Raz ,
dwa, trzy, cztery. Jakież to liczenie kratek w zeszycie jest ciekawe. Siedziałem
na nudnej lekcji biologii. Niektórzy mogą uznać mnie z totalnego idiotę, ale
nigdy nie kręciły mnie martwe płazy, ilość czerwonych krwinek w krwi człowieka
czy znaczenie grzybów w naszym otoczeniu.
Z podpartą na ręce głową, wpatrywałem się tępo w pustką kartkę zeszytu,
wystukując na niej jakiś bliżej nieokreślony rytm. Użyłem ku temu ołówka z
gumką z tyłu, by znacznie ściszyć dźwięk, który wydawał przedmiot. Nie chciałem
przeszkadzać innym, bo skoro chcą się uczyć niech to robią. Nic mi do tego.
Pięć, sześć, siedem, osiem. Od mojego ciekawego zajęcia oderwał mnie głośny
trzask zamykających się drzwi. Uniosłem głowę i spojrzałem w tamtym kierunku z
nadzieją, że swoją obecnością zaszczycił nas dyrektor. Powie, że reszta lekcji
jest odwołana i każdy może spokojnie udać się do domu. Nic z tego. Są to tylko
żmudne marzenia, które nigdy się nie spełnią. Swoją drogą naprawdę nie
rozumiem, sensu przesiadywania w szkole o tej porze roku. Na dworze jest
gorąco, słońce przebija się przez okna, nie pozwalając się na niczym skupić, a
my musimy tu siedzieć i uczyć się rzeczy, które i tak będziemy powtarzać w
przyszłym roku. Bez sensu. Ostatnie dwa tygodnie szkoły zdecydowanie powinny
być zniesione z ustawy, albo chociażby zabronić prowadzenia normalnych zajęć w
tym okresie. Ale mniejsza z tym.
Do klasy weszli uśmiechnięci chłopacy. Nadal żywo o czymś dyskutując. Jeden z
nich najwyraźniej opowiadał drugiemu, coś niezwykle ważnego, skoro nie
przerwali nawet wchodząc do klasy.
- HHmmmhhhyym… - odchrząknęła nauczycielka, by zaznaczyć swoją obecność w
pomieszczeniu. – Nie zapomnieliście o czymś chłopcy? – zapytała nad wyraz
spokojnie.
- Tak. Dzień dobry. – rzucił do nauczycielki ciemny blondyn, nie spoglądając na
nią. Ten drugi nawet się nie przywitał, tylko dalej opowiadał coś koledze. No
jasne, czego można było się po nich spodziewać. Przecież to Zayn Malik i Liam
Payne. Oni mieli by być mili w stosunku do kogokolwiek, a przede wszystkim do
nauczycieli? To zniszczyłoby ich wizerunek szkolnych macho. Nie mam pojęcia
czemu to się podobało dziewczynom, ale tak było. Ci dwaj, Harry Styles i Louis
Tomlinson byli najbardziej popularnymi chłopakami w szkole. Dziewczyny się do
nich kleiły mimo tego, że byli po prostu… Hmmm, dupkami. Jedno słowo, a określa
ich doskonale. Bo jak można inaczej nazwać kogoś kto jest arogancki, wredny,
bezczelny, zbyt pewny siebie, myśli, że zawsze dostanie to co będzie chciał,
jest dobrym bajerantem, a do tego bezczelnie wykorzystuje wszystkie swoje
zalety, by poderwać jakąś dziewczynę, później zostawiając ją ze złamanym
sercem. To tylko niektóre cechy tej czwórki, jednak dziewczyny na to leciały.
Często zastanawiałem się jak można być takim głupim i nie poznać się na takich
osobach od razu. Nie wiem. Chociaż za pewne miał w tym swój wkłada wygląd
czterech wspaniałych. Każdy z nich był niebywale przystojny. Pierwszy Zayn.
Wysoki brunet o brązowych oczach, wysportowanej i umięśnionej sylwetce, którą
nieraz podkreślał obcisłymi koszulkami. Włosy z boku przycięte, na czubku głowy
dłuższe, zawsze idealnie zaczesane do góry. W uszach błyszczące kolczyki, a do
tego ta jego karnacja. Liam, tak samo wysoki jak jego kolega. Brązowe oczy,
śmiesznie marszczące się przy szerszym uśmiechu. Włosy średniej długość przez
co końcówki nieznacznie mu się podkręcały. Czasami zdarzało mu się prostować
je, ale coraz rzadziej można spotkać taki widok na korytarzu szkoły. Idealnie
wyrzeźbiona klata, silne ramiona. Louis…
- Niall. – z zamyślenia wyrwał mi cichy, ciepły głos sąsiadki z ławki. Złapałem
się na tym, że wpatruję się w chłopaków, którzy już dawno zdążyli zająć swoje
miejsca i wypakować zeszyty na ławkę. Nie mogli oczywiście usiąść jak należy. Rozwalili
się na krzesełkach jak na leżakach. Potrząsnąłem głową, by odgonić wszystkie
myśli związane z nimi i wrócić do zajęć.
- Co? – zapytałem, nachylając się w stronę dziewczyny. Od początku roku
zajmowałem zawsze to samo i zawsze ona mi towarzyszyła. Mimo to zamieniłem z
nią bodajże dziesięć zdań. I to tych typu: „ Na której stronie?”, „Co
powiedziała?”. Po prostu nie czułem wewnętrznej potrzeby zawierania bliższych
znajomości. Dziewczyna też się do tego nie rwała, dlatego każdemu odpowiadał
taki stan rzeczy.
- Nic. Tylko mógłbyś przestać tak stukać tym ołówkiem? – przeniosła wzrok ze
mnie na mój zeszyt. – To jest irytujące, a po drugie nie trzęś tak tą nogą. –
spojrzała pod stolik. – To też jest irytujące. – dodała i wróciła do słuchania
nauczycielki.
- Przepraszam. Już. – odpowiedziałem spokojnie. Zrobiłem to o co mnie
poprosiła, a żeby zająć czymś swoje myśli wbiłem wzrok z widok za oknem. Jakaś
klasa dziewczyn ćwiczyła na dworze bieg przez płotki. W myślach powtarzałem sobie.
No dajesz mała, wywal się, będzie śmiesznie.
- Niall, naprawdę? – znowu usłyszałem ten sam głos. Po raz drugi w ciągu pięciu
minut zwróciła się do mnie po imieniu. Chłopie, bijesz rekordy. Obróciłem się
do niej, z wyraźnym zdziwieniem malującym się na mojej twarzy. – Noga. – nie
musiałem długo czekać, żeby dziewczyna wytłumaczyła mi o co jej chodzi.
Uśmiechnąłem się niepewnie i zahaczyłem nogi o krzesło, by broń boże tym razem
nie nawalić. Wróciłem do oglądania w-fu
jednak nie trwało to długo, bo po kilku minutach zadzwonił dzwonek.
Wszyscy uczniowie pośpiesznie zbierali swoje wyposażenie, by jak stado bawołów
wybiec na korytarz, prowadzący na boisko, miejsce spędzania każdej przerwy.
Wyszedłem z klasy jako ostatni. Pani poprosiła mnie jeszcze, by zmazał tablicę
i pozasuwał krzesła. Nie mogłem jej odmówić.
- Niall, dziękuję bardzo. Miły z ciebie chłopak. – uśmiechnęła się niewyraźnie.
Było widać, że jest wykończona. To dopiero trzecia lekcja, a kobieta już
wygląda marnie. W sumie co się dziwić, moja klasa nie należy do najłatwiejszy i
to właśnie dzięki tej dwójce, która zaszczyciła nas swoją obecnością trochę
później, niż reszta klasy.
- Nie ma za co. Zawsze do usług. – posłałem jej przyjazny uśmiech i wyszedłem z
pomieszczenia zostawiając ją samą. Może i przedmiot jaki wykładała, był głupi,
ale ona była bardzo mądrą i miłą osobą. Lubiłem ją, dlatego też nie mogłem
zrozumieć dlaczego niektórzy tak bardzo utrudniali jej pracę, swoim
niedojrzałym zachowaniem.
Może i nie należałem do najbardziej towarzyskich osób, ale nie przeszkadzało mi
to. I tak wiedziałem i widziałem więcej niż niektóre „obyte w towarzystwie”
osoby. Wystarczyło siedzieć cicho pod ścianą, z książką w ręce, albo po prostu
obserwować otoczenie, a będziesz za pan
brat z hierarchią i nowinka panującymi w szkole. Niektórym pewnie wydawało się,
że jestem nieśmiałym, cichym, miłym i grzecznym chłopakiem, który nie ma
znajomych. To jednak nie prawda. Chociaż z drugiej strony sam wywalczyłem sobie
taką opinię. Gdy we wrześniu przeprowadziłem się z moją rodziną do Anglii, nie
mogłem dopuścić do siebie tego, że już nie wrócę do Irlandii. Zostawiłem tam
przyjaciół i całe moje życie. Co prawda każdego dnia nadzieja, na powrót do
domu malała, ja nadal w to wierzyłem, nie mając do tego zupełnie podstaw.
Rodzice znaleźli tu pracę, poznali nowych znajomych. Jednak ja byłem nie
ugięty. Dlatego też nie chciałem poznawać nowych osób, nie przywiązywać się do
nich, bo kolejne rozstanie mogłoby już doszczętnie rozerwać moje serce. Później
pogodziłem się z tym, ale tak przyzwyczaiłem się do samotności w tej szkole, że
postanowiłem tego nie zmieniać.
Schodziłem właśnie po schodach, gdy do moich uszu doszedł dźwięczny śmiech.
Oho, raz… dwa…
- Lou, przestań. – powiedziała słodkim głosem jakaś dziewczyna. Tak jak
myślałem. Ten śmiech, da się rozpoznać wszędzie.
- No co, uwielbiam jak się do mnie tak uśmiechasz. – powiedział chłopak
trzymając dłonie na tali blondynki.
Reszta jego towarzystwa i inne dziewczyny, stali obok i rozmawiali ze
sobą. Chłopak był z nich wszystkich najstarszy. W tym roku właśnie kończył
szkołę, więc to były jego ostatnie dni jako ‘pana popularnego’. Wiadomo, że
takie czasy kończą się wraz z opuszczeniem murów liceum. Chociaż w sumie, Louis miał predyspozycję do
tego, by nawet po wyjściu ze szkoły być przez wszystkich lubianym i pożądanym.
Jego podejście do życia było zadziwiająco optymistyczne. Korytarze przemierzał
zawsze z podniesioną głową, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, który
nigdy z niej nie schodził. Włosy rozwalone na każdą stronę, jednak i tak
wyglądał niesamowicie. Jego trochę miej umięśnione ciało, zazwyczaj przykrywały
koszulki w paski, a jego zgrabne pośladki kolorowe spodnie. Tak, chłopak był właścicielem
nieziemskiego tyłka, którego mogła mu pozazdrościć połowa dziewczyn w naszej
szkole.
- Wiem, Misiaku. – odezwała się do niego dziewczyna. Złapała w palce skórę jego
policzka, robiąc tak zwanego bobaska, po czym złożyła na jego ustach czuły
pocałunek. Proszę was zaraz będę rzygał tęczą.
Mimowolnie, przechodząc obok nich spuściłem głowę, by nie nawiązać broń boże
żadnego kontaktu wzrokowego. Prześlizgnąłem się po pół piętrze na którym stali,
niczym mysz i wyszedłem na dwór, odetchnąć świeżym powietrzem.
super! naprawde fajne :) xx
OdpowiedzUsuńZaczyna się ciekawie :) Musiałem tu zajrzeć i przeczytać, na razie, prolog. Tak, nie mam chwilowo czasu na ogarnięcie wszystkiego :) Ale nie martw się, obiecuję, że przeczytam całe opowiadanie, bo wygląda na interesujące. :) Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale dodawałaś komentarz na moim blogu. http://wakacyjny-oboz-z-1d.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńBTW, dzięki za ten komentarz i za zostawienie linka do twojego bloga ♥ No i zapraszam do mnie :)
Kossa
dobra czy to jest o gejach? bo jak tak to nie czytam
OdpowiedzUsuń