wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział 2 „…you never say hey or remember my name And, it's probably cause you think you're cooler than me”


Ze słuchawkami w uszach maszerowałem w kierunku szkoły. Jest to niezawodny sposób, by droga minęła szybciej. Wsłuchiwałem się w kolejne dźwięki „Summer Paridise- Simple Plan”, gdy doszedłem do szkoły. Jako kulturalny mężczyzna przepuściłem w drzwiach pewną blondynkę. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie w podziękowaniu i szybko zniknęła za rogiem. Niechętnie wyciągnąłem słuchawki z uszu i wróciłem do nudnej rzeczywistości.
 Wspiąłem się po schodach na drugie piętro. Tak jak myślałem, pan Jespsen siedział już w klasie i przeglądał jakieś notatki. Po ciuch wszedłem do klasy rzucając krótkie ‘cześć’ do uczniów, którzy byli już w środku. Zająłem swoje stałe miejsce w ostatniej ławce pod oknem i wypakowałem dużą, brązową książkę do historii.
- Kuźwa. – syknąłem, grzebiąc w torbie. Znowu zapomniałem zeszytu, a nauczyciel lubił dużo dyktować. No nic, dzisiaj odpuszczę sobie notowanie. Zazwyczaj robiłem to w książce, ale po ostatniej lekcji nie było już miejsca.
Rozłożyłem się wygodnie na krześle i wbiłem wzrok wyświetlacz komórki. Na szczęście w całej szkole było WFI, dlatego też przerwy nie były takie nudne. Włączyłem Twittera i przeglądałem ciekawsze profile znajomych.
- Wolne Rycerzyku? – usłyszałem nad sobą ten głos. Nie zdążyłem nawet odpowiedzieć, a chłopak już zajął miejsce obok mnie.
- Niall. – spojrzałem na niego. - Mam na imię Niall. – powtórzyłem jeszcze raz, by zapamiętał i przestał nazywać mnie rycerzykiem, bo zaczynało mnie to denerwować. Wróciłem do mojego zajęcia. Nie powiem zdziwił mnie. Zawsze wpadał do klasy po dzwonku i nigdy nie siedział z nikim oprócz Liam’a. Nawet jak blondyna nie było, Zayn siadał sam, co prawda zaraz dosiadała się do niego jakaś dziewczyna, ale pierwszy się do nikogo nie dosiadł. Poczułem się taki jakby… wyróżniony?
- Aaa… w takim razie Niall. – podkreślił moje imię. – Przyjaciel delikatnie zwrócił mi wczoraj uwagę, że powinienem ci jakoś podziękować. – oparł się łokciem o stolik, wlepiając we mnie czekoladowe tęczówki. Nie spojrzałem na niego, jednak jego wzrok był tak przeszywający, że doskonale wiedziałem, że na mnie patrzy. -  W sumie dzięki tobie nie muszę zostawać przez tydzień po szkole. – ciągnął. Schowałem komórkę do kieszenie spodni, bo i tak nie mogłem się skupić na tym co czytam i podniosłem głowę, by móc spokojnie na niego patrzeć.
- Spoko, nie ma za co. – powiedziałem wyzbyty wszystkich emocji i machnąłem ręką.
- Też tak uważam… - już miałem zamiar powiedzieć mu, że skoro tak uważa, to nie powinien dziękować w ogóle. O dupę otrząść jest takie dziękowanie. - … ale moi znajomi uważają inaczej. – wzruszył ramionami.
- I, że niby ty… - wskazałem na niego palcem. – przejmujesz się zdaniem innych? – uniosłem jedną brew i wybuchnąłem wymuszonym śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać, po prostu takie stwierdzenie nigdy nie kojarzyło mi się z Zayn’em Malikiem. Może i nie byłem zbyt miły w tym momencie, ale najlepszą obroną jest atak czyż nie? Tym bardziej, że w jego towarzystwie takie zachowanie przychodziło mi z niezwykłą łatwością. Po prostu wystarczyło jedno słowo chłopaka, a głęboko skryta w moim wnętrzu bezczelność, wychodziła na wierzch. Czasami zastanawiałem się jak to możliwe, że moi rodzice są tacy nieskazitelnie mili i idealni, a ja nie bardzo. Gdy coś mi się nie podoba, potrafię prosto z mostu to powiedzieć, nie owijając w bawełnę. Nie obchodzi mnie wtedy czy kogoś to urazi lub się nie spodoba. Ale nic taki już jestem.
- Może cię w tym momencie zaskoczę, ale są osoby z których zdaniem się naprawdę liczę. – powiedział i miał rację, zaskoczył mnie. – I dlatego w ramach podziękowania z uratowanie mi dupska, może postawię ci piwo. Co ty na to? – zapytał przez zaciśnięte zęby, a ja prawie udławiłem się śliną. Widać było, że nie bardzo był do tego przekonany i robił to raczej z obowiązku niż z chęci.  
- Wybacz, ale mama nie pozwala mi wychodzić na piwo ze nieznajomymi. – powiedziałem to tak poważnie jak tylko potrafiłem. Najwyraźniej mi wyszło, bo mina chłopaka był bezcenna. Próbował mnie rozgryźć, jednak mu to nie wychodziło.
- Żartujesz, prawda? – zadał w końcu pytanie.
 - A wydajesz się być inteligentnym chłopakiem. – pokiwałem głową, nie dowierzając, że on naprawdę to zrobił. Uwierzył w to. Chciałem się zaśmiać, jednak wtedy zniszczyłbym całą otoczkę wrednego i mającego go gdzieś Niall’a Horana.
- Pierwsze wrażanie nie zawsze jest prawdziwe. Ty wydawałeś mi się spoko kolesiem. – wzruszył ramionami i oparł się o oparcie krzesła, odwracają ode mnie wzrok. I tu mnie miał. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek.
„Wydawałeś się być spoko kolesiem” w moich uszach brzęczały jego ostatnie słowa. Czy on tak naprawdę uważał, czy to tylko taki chwyt by mi się odgryźć? Zerknąłem na niego nieśmiało. Wzrok miał wbity w zeszyt i na ostatniej jego stronie coś skrzętnie bazgrał. Wątpię by były to notatki, bo nauczycie dopiero robił wprowadzenie w temat i nie kazał nic pisać. Przypominało to raczej wiersz.
- Nie wiesz, że nie ładnie tak podglądać? - powiedział nie patrząc na mnie. A niech mnie, dałem się złapać. Nic nie mówiąc wróciłem do wpatrywanie się w nauczyciela, który chodził od jednej ścianę do drugie i gestykulując rękami coś tłumaczył. Mulat zamknął zeszyt i ze znudzenie westchnął. Widać nie bardzo interesował go ten przedmiot.
W myślach jeszcze raz analizowałem sobie naszą wymianę zdań. A co jeśli on tak na serio chciał podziękować, a ja potraktowałem go jak… on. Nie… na pewno miał w tym jakieś ukryte intencje. Dałbym mu i jego kolegą tylko kolejny powód do nabijania się ze mnie. A może nie są tacy źle jak myślałem. Cóż, bardziej nie mogę już zniszczyć sobie życia towarzyskiego. Westchnąłem i nachyliłem się nieznacznie w jego stronę.
 - Niech będzie. – szepnąłem do niego. Nie chciałem przeszkadzać w prowadzeniu zajęć. Chłopak szybko obrócił głowę, by na mnie spojrzeć. Nasze twarze, nasze usta i oczy znajdowały się teraz kilka centymetrów od siebie. Moje serce machinalnie zaczęło szybciej bić. Mimo, że sytuacja ta trwała tylko kilka sekund, bo zaraz chłopak spuścił wzrok, jakby nico zawstydzony tym faktem i odsunął się. Ja zdołałem dokładnie przypatrzeć się jego czekoladowym oczom, które tak niesamowicie błyszczały.
- Czyli, że jednak mama ci pozwoli ci wyjść z czwórką nieznajomych? – uniósł do góry jeden kącik ust w delikatnym uśmiechu. Nabijał się z mnie. Ale co się dziwić, sam dałem mu ku temu powód.
- Myślę, że jakoś ją przekonam. – zaśmiałem się lekko.
- Malik! Horan! Czy ja wam przeszkadza? A może po prostu podzielicie się z nami… – ruchem ręki wskazał na całą klasę która przyglądał się nam. -… my też chcemy się pośmiać. – powiedział, zakładając ręce na piersi. Jak ja nienawidziłem jak nauczyciele tak mówili.
- Przepraszamy. – odpowiedziałem za nas dwóch i posłałem mu pokorny uśmiech. Pan Jespsen przyjął do wiadomości to co powiedziałem i wrócił do prowadzenia lekcji.
Poczułem lekkie szturchnięcie. Spojrzałem w stronę chłopaka, a on uśmiechnął się szeroko ukazując tym samym rząd prostych, biały zębów i podsunął w moją stronę złożoną na pół kartkę. Rozłożyłem liścik i przeczytałem wiadomość. „ Bądź o 19 u Barrniego. Chyba, że to za późna pora? No wiesz martwię się jednak o twoją mamę. :d”. Przeniosłem wzrok z kartki na chłopaka, a ten szczerzył się do mnie jak głupi.
- Bardzo śmieszne. – powiedziałem bezgłośnie i pokiwałem głową na znak, że się zgadzam. W sumie rodzice będą pewnie zdziwieni, że wychodzę o tej porze.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Po wyjściu z klasy ostatni raz upewniłem się co do miejsca spotkania i pożegnałem się z nowym kolegą. Do końca dnia nie widziałem już ani jego, ani nikogo z jego świty.
Wracając do domu znowu naszły mnie myśli, że to pewnie taka zagrywka z jego strony. Teraz zlewa  z przyjaciółmi z idioty, który uwierzył, że chce się z nim zakolegować. No tak za dużo sobie wkręcałem. Jedno wspólne piwo nie zrobi z nas przecież od razu przyjaciół.

- Jestem!- krzyknąłem zatrzaskując za sobą drzwi. Chciałem od razu się skierować się do swojego pokoju, ale nie pozwoliła mi na to mama, która wyszła z kuchni.
- Niall jak w szkole? – zapytała, wskazując palcem na swój policzek, żebym się z nią przywitał jak należy. Przewróciłem teatralnie oczami i poszedłem do niej, złożyć na jej policzku całusa.
- Jak zwykle. – wzruszyłem ramionami. – Dzisiaj wieczorem wychodzę ze znajomymi. – powiedziałem. Po minie mojej mamy widać, było że zaskoczyłem ją tym stwierdzeniem, jednak nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze. – skomentowała krótko. – Tylko wróć przed 24. – dodała. Przytknąłem i ruszyłem w stronę schodów, by iść do swojego pokoju, gdy zatrzymał mnie krzyk kobiety. – Zaraz będzie obiad. –odwróciłem się w jej stronę i kiwnąłem głową.

- O widzę, że już lepiej wyglądasz. – uśmiechnąłem się szeroko do przyjaciółki, która siedziała po drugiej stronie ekranu. Dziewczyna teatralnie odrzuciła rozpuszczone włosy na plecy i zamrugała szybko.
- Och dziękuję, dziękuję. Tak też się czuję. – przyznała, kiwając głową. – Nialler wiesz co dzisiaj jest? – zapytała. Wbiłem wzrok w ścianę za komputerem, próbują sobie przypomnieć. Był 15 czerwiec, ale co w nim było niezwykłego to nie wiem. W pamięci szybko przeleciałem najważniejsze daty i ulgą stwierdziłem, że to nie żadna rocznica.
- No piętnasty i co z tego?
- No to, że jeszcze tylko dwa tygodnie, no może dwa tygodnie i dwa dni i będę mogła uściskać mojego najlepszego przyjaciela. – prawie krzyknęła z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak? A co Brian teraz robi, że nie możesz? – zapytałem, chociaż dobrze wiedziałem o co jej chodzi.
- Głupek. – skomentowała. Naprawdę bardzo za nią tęskniłem. Niby rozmawialiśmy codziennie, pisaliśmy, ale to nie to samo. Tak bardzo chciałem móc ją przytulić i bez obawy, że ktoś to przeczyta czy usłyszy wygadać się jej. Zrzucić na nią część moich problemów. Od tego są przyjaciel czyż nie?
- No wiem, wiem. – posłałem jej przyjazny uśmiech. – Też nie mogę się doczekać. Pokażę ci miasto. Zabiorę cię do najlepszych klubów i… no dobra na zakupy. – dodałem niby od niechcenia. Nienawidziłem chodzić na zakupy, a każde wyjście do jakiejkolwiek galerii było dla mnie totalną męczarnią. -  To będą twoje najlepsze wakacje w życiu. Zobaczysz. – stwierdziłem.
- Ty mi już tu tak nie gadaj, bo mam ochotę się spakować i już do ciebie lecieć. – zaśmiała się dźwięcznie.
- Dajesz. Co cię trzyma?
- Hmmmmm. Aktualnie zaliczenie przedmiotów.
- Phhh. Rzucaj szkolę, zostań ninją. – wyszczerzyłem się do niej.
- Kuszące, ale nie. – pokręciła głową. Cała Meg, pilna uczennica, która nawet w ostatnich tygodniach nie może sobie odpuścić. Pod tym względem była całkowitą przeciwnością mnie i może właśnie dzięki temu tak dobrze się dogadywaliśmy. – A ty co, znowu w piątkowy wieczór siedzisz w domu? – zapytała. Widać było, że nie popiera tego co robię. Według niej, powinienem od razu zacząć żyć na nowo, a nie zostawać w przeszłości.
- I tu cię zdziwię. Idę dzisiaj na piwo z znajomymi.
- Oooo Niall czy to na pewno ty? – przybliżyła twarz do monitora, jakby chciała mi się dokładniej przyjrzeć. – Wyglądasz jak Niall, ale nie zachowujesz się ja on. – zaśmiałem się.
- Mówiłem ci wczoraj o tej sytuacji z sokiem. No i właśnie ten chłopak stwierdził, że za to musi postawić mi piwo. – wytłumaczyłem przyjaciółce.
- To ten o rycerzyka, tak?
- Ten sam. – pokiwałem głową.
Porozmawiałem z nią jeszcze chwilę o tym, żebym na siebie uważał. Kochana Meg, zawsze się o wszystkich martwiła. Zszedłem na dół zjadłem obiad, podczas którego oczywiście nie obyło się bez rozmowy o wakacjach. Rodzicie próbowali mnie namówić, bym jednak z nimi pojechał na Mojorkę, jednak ja byłem nieugięty. Moim niepodważalnym argumentem było to, że powinni spędzić trochę czasu we dwoje i porządnie odpocząć, a ja zajmę się domem.
 Zegar wybijał 18;19. Z mojego domu do knajpki, w której byliśmy umówieni było jakieś dwadzieścia minut drogi spokojnym tempem. Poszedłem do łazienki się ogarnąć. Uniosłem wzrok i spojrzałem na siebie lustrze. Czemu ja muszę tak wyglądać?  Potargane farbowane blond włosy, przez które przebijają się odrosty. Zaróżowiałe policzki i krzywe zęby, na których znajdował się aparat ortodontyczny. Marzenie każdej dziewczyny, nieprawdaż? Jedyne co to podobają mi się moje błękitne oczy. Z takim wyglądem nie dziwię się, że jestem gejem, skoro i tak żadna dziewczyna by mnie nie zechciała.
Przemyłem twarz wodą i wróciłem się szykować do pokoju. Z szafki wyciągnąłem pierwszy lepszy podkoszulek polo do ręki złapałem wiszący na krześle sweterek, jakby się zrobiło zimno i zbiegłem po schodach na dół. Na stopy wciągnąłem czerwone adidasy.
- Idę!- krzyknąłem do rodziców, którzy oglądali jakiś film w salonie.
- Baw się dobrze. – odkrzyknął mi ojciec, jednak ja już nic nie powiedziałem tylko zamknąłem za sobą drzwi.
Po drodze moja pewność siebie, z którą wyszedłem z domu zmalała natychmiastowo. Na bank nie będzie ich w barze, a ja czekając  na nich jak głupi, zrobię z siebie jeszcze większą ofiarę losu. W szkole będę patrzyli na mnie z politowanie, że w ogóle uwierzyłem, że ONI chcą ze MNĄ napić się piwa. Śmiechu warte. Szybko odgoniłem od siebie te myśli i żwawym krokiem przemierzałem kolejne uliczki. Mogłem się w ogóle nie zgadzać i nie miałbym żadnych problemów, ale nie.
Już z oddali starałem wypatrzyć się znajome sylwetki w środku knajpy. Jest. Trójka chłopaków siedziała przy stoliku i śmiała się z czegoś. Pewnie ze mnie, przebiegła przez moją głowę natrętna myśl. Zatrzymałem się w bezpiecznej odległości, by jeszcze chwilę poobserwować zachowanie chłopaków. A może jednak nie wejść. Juto podejdę do Zayn’a i powiem mu, że strasznie źle się czułem i nie dałem rady zwlec się z łóżka. Z moich przemyśleń wyrwał mnie jednak czyjś przyjemny głos.
- No dalej Rycerzyku, nie gryzą. – powiedział chłopak po czym, zarzucił ręką na moje ramię. Zachowywał się w tym wszystkim tak naturalnie, jakbyśmy byli przyjaciółmi. Obróciłem twarz w jego stronę i pierwsze co rzuciło się moim oczom był szeroki uśmiech.
- Niall się nazywam. – powiedziałem szybko. – I wcale się nie boję tylko… - próbowałem wymyślić jakieś inteligentne wytłumaczenie, ale z tego całego stresu nie bardzo mi wychodziło.
- Louis dla przyjaciół Lou. – uśmiechnął się jeszcze szerzej i z ręką na moim ramieniu ruszył w stronę wejścia. – Wiem, że wyglądają strasznie. – szepnął mi na ucho, gdy zbliżaliśmy się do stolika. Z całych sił wysiliłem się na uśmiech, próbując by wyglądał szczerze. Plułem sobie w brodę, że dałem im kolejny powód do nabijania się. – Patrzcie kogo spotkałem po drodze. – zawołał wesoły. Zdziwiło mnie, że nie uściślił dokładnego momentu naszego spotkania. „ Patrzcie kogo spotkałem jak wpatrywał się w was przed knajpką. Bał się wejść”, szybko wyobraziłem sobie jego wersję.
- O Rycerzyk. – przerwał rozmowę i uśmiechnął się lekko najmłodszy z towarzystwa. Harry Styles, znany ze swojej słabości do starszych dziewczyn. O dziwo prawie każda mu ulegała. Nie wiem co on w sobie takiego ma, ale niezwykle dobrze działa to na dziewczyny. W sumie co się dziwić. Kto by nie poleciał na hipnotyzujące zielone oczy, zadziorny uśmiech, który sprawia, że na jego policzkach uwydatniają się leciutkie dołki. Na głowie burza brązowych, zadbanych i błyszczących loków, a ciało niczym model. Mimo, że jest z całej czwórki najmłodszy, przewyższa kilka centymetrów każdego z chłopaków.
- Nie nazywam się Rycerzyk. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Ile razy w ciągu jednego dnia, można komuś tłumaczyć jak się nazywam. – Jestem Niall. – wybuchłem. – Niall. – powiedziałem trochę innym tonem. – Niall. – jeszcze raz. – Niall Horan. – i jeszcze. – Niall i jeszcze raz Niall. Dziękuję za uwagę. – skinąłem lekko głową. Prawdopodobnie wzięli mnie teraz za niezłego czubka, ale nie interesowało mnie to. Chciałem tylko, by raz na zawsze zapamiętali moje imię i przestali nazywać mnie tym cholernym Rycerzykiem.
Spojrzałem na każdego z nich. Wszyscy byli poważni, a na ich twarzach malowało się zaskoczenie, połączone ze strachem. W sumie się nie dziwię, dałem się ponieść emocją.
- To było najdziwniejsze przedstawienie się jakiego kiedykolwiek byłem świadkiem. – przerwał ciszę Liam i wybuchnął śmiechem. Chwilę później w jego ślady poszła reszta kolegów.
- Siadajcie. – powiedział Harry i przesunął się bardziej w stronę Zayn’a tym samym robiąc nam miejsce na kanapie. Posłusznie zajęliśmy miejsca. Usiadłem między młotem, a kowadłem. Lou i Harry cały czas się szturchali i popychali nie zapominając przy tym o mnie. 
- To jak piwo? – w końcu odezwał się i spojrzał po wszystkich Lou. Wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Tylko Lou był wystarczająco dorosły, żeby pić spokojnie piwo. Zayn i Harry posłali mu mordercze spojrzenia, a Tommo nie mógł powstrzymać śmiechu.
- Soczek marchewkowy. – syknął Loczek i jeszcze raz zdzielił najstarszego z ekipy.  Chłopak przyjął od nas zamówienia i ruszył do baru.
- A ja nadal nie wiem czemu poświęciłeś się i uratowałeś dupę temu kretynowi. – Liam wskazał ręką na kolegę, który siedział obok niego i wlepił we mnie swoje wielki brązowe oczy. Nie były tak magnetyzujące jak Zayn’a, ale miały to coś.
- W sumie jakoś tak wyszło. – wzruszyłem ramionami. – Nauczyciel zobaczył mnie jak wychylałem się zobaczyć co się stało i od razu założył, że to moja wina. A mi nawet nie przyszło do głowy, żeby zaprzeczyć. – dokończyłem.
- No i dzięki temu nasz Zayn’ek może dalej chodzić na próby. – wyszczerzył się do Liam’a Harry i zarzucił rękę na moje barki. Od razu do moich nozdrzy dostał się słodki zapach chłopaka. Nie wiem co oni mają do tego przytulania, ale ja jestem za.
Aha, wspomniałem już, że chłopcy należą do zespoły. Nazywa się bodajże One Direction i jest  typowym Boys Bandem za co dziewczyny ich kochają. Mimo, że nie robią jakiejś światowej kariery mają grono wiernych fanek, które podążają za nim na wszystkie ich koncerty. Co prawda na razie grywają oni tylko w klubach czy dniach miast, ale z ich zapałem i głosami, a przede wszystkim wyglądem, mogą zajść naprawdę daleko.
- Już jestem moje dziubki. – zawołał słodkim głosikiem Lou. Na stole położył tackę, na której stały cztery kufle z piwem i jeden sok porzeczkowy. Ze zdziwieniem spojrzałem na chłopaków, na których twarzach malowało się zadowolenie. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego chłopak kupił tyle piw, skoro miał pić tylko on. Usiadł na brzegu kanapy i jednym silnym szturchnięciem biodrem przesunął mnie bliżej Harry’ego który już popijał piwo.
 - Zabieraj te łapska! – syknął Zayn do Liam'a, który sięgał po kufel z piwem. – Dla ciebie dzisiaj tylko soczek. – wyszczerzył się jak idiota. Blondyn od razy posmutniał. – Masz. – podał mi piwo.
 - Ale ja na serio nie muszę pić. – pokręciłem przecząco głową. – Mogę się z tobą zamienić. – zwróciłem się do kolegi, który siedział naprzeciwko mnie.
 - Nie, nie możesz. Liam sam się prosił o to by w piątkowy wieczór siedzieć o suchym pysku. Bo co za idiota przyjeżdża autem. – walną się otwartą dłonią w czoło Lou i pokręcił z litością głową.
- No to za nową znajomość. – krzyknął Harry i uniósł do góry już prawie pusty kufel. Wszyscy poszliśmy w jego ślady, a nad stołem rozległo się głośne brzęknięcia szkła.
Wypiliśmy jedno piwo, później drugie. Na trzecie nie chciałem się już zgodzić, bo dobrze wiem, że moja głowa do najmocniejszych nie należy. Oni jednak nie chcieli słyszeć odmowy i wcisnęli we mnie jeszcze dwa. Atmosfera się rozluźniła, a tematy do rozmów się nie kończyły. Doszedłem do wniosku, że bardzo się myliłem co do nich. Bo w rzeczywistości są naprawdę fajnymi i zabawnymi kolesiami. Oczywiście wszystko co mówiłem o traktowaniu dziewczyn nadal podtrzymuję. Nawet z naszej rozmowy jasno wynikało, że żaden z nich nie traktował jeszcze żadnej dziewczyny poważnie. Są dla nich jak zabawki, którymi mogą się pobawić, a gdy się znudzą wymieniają na lepszą i ładniejszą. Szczerze mówiąc, gdy teraz ich poznałem coraz mniej mi to przeszkadzało. Tym bardziej, że zapierali się, że nigdy nie dają dziewczynom złudnych nadziei. Wszystkie dobrze ich znają i wiedzą, że z nich niezłe ziółka i nie planują się zmienić. Mimo to każda dziewczyna próbuje, oczywiście z marnym skutkiem. A może naprawdę zazdrościłem im tego wszystkiego, a teraz gdy poczułem się jednym z nich wszystko zaczęło mi pasować?
O dziwo spokojnie wyszliśmy z knajpki i ruszyliśmy w stronę samochodu Liam’a. Dochodziła już 24. No nic. Na pewno nie zdążę i mama mnie jutro zabije, ale co tam. Warto było. Ciemny blondyn wpadł na pomysł, że jako jedyny trzeźwy może nas porozwozić do domów. Wszyscy chętnie się zgodziliśmy.
Pomału wgramoliłem się na tyle siedzenie jego czarnego range rover’a, a zaraz potem poczułem na sobie ciężar czyjegoś ciała.
 - Lou, złaź ze mnie. – powiedziałem, próbując zapchać z siebie szatyna.
- Już, już, już. – wymruczał prosto w mój tors, jednak nie wykonał ku temu, żadnego ruchu. – Daj mi chwilę. – powiedział. Wszyscy chłopcy wybuchli śmiechem. No niecałych piętnastu minutach, każdy siedział wygodnie, więc Liam mógł spokojnie ruszać.
- Słowo daję. Ostatni raz rozwożę was do domów. – spojrzał na nas w lusterku. – Następnym razem ciągniecie z buta. – rzucił i przeniósł swój wzrok na drogę.
- Oj już się tak nie denerwuj Peynuś. – pogładził go po policzku Zayn, który zajmował miejsce obok niego. – W twoich oczach widzę, że zazdrość to cię od środka zżera. – uśmiechnął się do niego łobuzersko, czochrają mu przy tym włosy.
- Spadaj. – syknął blondyn i jednym ruchem głowy sprawił, że wyglądał jak nowo narodzony.
Droga minęła nam spokojnie. O ile można tak nazwać ciągłe wybuchy śmiechu i wzajemne dogryzania sobie. Muszę przyznać, że wkręciłem się w ich towarzystwo. Z początku czułem się niezręcznie, a nad wszystkim co chciałem powiedzieć, zastanawiałem się dwa razy. Jednak po tylu wspólnie spędzonych godzinach rozluźniłem się i mówiłem wszystko co ślina przyniesie mi na język, a po alkoholu jest tego dosyć dużo.  Po raz pierwszy od przeprowadzki, poczułem się naprawdę szczęśliwy.

Gdy wróciłem do domu rodzice już smacznie spali. Starałem się robić wszystko jak najciszej tylko potrafiłem, jednak wszystko było przeciwko mnie. Najpierw w przedpokoju wpadłem na wieszak, później prawie strąciłem ramkę ze zdjęciem, która stała na małej szafeczce na korytarzu ( na szczęście w porę ją złapałem), a później jeszcze zaryłem małym palcem o kant stopnia. Oczywiście, że nie wpadłem na to by zapalić światło. Upewniłem się, że rodzice nadal śpią i udałem się do łazienki w celu zmycia z siebie zapachu alkoholu i tytoniu, którym przesiąknąłem dzięki Malikowi.
 Po krótkim prysznicu, który podziałał na mnie orzeźwiająco, rzuciłem się na łóżko. Nie mogłem uwierzyć, że spędziłem cały ten wieczór z nimi. Co więcej, nie było nudno, a wręcz przeciwnie. Cały czas się chichraliśmy. Zapewne duże znaczenie w tym wszystkim miał spożyty alkohol, ale Liam, przecież nic nie pił, a też się dobrze bawił w moim towarzystwie.
Przewróciłem się na plecy. Wpatrywałem się w sufit, który w zawsze przed sen był najciekawszą rzeczą, jaka znajduje się w moim pokoju. Nie tym razem. Moje myśli cały czas krążyły, wokół czwórki chłopaków, a przede wszystkim jednego. Niejakiego Zayn’a Malika. Choć to on zaprosił mnie na piwo, z początku wyglądał na najmniej zadowolonego z mojego towarzystwa. Jednak po krótkim czasie zmienił nastawienie i świetnie mi się z nim gadało. Muszę powiedzieć, że z sześciu godzin, jakie spędziliśmy razem, dwie trzecie tego czasu rozmawiałem właśnie z Malikiem. Oczywiście wtrącaliśmy się też do rozmowy reszty kolegów, jednak było to na zasadzie oni piętnaście słów, my dwa.
Wychyliłem się z łóżka w celu dociągnięcia spodni, które wisiały na oparciu krzesła. Po kilku minutach prób, zrezygnowałem. Ociężale podniosłem się w łóżka i wziąłem to co zamierzałem, a mianowicie komórkę. Ponowie wskoczyłem pod kołdrę i naciągnąłem ją pod samą brodę.

„Zrobiłem to… Byłem na piwie z najbardziej popularnymi chłopakami w szkole i się nie zbłaźniłem. Więcej, oni mnie chyba polubili. J O ja cię… Zachowuję się jak jakaś napalona nastolatka. Trudno. :D
Nie mogę się doczekać twojego przyjazdu. Kocham Cię.”
Do:Meg.
                                                                                                                        
Mimo późnej pory po prostu musiałem się tym z nią podzielić. Czekając na odpowiedzieć, zamknąłem oczy i starałem sobie wyobrazić następne dni w szkole. Ciekawe czy będą udawać, że się nie znamy, że ten wieczór w ogóle nie miał miejsca, czy może wręcz przeciwnie będą chcieli, żeby razem z nimi spędzał przerwy na pół piętrze, czy też na kwadracie*.
Zayn spadaj z mojej głowy, ja muszę iść spać.

2 komentarze:

  1. nie no czemu to jest o gejach noooooooo. spadam stad!!!!!!! poje...balo was ze takie cos piszecie!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń