegokolwiek oparcia, ale ten tylko rozłożył ręce w obronnym geście, mówiąc, że to był jej pomysł. Uśmiechnąłem się lekko i opuściłem pokój.
Wszedłem do środka i od razu w oczy rzucił mi się porządek jaki tam panował. Na krześle nie było porozwalanych żadnych ciuchów, na biurku nie było żadnych brudnych naczyń, a łóżko było zaścielone. Całkowite przeciwieństwo mnie.
Położyłem się na jego posłaniu i czekałem, aż wróci.
Miałem czas na przemyślenie tego, co zaszło między nami w jego przedpokoju. Czemu właściwie to zrobiłem? I czemu właściwie on to przerwał? Myślałem, że ostatnio i jemu się podobało. Czułem to, a teraz nie wiedziałem co myśleć. Przez ten jeden incydent w moim pokoju, nie mogłem go wyrzucić z głowy. To było coś… całkowicie innego, ale przyjemnego. Nawet to, że przespałem się z… jak ona miała? Mniejsza z tym. Nawet to nie pomogło. Cały czas myślałem o Niall’u. Co robi, czy się dobrze bawi i czy w końcu kogoś wyrwał. Może to głupie, ale miałem gdzieś tam w głębi duszy cichą nadzieję, że beze mnie się nudzi i nie zainteresuje się żadną dziewczyną. Jednak widok jaki zobaczyłem po wyjściu na dwór, całkowicie zbił mnie z nóg. Wcale się nie nudzi i nie myślał o tym co się między nami wydarzyło. Dobra może miał to być zwykły pocałunek, by go przyzwyczaić do ust innej osoby, ale nie był. Bynajmniej nie dla mnie. Przez to zacząłem inaczej go postrzegać. I to wcale, a wcale mi się nie podobało. I jeszcze wyszedł z tą laską z imprezy…
- Nie za wygodnie ci? Zwalaj z tymi butami z mojej pościeli. – powiedział i zrzucił moje nogi z łóżka, po czym usiadł na jego skraju i wpatrywał się we mnie. – To gdzie jest masz ten sweter? – zapytał.
Cholera, zapomniałem.
- Yy.. To był jednak sweter Lou. – na szybko wymyśliłem jakąś marną ściemę. Musiałem znaleźć jakiś powód, żeby się z nim spotkać, a ten wydawał się najlepszy. Chciałem sprawdzić czy z nim wszystko ok. i uspokoić sumienie, że nie jest na mnie zły po wczorajszym.
- Aha..- westchnął. Wiedziałem, że dalej chciał drążyć temat, który zaczął na dole, ale nie bardzo wiedział jak. Ja nie zamierzałam mu w tym ułatwiać, bo niby co miałem powiedzieć. „ Tak Niall. Ostatni pocałunek strasznie mi się spodobał. Nie wiem czemu, ale tak jest i nie mogę przestać o tym myśleć. Co więcej chętnie był to powtórzył, dlatego to zrobiłem. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. To się więcej nie powtórzy”? Tak miałoby to brzmieć? Może jeszcze dodać, że mi się dzisiaj śnił w dosyć niedwuznacznej sytuacji? Chyba podziękuję.
- Chcesz coś do picia? – wstał z łóżka i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Nie. – powiedziałem i poszedłem w jego ślady, co prawda miałem z tym mały problem. – Ja już pójdę. – uśmiechnąłem się lekko i wymijając go, nie mogłem się powstrzymać, by niby przypadkiem nie otrzeć się o niego.
- Może zadzwonić po któregoś z chłopaków, co? – spojrzał na mnie z troską w oczach. To było takie urocze jak cały Horan.
- Spoko. – machnąłem ręką. – Dam sobie radę. – zaśmiałem się krótko. – Nie ma się o co martwić. – uśmiechnąłem się kącikiem ust i wyszedłem z jego pokoju. Miałem nadzieję, że zaproponuje mi odprowadzenie czy coś takiego, ale nie. No tak zapomniałem nie mógł wychodzić z domu. – Niall…? – obróciłem się jeszcze na moment. Chciałem mu wytłumaczyć… Nie mam się czego bać przecież. Jedynie powie mi, że jestem chory i tyle. Ewentualnie będzie mnie traktować jak trędowatego, ale co tam.
- Hmmm? – mruknął dając mi znak, że mnie słucha.
Oto twoja chwila prawdy Zayn. Wdech…
- Do poniedziałku. – spękałem.
Ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej, a ból w głowie się nasilił. Westchnąłem ciężko nad swoją głupotą. Po jakie licho wczoraj tyle piłem i dlaczego nie mogłem się spokojnie położyć do łóżka.
- O kochanie. Widzę, że już wstałeś. – do salonu weszła uśmiechnięta mama. Spojrzałem na nią i skrzywiłem się nieco. Nie podzielałem jej dobrego humoru. Na pewno nie dzisiaj.
- Mhmmm…- mruknąłem, opierając ręce na kolanach, a na nich głowę. Byłem zmęczony i sam się sobie dziwiłem, że już wstałem. To było niedorzeczne. Całkowita sprzeczność.
- Dobrze się czujesz? – zapytała, rozkładając talerze na stole. Zerknąłem na komodę, na której stał zegarek. No ładnie, dochodziła piętnasta, czyli pora obiadu jak się mogę domyślić po tym co moja rodzicielka wyczyniała. Krzątała się dookoła stołu i poprawiała krzywo położone sztućce czy serwetki.
- Nie koniecznie. – odpowiedziałem zdawkowo.
- Na stole leży woda i tabletki. Weź, a na pewno poczujesz się lepiej. – powiedziała spokojnie i wyszła z pokoju. Uniosłem głowę i na stoliku, który stał przed mną, dostrzegłem wysoką szklankę wypełnioną wodą, a obok opakowanie jakiś tabletek. Uśmiechnął się niemrawo, spoglądając w stronę drzwi od kuchni. Kochana mama. Jest dla mnie taka dobra i wyrozumiała. Co prawda jak każdy rodzic ma swoje odchyły, ale i tak ją kocham.
Nachylając się, zabrałem ze stołu zestaw pod tytułem „Moje wybawienie” i ponownie opadłem na oparcie kanapy. Nawet nie zdążyłem zabrać się za picie, a do pokoju wróciła mama, w rękach trzymając tacę, na której znajdował się półmisek z kluskami, talerz z pieczenią i naczynie z sosem. Pomieszane zapachy posiłku dotarły do moich nozdrzy, przyprawiając mnie o odruch wymiotny. Jednak ręka przyłożona do ust szybko załagodziła ten efekt.
- A co dzisiaj robisz? Masz jakieś plany? – pytała, tym razem poprawiając biały obrus, który pomiął się, gdy ta rozkładała jedzenie. Dopiłem wodę i spojrzałem na nią.
- Nie. – pokręciłem przecząco głową, co nie było dobrym pomysłem, bo przez to jeszcze bardziej mnie rozbolała, a świat zawirował. – Dzisiaj chyba zostanę w domu i odpocznę. – powiedziałem, kładąc się na kanapie. Dziwnie się czułem z myślą, że „dzisiaj zostanę w domu i odpocznę”, bo nigdy nie miałem z tym problemu. To było dosyć logiczne, że nic nie będę robił, że będę siedział w domu przed komputerem lub telewizorem. A teraz? Teraz faktycznie mogłem mieć jakieś plany z MOIMI przyjaciółmi. Przymknąłem oczy, przygotowany na dalszą konwersację.
- To się dobrze składa, bo nie wyjdziesz dzisiaj, jutro, ani pojutrze. – powiedział rodzicielka spokojnym głosem.
- Jak to?!- zerwałem się szybko, jednak nie byłem na tyle głupi by wstać, więc wyprostowany siedziałem na kanapie. Czy ja dobrze usłyszałem?! Moja wypowiedź i ton jaki do niej użyłem, chyba nie bardzo spodobał się kobiecie, bo skarciła mnie wzrokiem.
- Normalnie. – powiedziała swobodnie, jakby nic nie robiła sobie z tego, że w tym momencie wbiła nóż w plecy swojemu jedynemu synowi. Jak ona sobie to wyobraża. Mam powiedzieć kumplom, że dostałem karę? Boki zrywać dziewiętnastolatek uziemiony, hahaha… - Niall, o której wróciłeś? – zapytał, spoglądając na mnie, smutnym wzrokiem.
- Przecież mówiłem ci, że idę na imprezę. – powiedziałem szybko, zdenerwowany faktem, że matka zamierza dać mi pierwszą w moimi życiu karę, akurat teraz, gdy wszystko zaczyna się układać.
- Nie pytam gdzie byłeś, tylko o której wróciłeś. – powiedziała ze stoickim spokojem, co jeszcze bardziej mnie denerwowało.
- O.. – zamilkłem próbując przypomnieć godzinę, o której zawitałem do domu. Pamiętam, że ostatni raz jak spojrzałem na komórkę, wyszedłem z basenu i było po trzeciej. Później już wspomnienia są jak za mgłą. – O.. – ciągnąłem, nie chcąc dać po sobie poznać, że nie wiem.
- Dokładnie o 6:32, Niall. – powiedziała, widząc, że się męczę. Chciała coś jeszcze dodać, ale jej przerwałem.
- No i co z tego. Jestem już dorosły. – powiedziałem poważnie. Nawet wstałem i podszedłem do niej, żeby łatwiej było mi ją przekonać do zmiany decyzji. – Nie możesz dać mi kary. Jestem na takie coś za stary. – matka jednak tylko uśmiechnęła się przyjaźnie i wyminęła mnie, by podejść do szuflady i wyciągnąć z niej podstawkę pod wazon.
- Kochanie. Nie rozśmieszaj mnie. – spojrzał na mnie z troską w oczach. – Masz dopiero dziewiętnaście lat. Mieszkasz pod moim dachem, więc nie życzę sobie byś wracał do domu nad ranem całkowicie pijany. – powiedziała.
- To już się nie powtórzy. – próbowałem tak. Może wezmę ją na litość? – To był pierwszy i ostatni raz. – ciągnąłem ze skruchom w głosie.
- Nie Niall. – powiedziała bardziej stanowczo. – Pierwszy raz był kilkanaście dni temu. Też wróciłeś do domu pijany, później niż powinieneś. – widocznie już męczyła ją ta rozmowa, bo nie brzmiała już tak łagodnie. – Koniec tematu.
- No, ale jak to będzie wyglądać? Mam dziewiętnaście lat i dostałem karę od rodziców. Postaw się w mojej sytuacji. – ciągnąłem. Musiałem w tym momencie wyglądać żałośnie.
- Szkoda, że nie myślałeś o tym jak obrzygałeś chodnik przed domem. – powiedziała wyraźnie zawiedziona moim zachowaniem. W Irlandii nie mieli ze mną problemów. Mimo, że miałem mnóstwu znajomych, zawsze wracałem do domu na czas i nigdy byłem pijany. Oczywiście było dużo rzeczy o których nie wiedzieli, ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, prawda? Dlatego też taka sytuacja była nowa zarówno dla mnie jak i mojej mamy. Kompletnie nie wiedziałem jak się zachować, ale na pewno nie chciałem dać za wygraną. – Koniec Niall. Nie wychodzisz z domu do końca roku szkolnego. – powiedziała.
- Mamo! – jęknąłem. Miały być tylko trzy dni, a teraz nagle zrobiły się dwa tygodnie.
- Niall koniec tematu. – uciszyła mnie matka, rozwiązując swój fartuszek. Poskładała go w kostkę i odłożyła na półkę, a w tym samym czasie do domu zawitał ojciec.
- Witaj rodzinko! – dało się słyszeć od wejścia. Podszedł do żony skradając jej buziaka. To samo chciał zrobić ze mną, ale ubiegłem go i ruszyłem do swojego pokoju.
- Niall! – usłyszałem za sobą oburzony głos rodzicielki. Uniosłem tylko rękę do góry na znak, że nie mam ochoty z nią gadać i przeskakując co drugi schodek, wbiegłem po schodach.
Jak burza wparowałem do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Co tylko skomentowałem cichym przekleństwem pod nosem, bo huk jaki się rozległ, rozwalił moją czaszkę na miliony kawałeczków.
Zmęczony moim życiem opadłem na łóżko. Totalne bagno. Całowałem przyjaciela, który za pewne mnie za to znienawidził, jestem uziemiony przez najbliższe dwa tygodnie, więc mogę zapomnieć o wspólnych wyjściach, do tego zaraz umrę z ból głowy. A te cholerne tabletki co mi mama poleciła wcale nie pomagają. CHCĘ UMRZEĆ!
Wsadziłem głowę pod poduszkę i przymknąłem oczy, próbując zasnąć. W sumie co innego miałem robić. Przede mną dużo wolnego czasu na bezczynne siedzenie.
Nie minęło pięć minut, a po pokoju rozległ się dźwięk mojego telefonu. Niezbyt zadowolony z tego, że ktoś śmie przerywać mi w tak ważnym zajęciu jakim jest zaleganie na łóżku, podniosłem i chwyciłem za komórkę.
Zayn… Czego on do cholery chce? Nacisnąłem szybko zieloną słuchawkę i przyłożyłem aparat do ucha.
-Niall? – zadał głupie pytanie.
- Nie. Moja sekretarka. – warknąłem. Nie byłem w dobrym nastroju na głupie rozmowy, a już po samym wstępie czułem, że na taką się zapowiada, więc zabrzmiałem nieco ostrzej niż zamierzałem. Kto normalny dzwoni do kogoś i pyta się czy to ta osoba? – Czego? –obróciłem się na plecy i wpatrując się w sufit kontynuowałem rozmowę.
- Widzę, że ktoś wstał lewą nogą. –powiedział i zdecydowanie nie brzmiał już tak radośnie jak na początku. Ale co się dziwić, naskoczyłem na niego bez przyczyny.
- Mhmmm… - mruknąłem. – Chciałeś coś konkretnego czy po prostu stęskniłeś się za moim głosem? – zapytałem i przymknąłem oczy, a raczej po prostu pozwoliłem by same opadły.
- Zostawiłeś u mnie sweterek. – zignorował mój wcześniejszy komentarz.
- Jak sweterek? – nie do końca sobie przypominałem, bym na wczorajszą imprezę zabierał jakiekolwiek okrycie wierzchnie, ale nie mogłem w tym momencie ufać mojej pamięci.
- Taki ze szczerego złota…. Sraki sweterek. Zwykły, szary na guziki. – powiedział – Wpadniesz po niego?
- Yyy.. – zająknąłem się. – Wiesz teraz nie bardzo mogę. – powiedziałem zgodnie z prawdą i tylko czekałem na kolejne pytanie.
- Czemu? – oto i one. Jaki on czasami potrafi być przewidywalny.
W tym momencie próbowałem sobie wyobrazić jego reakcję na to co zaraz usłyszy. Czy zabije mnie śmiechem przez słuchawkę, czy powie, że moja mama jest nienormalna i powinna się leczyć, a może po prostu westchnie i pożegna się słowami „ To do poniedziałku w szkole”. Chociaż osobiście ostatnią opcję odrzuciłem.
Oczywiście mogłem znowu skłamać co chyba powoli zaczynało mi wchodzić w nawyk jeżeli chodzi o znajomość z chłopakiem. Najpierw ten nieszczęsny pocałunek, później wyjście z dziewczyną. Co mi szkodzi. Po prostu powiem, że się źle czuję.
- Bo… - zastanowiłem się chwilę. Nieeee. To bez sensu. Jak mam budować z nim jakąkolwiek relację skoro ciągle kłamię. – Bomamkarę. – powiedziałem na jednym oddechu. Czekałem na jakiś głupi komentarz chłopaka, jednak nic takiego nie miało miejsca. Głucha cisza. – Zayn? – zaniepokoiłem się. Czyżby tak bardzo rozbawiła o moja sytuacja, że umarł ze śmiechu.
- Żartujesz sobie, prawda? – powiedział i było słychać jego rozbawiony ton.
- A czy brzmię jakbym żartował? – powiedziałem. – Nie do cholery. Mam karę i do końca tego cholernego roku szkolnego nie wyjdę z tego cholernego domu. – wyrzuciłem z siebie całą frustrację. Może i to nie było nic wielkie. Ochocho… Też mi coś. Po prostu posiedzę sobie w domku przed dwa tygodnie, odpocznę i wrócę pełen energii w wakacje. Ale po prostu nie mogłem uwierzyć, że moja własna matka mogła się do takiego czegoś posunąć.
- To może ja ci go podrzucę, co? Będę akurat przechodził obok twojego domu. – powiedział i z pewnością uśmiechnął się lekko. – Chyba gości możesz przyjmować? – zapytał niepewnie.
W sumie o tym nie rozmawiałem z rodzicami, ale skoro nie zaznaczyli, że nie, to ich pech.
- Dobra. To wpadnij z tym sweterkiem. – powiedziałem i uśmiechnąłem się do siebie. Świadomość, że jeszcze dzisiaj zobaczę się z przyjacielem i będę mu ponarzekać na swój marny los jakby mnie uspokoiła, a cała złość na wszystkich ludzi minęła.
Nie umówiłem się z mulatem na dokładną godzinę, czego od razu pożałowałem, bo na którą miałem być gotowy? Będzie za pięć minut czy za dwie godziny?
Ociężale zwlokłem się z łóżka i udałem się do łazienki. W sumie godzina szesnasta to może niezbyt dobra pora na poranny prysznic, ale lepsza taka niż żadna. Zrzuciłem z siebie wczorajsze ciuchy i wszedłem do kabiny. Namydliłem ciało i włosy, po czym letnią wodą wszystko spłukałem. Szybko wyskoczyłem z pod prysznica, przewiązałem jednym ręcznikiem biodra, a drugi zacząłem suszyć włosy.
Po trzydziestu minutach leżałem na łóżku, świeży i pachnący.
Powoli nie mogłem się już doczekać wizyty Zayn’a. Oczywiście tłumaczyłem sobie to, chęcią zamienienia z kimś normalny paru słów, a w tym domu nikogo takiego nie znajdę. Tak, nadal byłem zły na rodziców.
Minęła godzina, a go dalej nie było. Zastanawiałem się nawet nad wykonaniem telefonu, ale nie chciałem wyjść na desperata, którym faktycznie byłem. Niech nie myśli sobie, że nie mam innych ciekawych zajęć w domu, tylko leżę na łóżku znudzony z komórką w ręku i czekam na jakiś znak od niego. No dobra… nie musi widzieć, że tak właśnie robię.
Minęła kolejna godzina, a po nim ani śladu. Może się rozmyślił, a może zapomniał? Jednak nie chciałem się upominać. Nie chce ze mną spędzać czas to jego strata. Nie to nie.
W między czasie wszedłem na Twittera i popisałem trochę z Meg. W sumie czułem się trochę dziwnie spięty opowiadając jej co u mnie. Ona też odpisywała inaczej niż zazwyczaj. Mniej emotikonek, krótsze wypowiedzi, jakby jej w czymś przeszkadzał. Do tego ani razu nie wspomniała o przyjeździe do Londynu, gdzie od kilku miesięcy to był temat numer jeden naszych rozmów. Zapytałem się jej co się dzieje, ale odpowiedziała tylko „ Nic takiego. Baw się dobrze z Zayn’em. Pa.”. I na tym skończyła się nasza piętnastominutowa wymian zdań. Nie czułem się z tym dobrze. Bo kiedyś potrafiliśmy pisać ze sobą godzinami o różnych głupotach, byleby tylko pisać, a teraz miałem jej tyle do powiedzenia, a ona po prostu życzyła mi dobrej zabawy i zniknęła. Zdecydowanie odkąd zbliżyłem się do chłopaków, oddaliłem się od Meg, a taki układ mi nie odpowiadał.
Minęła kolejna godzina, a go jak nie było tak nie ma. Już nawet zacząłem wątpić w to, że w ogóle przyjdzie, bo dochodziła dwudziesta pierwsza, a kiedy się z nim umawiałem była szesnasta, więc trochę czasu minęło.
Zszedłem na dół, by wziąć sobie coś do picia i zjedzenia, bo w końcu mój brzuch upomniał się o odrobinę uwagi. Cicho minąłem pokój, w którym przytuleni do siebie rodzice, oglądali jakiś film i zniknąłem w kuchni. Ledwo otworzyłem lodówkę, a po domku rozległo się głośne pukanie.
- Otworzę!- krzyknąłem i pędem ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je, a za nim dostrzegłem szeroko uśmiechniętego chłopaka. – Nareszcie. – westchnąłem tak, że bardzie przypominało to znudzenie długim czekaniem niż, ekscytację z tego, że się w końcu zjawił. Chłopaka nie czekając na zaproszenie, wparował do środka. Szybko zniwelował odległość między nami i złączył nasze usta w pocałunku, co mnie kompletnie zaskoczyło. Puściłem, trzymane wcześniej przeze mnie drzwi i pod naporem ciała chłopaka, zrobiłem kilka kroków w tył, zatrzymując się na ścianie. Zrobiło mi się gorąco, jednak myślałem na tyle trzeźwo, że odepchnąłem go od siebie.
- Co to do cholery było? – spojrzałem na niego z wyrzutem. Co z tego, że w innych okolicznościach z pewnością tej chwili bym nie przerwał, a nawet pragnąłbym by trwała wieczność. Oddałbym pocałunek, później następny i jeszcze jeden. Całowałabym go po szyi, zaznaczając kolejne miejsca. Sunąłbym dłońmi po jego rozgrzanym ciele, dokładnie poznawał każdy element jego umięśnionych pleców i klaty. Co z tego, że dałbym się pieścić jego ustom, prosząc o więcej uwagi. Co z tego, że miałem na to taką straszną ochotę. Co z tego wszystkiego, skoro kilka metrów dalej siedzieli moim rodzice, którzy nie mieli pojęcia, że ich jedyny synek nigdy nie da im wnuków, bo woli ptaszki. Co z tego wszystkiego skoro chłopak był pijany, co dało się wyczuć na kilometr. No właśnie.
- Nic. – mulat spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, którego kompletnie nie potrafiłem rozgryźć. Coś jakby się cieszył i był zadowolony, ale nie do końca.
- Niall? – usłyszałem głos mamy dobiegający z salonu. Pewnie zaraz przyjdzie tu sprawdzić czy wszystko w porządku i będzie pozamiatane. Dopiero co się z nią kłóciłem o alkohol, a teraz ma zobaczyć pijano Zayn’a? Nie, podziękuję.
- Spadaj do mojego pokoju. Po schodach i pierwsze drzwi na prawo. – wytłumaczyłem po cichu i niepewnie zerknąłem z stronę salonu. Zayn mruknął coś pod nosem i ruszył w tam gdzie mu kazałem, a ja uspokoić mamę.
- Słucham? – zapytałem, wyglądając zza framugi.
- Kto to był?
- Kolega przyszedł oddać mi sweter, zaraz pójdzie. – wytłumaczyłem i trochę pewniej wszedłem do środka. Mama wyprostowała się i usiadła przodem do mnie, wlepiając we mnie ciekawskie spojrzenie.
- A czy jak się ma karę to nie powinno się siedzieć samemu w domu? – zapytała patrząc na mnie, a później na ojca, jakby szukając podpowiedzi.
- Mnie się pytasz? Pierwszy raz daliście mi karę. – udawałem głupka. Mama zerknęła na tatę, szukając w nim jakiegokolwiek oparcia, ale ten tylko rozłożył ręce w obronnym geście, mówiąc, że to był jej pomysł. Uśmiechnąłem się lekko i opuściłem pokój.
Wszedłem do środka i od razu w oczy rzucił mi się porządek jaki tam panował. Na krześle nie było porozwalanych żadnych ciuchów, na biurku nie było żadnych brudnych naczyń, a łóżko było zaścielone. Całkowite przeciwieństwo mnie.
Położyłem się na jego posłaniu i czekałem, aż wróci.
Miałem czas na przemyślenie tego, co zaszło między nami w jego przedpokoju. Czemu właściwie to zrobiłem? I czemu właściwie on to przerwał? Myślałem, że ostatnio i jemu się podobało. Czułem to, a teraz nie wiedziałem co myśleć. Przez ten jeden incydent w moim pokoju, nie mogłem go wyrzucić z głowy. To było coś… całkowicie innego, ale przyjemnego. Nawet to, że przespałem się z… jak ona miała? Mniejsza z tym. Nawet to nie pomogło. Cały czas myślałem o Niall’u. Co robi, czy się dobrze bawi i czy w końcu kogoś wyrwał. Może to głupie, ale miałem gdzieś tam w głębi duszy cichą nadzieję, że beze mnie się nudzi i nie zainteresuje się żadną dziewczyną. Jednak widok jaki zobaczyłem po wyjściu na dwór, całkowicie zbił mnie z nóg. Wcale się nie nudzi i nie myślał o tym co się między nami wydarzyło. Dobra może miał to być zwykły pocałunek, by go przyzwyczaić do ust innej osoby, ale nie był. Bynajmniej nie dla mnie. Przez to zacząłem inaczej go postrzegać. I to wcale, a wcale mi się nie podobało. I jeszcze wyszedł z tą laską z imprezy…
- Nie za wygodnie ci? Zwalaj z tymi butami z mojej pościeli. – powiedział i zrzucił moje nogi z łóżka, po czym usiadł na jego skraju i wpatrywał się we mnie. – To gdzie jest masz ten sweter? – zapytał.
Cholera, zapomniałem.
- Yy.. To był jednak sweter Lou. – na szybko wymyśliłem jakąś marną ściemę. Musiałem znaleźć jakiś powód, żeby się z nim spotkać, a ten wydawał się najlepszy. Chciałem sprawdzić czy z nim wszystko ok. i uspokoić sumienie, że nie jest na mnie zły po wczorajszym.
- Aha..- westchnął. Wiedziałem, że dalej chciał drążyć temat, który zaczął na dole, ale nie bardzo wiedział jak. Ja nie zamierzałam mu w tym ułatwiać, bo niby co miałem powiedzieć. „ Tak Niall. Ostatni pocałunek strasznie mi się spodobał. Nie wiem czemu, ale tak jest i nie mogę przestać o tym myśleć. Co więcej chętnie był to powtórzył, dlatego to zrobiłem. Mam nadzieję, że nie jesteś zły. To się więcej nie powtórzy”? Tak miałoby to brzmieć? Może jeszcze dodać, że mi się dzisiaj śnił w dosyć niedwuznacznej sytuacji? Chyba podziękuję.
- Chcesz coś do picia? – wstał z łóżka i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Nie. – powiedziałem i poszedłem w jego ślady, co prawda miałem z tym mały problem. – Ja już pójdę. – uśmiechnąłem się lekko i wymijając go, nie mogłem się powstrzymać, by niby przypadkiem nie otrzeć się o niego.
- Może zadzwonić po któregoś z chłopaków, co? – spojrzał na mnie z troską w oczach. To było takie urocze jak cały Horan.
- Spoko. – machnąłem ręką. – Dam sobie radę. – zaśmiałem się krótko. – Nie ma się o co martwić. – uśmiechnąłem się kącikiem ust i wyszedłem z jego pokoju. Miałem nadzieję, że zaproponuje mi odprowadzenie czy coś takiego, ale nie. No tak zapomniałem nie mógł wychodzić z domu. – Niall…? – obróciłem się jeszcze na moment. Chciałem mu wytłumaczyć… Nie mam się czego bać przecież. Jedynie powie mi, że jestem chory i tyle. Ewentualnie będzie mnie traktować jak trędowatego, ale co tam.
- Hmmm? – mruknął dając mi znak, że mnie słucha.
Oto twoja chwila prawdy Zayn. Wdech…
- Do poniedziałku. – spękałem.
Ale zajebiste *_____*
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem Zayn'a i przyjaciółki Niall'a .
Czekam na nn .Pozdrowienia Xx
Przepraszam, że ten komentarz będzie krótki, ale jest tak gorąco, że mój mózg ma niemałe problemy z poprawnym funkcjonowaniem.
OdpowiedzUsuńCóż, aw, jest Ziall, tylko rodzice Horana wszystko psują. I martwią mnie pogarszające się stosunki Nialla z jego przyjaciółką. Czyżby czułaś się trochę zaniedbywana na rzecz Zayna? Mam nadzieję, że wszystko się naprawi, tym bardziej, kiedy Zayn ewidentnie zaczyna czuć więcej do naszego blondaska :)
Aw, i dziękuję za miłe komentarze na obu blogach, tak bardzo to doceniam :) Pozdrawiam i czekam na nowy! xx
Jakbyś widziała jak się cieszyłam jak weszłam po raz 10 dziś na twojego bloga a tu rozdział. A mogłoby być tak pięknie, gdyby nie rodzice Niall'a. Widzę, że Ziall się powoli rozkręca. Ta akcja ze swetrem była taka słodka :). Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńCześć! Błądziłam po blogach szukając czegoś godnego przeczytania i trafiłam tutaj. Nie żałuję ani sekundy spędzonej na czytaniu tego cudownego opowiadania. Momentalnie przypadło mi do gustu, więc będę tutaj częstym gościem. Jest pisane prostym i łatwym językiem, co powoduje, że przyjemnie się czyta. Dobór słów sprawia, że można dokładnie wczuć się w rolę bohaterów i razem z nimi przeżywać ich rozterki, czy też radosne chwile. Wspaniale!
OdpowiedzUsuńOsobiście wolę bromance Niama, ale Ziall przedstawiony przez Ciebie jest fantastyczny! Szkoda mi Nialla, że dostał karę, na którą, powiedzmy sobie szczerze nie zasłużył. Jego mama jest przewrażliwiona, niech uświadomi sobie, że jej synek jest dorosłym facetem. No dobra prawie dorosłym.;) Ma prawo do zabawy, kiedyś musi się wyszumieć. Natomiast Zayn ze swoją zazdrością o to, że Niall chce mu zabrać przyjaciół ośmieszył się kompletnie. Aczkolwiek rozumiem jego obawy i zachowanie - byłam kiedyś w podobnej sytuacji.
Ale jego zazdrość, bo przecież to była zazdrość, jak Niall wyszedł z laską z imprezy była słodka. I jeszcze się o niego martwił, chyba nam się Malik powoli zadurza w blondynie, co mnie cieszy. ;D
Miło byłoby, gdy Niall powiedział mu, że jest gejem, a Zayn z radością rzucił mu się na szyję. Ale to jest za proste. Oboje się boją odtrącenia, co nie dziwi, ale jednocześnie śmieszy. Przykro się robi, gdy widzi się uczucie, które kiełkuje między nimi, a oni nie potrafią się do niego przyznać. Wierzę jednak, że przyjdzie taki moment, kiedy oboje zdobędą się na odwagę i będziemy mieli do czynienie z niewyobrażalnym szczęściem. ;)
Zastanawia mnie Meg. Co się u niej dzieje? Czemu była taka oschła(?) dla swojego przyjaciela? Czyżby była zazdrosna o Zayna, czy stało się coś zupełnie innego? Mam nadzieje, że najbliższy odcinek wszystko wyjaśni.
Czekam z niecierpliwością na ósmy odcinek, ciepło pozdrawiam! ;)
pookolorowana
ten rozdział wywarł na mnie naprawdę ogromne wrażenie! początkowo byłam zaskoczona takim obrotem sytuacji, jednak potem niezmiernie ucieszyłam się. uwielbiam Zialla <3 hm... ewidentnie Zayn zaczął czuć coś więcej do Nialla. i to nie jest zwykła przyjaźń. to coś więcej, na pewno. nie mogę pojąć, dlaczego Horan się odsunął. hahahha. może to dziwne, jednak nie rozumiem tego. wiem, że rodzice mogli nagle wejść, ale bez ryzyka nie ma życia :D ponadto po praz pierwszy czytam opowiadanie, w którym głównym tematem jest Ziall. oczywiście uwielbiam je, ponieważ idealnie wpasowuje się w moje gusta :)mam nadzieję, że w przyszłym odcinku ponownie wydarzy się coś pomiędzy Niallem a Zaynem. pozdrawiam i życzę weny! ;*
OdpowiedzUsuń[heartless-boys]
Bardzo fajny rozdział, chociaż po mojemu mógł się inaczej potoczyć. Dlaczego kurcze Niall nie odwzajemnił pocałunku? No okey, działo się to w jego domu.. ale powinien no! ;d No nic. Pozostaje nam czekać do dalszego rozwoju akcji. Mam nadzieję, że Ziall będzie już niedługo, oh mój ulu bromance *.* Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńomoomm jaki zajumbisty. TYlko szkoda ze Niall się z nim nie przelizał. chociaż może dobrze ;) czekam na next
OdpowiedzUsuńczytam po raz drugi i zachwycam sie na nowo :d cudowne:))
OdpowiedzUsuń