wtorek, 31 lipca 2012

Prolog

Raz , dwa, trzy, cztery. Jakież to liczenie kratek w zeszycie jest ciekawe. Siedziałem na nudnej lekcji biologii. Niektórzy mogą uznać mnie z totalnego idiotę, ale nigdy nie kręciły mnie martwe płazy, ilość czerwonych krwinek w krwi człowieka czy znaczenie grzybów w naszym otoczeniu.
Z podpartą na ręce głową, wpatrywałem się tępo w pustką kartkę zeszytu, wystukując na niej jakiś bliżej nieokreślony rytm. Użyłem ku temu ołówka z gumką z tyłu, by znacznie ściszyć dźwięk, który wydawał przedmiot. Nie chciałem przeszkadzać innym, bo skoro chcą się uczyć niech to robią. Nic mi do tego.
Pięć, sześć, siedem, osiem. Od mojego ciekawego zajęcia oderwał mnie głośny trzask zamykających się drzwi. Uniosłem głowę i spojrzałem w tamtym kierunku z nadzieją, że swoją obecnością zaszczycił nas dyrektor. Powie, że reszta lekcji jest odwołana i każdy może spokojnie udać się do domu. Nic z tego. Są to tylko żmudne marzenia, które nigdy się nie spełnią. Swoją drogą naprawdę nie rozumiem, sensu przesiadywania w szkole o tej porze roku. Na dworze jest gorąco, słońce przebija się przez okna, nie pozwalając się na niczym skupić, a my musimy tu siedzieć i uczyć się rzeczy, które i tak będziemy powtarzać w przyszłym roku. Bez sensu. Ostatnie dwa tygodnie szkoły zdecydowanie powinny być zniesione z ustawy, albo chociażby zabronić prowadzenia normalnych zajęć w tym okresie. Ale mniejsza z tym.
Do klasy weszli uśmiechnięci chłopacy. Nadal żywo o czymś dyskutując. Jeden z nich najwyraźniej opowiadał drugiemu, coś niezwykle ważnego, skoro nie przerwali nawet wchodząc do klasy.
- HHmmmhhhyym… - odchrząknęła nauczycielka, by zaznaczyć swoją obecność w pomieszczeniu. – Nie zapomnieliście o czymś chłopcy? – zapytała nad wyraz spokojnie.
- Tak. Dzień dobry. – rzucił do nauczycielki ciemny blondyn, nie spoglądając na nią. Ten drugi nawet się nie przywitał, tylko dalej opowiadał coś koledze. No jasne, czego można było się po nich spodziewać. Przecież to Zayn Malik i Liam Payne. Oni mieli by być mili w stosunku do kogokolwiek, a przede wszystkim do nauczycieli? To zniszczyłoby ich wizerunek szkolnych macho. Nie mam pojęcia czemu to się podobało dziewczynom, ale tak było. Ci dwaj, Harry Styles i Louis Tomlinson byli najbardziej popularnymi chłopakami w szkole. Dziewczyny się do nich kleiły mimo tego, że byli po prostu… Hmmm, dupkami. Jedno słowo, a określa ich doskonale. Bo jak można inaczej nazwać kogoś kto jest arogancki, wredny, bezczelny, zbyt pewny siebie, myśli, że zawsze dostanie to co będzie chciał, jest dobrym bajerantem, a do tego bezczelnie wykorzystuje wszystkie swoje zalety, by poderwać jakąś dziewczynę, później zostawiając ją ze złamanym sercem. To tylko niektóre cechy tej czwórki, jednak dziewczyny na to leciały. Często zastanawiałem się jak można być takim głupim i nie poznać się na takich osobach od razu. Nie wiem. Chociaż za pewne miał w tym swój wkłada wygląd czterech wspaniałych. Każdy z nich był niebywale przystojny. Pierwszy Zayn. Wysoki brunet o brązowych oczach, wysportowanej i umięśnionej sylwetce, którą nieraz podkreślał obcisłymi koszulkami. Włosy z boku przycięte, na czubku głowy dłuższe, zawsze idealnie zaczesane do góry. W uszach błyszczące kolczyki, a do tego ta jego karnacja. Liam, tak samo wysoki jak jego kolega. Brązowe oczy, śmiesznie marszczące się przy szerszym uśmiechu. Włosy średniej długość przez co końcówki nieznacznie mu się podkręcały. Czasami zdarzało mu się prostować je, ale coraz rzadziej można spotkać taki widok na korytarzu szkoły. Idealnie wyrzeźbiona klata, silne ramiona. Louis…
- Niall. – z zamyślenia wyrwał mi cichy, ciepły głos sąsiadki z ławki. Złapałem się na tym, że wpatruję się w chłopaków, którzy już dawno zdążyli zająć swoje miejsca i wypakować zeszyty na ławkę. Nie mogli oczywiście usiąść jak należy. Rozwalili się na krzesełkach jak na leżakach. Potrząsnąłem głową, by odgonić wszystkie myśli związane z nimi i wrócić do zajęć.
- Co? – zapytałem, nachylając się w stronę dziewczyny. Od początku roku zajmowałem zawsze to samo i zawsze ona mi towarzyszyła. Mimo to zamieniłem z nią bodajże dziesięć zdań. I to tych typu: „ Na której stronie?”, „Co powiedziała?”. Po prostu nie czułem wewnętrznej potrzeby zawierania bliższych znajomości. Dziewczyna też się do tego nie rwała, dlatego każdemu odpowiadał taki stan rzeczy.
- Nic. Tylko mógłbyś przestać tak stukać tym ołówkiem? – przeniosła wzrok ze mnie na mój zeszyt. – To jest irytujące, a po drugie nie trzęś tak tą nogą. – spojrzała pod stolik. – To też jest irytujące. – dodała i wróciła do słuchania nauczycielki.
- Przepraszam. Już. – odpowiedziałem spokojnie. Zrobiłem to o co mnie poprosiła, a żeby zająć czymś swoje myśli wbiłem wzrok z widok za oknem. Jakaś klasa dziewczyn ćwiczyła na dworze bieg przez płotki. W myślach powtarzałem sobie. No dajesz mała, wywal się, będzie śmiesznie.
- Niall, naprawdę? – znowu usłyszałem ten sam głos. Po raz drugi w ciągu pięciu minut zwróciła się do mnie po imieniu. Chłopie, bijesz rekordy. Obróciłem się do niej, z wyraźnym zdziwieniem malującym się na mojej twarzy. – Noga. – nie musiałem długo czekać, żeby dziewczyna wytłumaczyła mi o co jej chodzi. Uśmiechnąłem się niepewnie i zahaczyłem nogi o krzesło, by broń boże tym razem nie nawalić. Wróciłem do oglądania w-fu  jednak nie trwało to długo, bo po kilku minutach zadzwonił dzwonek. Wszyscy uczniowie pośpiesznie zbierali swoje wyposażenie, by jak stado bawołów wybiec na korytarz, prowadzący na boisko, miejsce spędzania każdej przerwy.
Wyszedłem z klasy jako ostatni. Pani poprosiła mnie jeszcze, by zmazał tablicę i pozasuwał krzesła. Nie mogłem jej odmówić.
- Niall, dziękuję bardzo. Miły z ciebie chłopak. – uśmiechnęła się niewyraźnie. Było widać, że jest wykończona. To dopiero trzecia lekcja, a kobieta już wygląda marnie. W sumie co się dziwić, moja klasa nie należy do najłatwiejszy i to właśnie dzięki tej dwójce, która zaszczyciła nas swoją obecnością trochę później, niż reszta klasy.
- Nie ma za co. Zawsze do usług. – posłałem jej przyjazny uśmiech i wyszedłem z pomieszczenia zostawiając ją samą. Może i przedmiot jaki wykładała, był głupi, ale ona była bardzo mądrą i miłą osobą. Lubiłem ją, dlatego też nie mogłem zrozumieć dlaczego niektórzy tak bardzo utrudniali jej pracę, swoim niedojrzałym zachowaniem.
Może i nie należałem do najbardziej towarzyskich osób, ale nie przeszkadzało mi to. I tak wiedziałem i widziałem więcej niż niektóre „obyte w towarzystwie” osoby. Wystarczyło siedzieć cicho pod ścianą, z książką w ręce, albo po prostu obserwować otoczenie, a będziesz  za pan brat z hierarchią i nowinka panującymi w szkole. Niektórym pewnie wydawało się, że jestem nieśmiałym, cichym, miłym i grzecznym chłopakiem, który nie ma znajomych. To jednak nie prawda. Chociaż z drugiej strony sam wywalczyłem sobie taką opinię. Gdy we wrześniu przeprowadziłem się z moją rodziną do Anglii, nie mogłem dopuścić do siebie tego, że już nie wrócę do Irlandii. Zostawiłem tam przyjaciół i całe moje życie. Co prawda każdego dnia nadzieja, na powrót do domu malała, ja nadal w to wierzyłem, nie mając do tego zupełnie podstaw. Rodzice znaleźli tu pracę, poznali nowych znajomych. Jednak ja byłem nie ugięty. Dlatego też nie chciałem poznawać nowych osób, nie przywiązywać się do nich, bo kolejne rozstanie mogłoby już doszczętnie rozerwać moje serce. Później pogodziłem się z tym, ale tak przyzwyczaiłem się do samotności w tej szkole, że postanowiłem tego nie zmieniać.  
Schodziłem właśnie po schodach, gdy do moich uszu doszedł dźwięczny śmiech. Oho, raz… dwa…
- Lou, przestań. – powiedziała słodkim głosem jakaś dziewczyna. Tak jak myślałem. Ten śmiech, da się rozpoznać wszędzie.
- No co, uwielbiam jak się do mnie tak uśmiechasz. – powiedział chłopak trzymając dłonie na tali blondynki.  Reszta jego towarzystwa i inne dziewczyny, stali obok i rozmawiali ze sobą. Chłopak był z nich wszystkich najstarszy. W tym roku właśnie kończył szkołę, więc to były jego ostatnie dni jako ‘pana popularnego’. Wiadomo, że takie czasy kończą się wraz z opuszczeniem murów liceum.  Chociaż w sumie, Louis miał predyspozycję do tego, by nawet po wyjściu ze szkoły być przez wszystkich lubianym i pożądanym. Jego podejście do życia było zadziwiająco optymistyczne. Korytarze przemierzał zawsze z podniesioną głową, a na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, który nigdy z niej nie schodził. Włosy rozwalone na każdą stronę, jednak i tak wyglądał niesamowicie. Jego trochę miej umięśnione ciało, zazwyczaj przykrywały koszulki w paski, a jego zgrabne pośladki kolorowe spodnie. Tak, chłopak był właścicielem nieziemskiego tyłka, którego mogła mu pozazdrościć połowa dziewczyn w naszej szkole.
 - Wiem, Misiaku. – odezwała się do niego dziewczyna. Złapała w palce skórę jego policzka, robiąc tak zwanego bobaska, po czym złożyła na jego ustach czuły pocałunek. Proszę was zaraz będę rzygał tęczą.
Mimowolnie, przechodząc obok nich spuściłem głowę, by nie nawiązać broń boże żadnego kontaktu wzrokowego. Prześlizgnąłem się po pół piętrze na którym stali, niczym mysz i wyszedłem na dwór, odetchnąć świeżym powietrzem.

3 komentarze:

  1. Zaczyna się ciekawie :) Musiałem tu zajrzeć i przeczytać, na razie, prolog. Tak, nie mam chwilowo czasu na ogarnięcie wszystkiego :) Ale nie martw się, obiecuję, że przeczytam całe opowiadanie, bo wygląda na interesujące. :) Nie wiem, czy mnie pamiętasz, ale dodawałaś komentarz na moim blogu. http://wakacyjny-oboz-z-1d.blog.onet.pl/
    BTW, dzięki za ten komentarz i za zostawienie linka do twojego bloga ♥ No i zapraszam do mnie :)
    Kossa

    OdpowiedzUsuń
  2. dobra czy to jest o gejach? bo jak tak to nie czytam

    OdpowiedzUsuń