niedziela, 4 sierpnia 2013

14.

Hay. Hi. Hello!
Przed wami czternastka. W sumie nie wiem czy jest fajna czy nie. Czy dzieje się coś ciekawego z punktu widzenia historii, ale coś takiego też musiałam napisać.
Dziękuję za komentarze.
Cieszę się, że podoba wam się to opowiadanie, bo piszę je w końcu w dużej mierze dla was.
Pozdrawiam.

Od sytuacji przed uniwerkiem i mojej krótkiej rozmowy z Zaynem - o ile mogę ją za takową uznawać - minęły dwa tygodnie podczas których nie zamieniłem z chłopakiem ani słowa. Dzwoniłem do niego i pisałem, ten jednak ignorował moje wszystkie próby skontaktowania się. Niestety nie mogłem go o to winić, bo wina leżała tylko i wyłącznie po mojej stronie. Nawet Liam, który nadal nie do końca ufał Malikowi i żywił do niego żal, stanął po jego stronie. Uważał, że zachowałem się jak skończony dupek i tchórz z czym musiałem się zgodzić. Zachowałem się paskudnie i w sekundzie, w której Zayn się ode mnie obrócił już tego żałowałem. Jednak byłem zbyt przerażony wizją przyznania się przed Joshem i innymi, że lubię też mężczyzn, by zrobić jakikolwiek ruch. Dlatego pozwoliłem odejść Zaynowi, doskonale wiedząc, że mogła być to nasza ostatnia rozmowa.
Zayn nie lubił tchórzy i dawał mi to do zrozumienia bardzo często. Nie chodziło mu jednak o odwagę jaką mogą się poszczycić żołnierze wysyłani na wojny, wspinacze górscy czy ludzie skaczący na bungee, chociaż podziwiał takich ludzi. Chodziło mu raczej o odwagę z wygłaszaniu własnego zdania i byciu sobą. Zawsze wtedy go popierałem, choć doskonale zdawałem sobie sprawę, że i ja i on wiemy o tym, że taki nie jestem. Mulat jednak ignorował to i tylko od czasu do czasu rzucał w powietrze pytanie czy myślałem o ujawnieniu się. Myślę, że miał nadzieję, że gdy stanę przed jasnym wyborem przyznania się lub schowania głowy w piasek, wybiorę właściwie. Ja tym czasem, skapitulowałem. Gdy odchodził w jego oczach mogłem dostrzec smutek, niesamowite rozczarowanie i żal. Zupełnie jakby żałował, że dał szansę naszej przyjaźni.

Zapukałem z drzwi z ciemnego brązu i nie czekałem długo, a przede mną pojawiła się starsza pani, która uśmiechnęła się na mój widok.
- Witaj Niall. - powiedziała i od razu, nie zważając na to po co tu przyszedłem, zrobiła krok w bok wpuszczając mnie do środka.
- Dzień dobry pani Margaret. - kulturalnie się przywitałem, dodając do tego skinięcie głowy. Chociaż kobieta dawno temu powiedziała mi, żebym mówił do niej po imieniu, bo przydomek 'pani' ją postarza - jakby coś mogło postarzać siedemdziesięcioletnią staruszkę - nie umiałem się do tego przyzwyczaić. - Umm... Jest może Harry? - zapytałem, idąc wgłąb mieszkania za kobietą. Nie raz zdarzyło się, że babcia mojego przyjaciela zapraszała mnie do kuchni na ciepłą herbatę, a ja myśląc, że Hazz pewnie jest w toalecie, zgadzałem się na to. Cóż... później wychodziło na to, że go jednak nie ma, a ja spędzałem czas na rozmowach ze starszą panią. Nie, że jej nie lubiłem, bo była naprawdę w porządku, ale nie byłem przyzwyczajony - w odróżnieniu do Zayna, który świetnie się bawił z nią 'flirtując' - do tego, że kobieta, która ma siedemdziesiąt lat czasami zachowuje się jakby była niewiele starsza ode mnie. Wiedziałem, że takie zachowanie jest cechą wszystkich Stylesów, ale zdecydowanie nie czułem się zbyt komfortowo na dłuższą metę sama, na sam z panią Margaret. Dlatego też, wolałem od razu upewnić się czy przyjaciel jest w domu, tym samym unikając później, głupiego tłumaczenia dlaczego muszę już iść.
- Tak jest. Siedzi w swoim pokoju. - powiedziała, siadając na kanapie przed telewizorem.
- Ok. W takim razie ja.... pójdę do niego. Tak pójdę do niego. - machałem rękami przed sobą, wskazując tym samym kierunek do pokoju loczka. Czułem się głupio nie wiedząc jak zachować się przed starszą kobietą, ale nigdy nie wiedziałem, kiedy liczy na to, że coś jej odpowiem, a kiedy uważa temat za skończony. Siwowłosa pani skinęła głową i z delikatnym uśmiechem, wróciła do oglądania jakiejś telenoweli.

Zapukałem do drzwi i nie czekając na odpowiedź wszedłem do środka. Co prawda po Harrym mogłem spodziewać się wszystkiego i większość z tych rzeczy nie chciałbym widzieć na własne oczy, ale nie sądziłem by nawet Hazz był takim perwersem, że zabawiałby się ze sobą w biały dzień, ze świadomością, że jego babcia w każdej chwili może do niego wejść.
- Musisz mi pomóc. - powiedziałem na wstępie, rzucając się na łóżko obok zdezorientowanego przyjaciela, który oderwał się od czytanego magazynu sportowego.
- Co się znowu stało? - zapytał, marszcząc czoło. Odłożył gazetę na ziemię obok posłania, a sam na nim usiadł. Poprawiłem się wygodnie na materacu, podkładając rękę pod głowę i obróciłem się do niego bokiem.
- Nie znowu. Ciągnie się to już dwa tygodnie. - jęknąłem. - A ja nie mam pojęcia co mogę z tym zrobić.
- Chodzi ci o Zayna? - uniósł do góry brew. - Bo jeżeli tak to mnie w to nie mieszaj Niall. - powiedział, a mnie totalnie zatkało. Od kiedy Harry nie chce mieszać się w nasze sprawy i czy nie właśnie to powinien robić jako przyjaciel naszej dwójki. Nie powinien za wszelką cenę chcieć nas pogodzić?
 - Ale... - nie dane mi było jednak dokończyć, bo przerwał mi ochrypły głos szatyna.
- Słuchaj Niall. Kocham was oboje. Jesteście najważniejszymi chłopakami w moim życiu i naprawdę zależy mi na waszym szczęściu, ale nie mam już siły ciągle was godzić. - westchnął. - Poza tym obiecałem Zaynowi, że nie będę się już mieszał. - powiedział, przerywając nasz kontakt wzrokowy. A do mnie dotarło dlaczego Harry w ogóle nie chciał poruszać ze mną tego tematy. Nawet dzień po tym, gdy spotkaliśmy się w dwójkę, nie zapytał się o co nam poszło. Zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Zupełnie też ignorował moje próby wypytania się go jak się czuje Malik lub co zrobiłby na moim miejscu, zmieniając temat w mało subtelny sposób. Teraz zrozumiałem, że gdyby Styles tylko zaczął ten temat nie mógłby się powstrzymać i wygadałby mi to co powiedział mu Zayn, wiedząc że to w jakiś sposób mogło by nam pomóc. Ale nie... On wybrał sobie akurat ten moment, żeby zachować się jak 100% przyjaciel i zamknął buzię na kłódkę.
- Harry słuchaj...
- Niall. - znowu mi się wciął w połowie zdania. - Może tak po prostu ma być? Może nie pasowaliście do siebie i na chama próbowaliście się zaprzyjaźnić? Nie zrozum mnie źle, bo od początku byłem za wami. Wierzyłem w to, że twoje uczucie cokolwiek to było, zmieni Zayna i nie będzie już takim dupkiem, jednak sam widzisz, nie wyszło. - wzruszył ramionami, delikatnie się uśmiechając.
- Nie mów tak. - poderwałem się z leżenia i usiadłem na zgiętych nogach przed chłopakiem. - Przecież wiesz, że mi na nim zależy i jeżeli mi tylko pomożesz to go przeroszę. - jęknąłem, łapiąc go za ręce. Chłopak jednak na mnie nie spojrzał, patrząc gdzieś za mnie. - I będzie jak dawniej, tylko musisz mi powiedzieć co mam zrobić. - o wiele łatwiej by było, gdyby na mnie patrzył. Wtedy mógłby spojrzeć na niego smutno - nie musiałbym się przy tym wiele napracować, bo po słowach chłopaka naprawdę chciało mi się płakać - i wymusić na nim pomoc. A byłem pewien, że Harry by uległ.
- Przykro mi Niall. Musicie załatwić to między sobą. - pokręcił głową i wyrwał z mojego uścisku dłonie. Szatyn wstał z łóżka i po prostu zaczął zakładać bransoletki, które leżały na biurku na nadgarstek.
- Ale on nie chce ze mną gadać! - jęknąłem.
- I ty się dziwisz? - loczek obrócił się energicznie w moją stronę z pewną ekspresją twarzy, której nie mogłem rozgryźć.
- Tak.. To znaczy nie. - szybko się poprawiłem. Wiedziałem o co Malik ma do mnie pretensje, jednak nie sądziłem, że przejmie się tym tak bardzo, że postanowi zerwać ze mną kontakt. Przecież Zayna nie obchodziło nic poza czubkiem własnego nosa.
- Słuchaj. - powiedział poważnie Harry, a żyłka która ukazał się na jego czole, była znakiem tego, że jest zdenerwowany. - Pieprzyłeś się z Zaynem, a on ufał ci i zależało mu na tobie na tyle, że pozwalał ci zostawać u siebie na noc, by później zjeść wspólne śniadanko. A kiedy chciał cię zabrać na lunch co go spotkało? Twój 'przyjaciel' - przy tym słowie, zrobił cudzysłów palcami - zwyzywał go od dziwek i puszczalskich, a ty stałeś sobie z boku i z uśmiechem na twarzy to słuchałeś. - chciałem wtrącić coś na swoją obronę. Przecież wcale nie podobało mi się to co Josh o nim mówił, po prostu nie potrafiłem się odezwać. Również nie ja kazałem mu pieprzyć się z każdym napotkanym facetem w klubie, więc nie mógł mieć do mnie pretensji, że ludzie uważają go za puszczalskiego. Przemilczałem jednak ten fakt, nie chcą wyprowadzić Harry'ego z równowagi. W końcu miałem z nim pogadać, żeby mi pomógł, a nie się z nim kłócić. - Na końcu pozdrawiając go grzecznym 'spierdalaj'. Więc jeżeli masz jakieś wątpliwości, że jestem po jego stronie w tej całej waszej pożal się Boże kłótni to mam nadzieję, że teraz są one rozwiane. - krzyczał, a jego głos aż ociekał wściekłością.
- Bałem się ok. -  powiedziałem cicho niepewny jak przyjaciel na coś takiego zareaguje. - Nie chciałem, żeby Josh mówił o Zaynie takie rzeczy, ale bałem się. Bałem się, że Zayn powie Joshowi, że ja też... - zamilkłem na moment. - że ja też lubię chłopców.
- I co z tego? - roześmiał się Harry.
- I co z tego? - spojrzałem na niego jak na idiotę. - Josh nienawidzi homoseksualistów. Znienawidził by mnie. - próbowałem się tłumaczyć, ale po minie Stylesa, widziałem, że moje słowa go tylko jeszcze bardziej bawią. - Przyjaciel by mnie znienawidził.
- Nadal nie łapię. - pokręcił głową. - Jeśli jest przyjacielem to zaakceptuje czyż nie?
- Tak, tak... - powiedziałem zmęczony słyszeniem w kółko tego samego zdania. Internet aż roił się od takich cytatów. "Prawdziwy przyjaciel akceptuje wszystkie twoje wady". Szkoda tylko, że w rzeczywistości wyglądał to trochę inaczej. - Znam to. Ale wam było łatwiej. - powiedziałem. Mój akcent się uwydatnił, a ton głosu mógł sugerować, że żywię o to do nich jakieś pretensje. - Mieliście siebie. - spojrzałem na niego.
- Niall ty też masz nas. Masz jeszcze Liama i Aarona. - powiedział siadając obok mnie i kładąc dłoń na moje udo.
- Wiem, wiem. Ale to nie jest takie proste. Zerwać przyjaźń, która trwała od dzieciństwa. - spojrzałem na niego smutno. Wiedziałem, że gdy przyzna się do bycia biseksualistą to mogę zapomnieć o Joshu. I choć miałem też świadomość tego, że w tych wszystkich bzdetach na temat przyjaźni jest troszkę prawdy to nie było łatwo podjąć mi tego kroku. Przecież przeżyłem z nimi tyle dobrych chwil. Znaliśmy się od dziecka. Nic dziwnego, że nie chciałem go stracić.
Szatyn spojrzał na mnie, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Zayn prawdopodobnie mnie zabije, jeśli się dowie, że ci powiedziałem, ale on też nie miał łatwo się przyznać, ok. - pokręcił przecząco głową. - Z naszej dwójki to on pierwszy się powiedział ludziom, że jest gejem. Miał wtedy szesnaście lat i był dosyć popularnym dzieciakiem. Laski za nim latały, co nie było dziwne z takim wyglądem. - uśmiechnął się lekko. - Ale po przyznaniu się do tego, że woli chłopców, ludzie z którymi się trzymaliśmy, zaczęli go wyzywać lub po prostu urywać kontakt. Rodzice również się od niego odwrócili i przez dwa lata, które z nimi mieszkał odezwali się do niego tylko kilka razy i to zazwyczaj krzycząc. Więc nie próbuj mi wmówić, że ty masz trudno się przyznać, skoro twoja mam akceptuje Liama, a połowa twoich przyjaciół to geje.
- Nigdy mi nie powiedział. - odezwałem się cicho. W tym momencie czułem się głupio. Byłem takim cholernym tchórzem, kiedy miałem ze sobą wsparcie czwórki świetnych chłopaków, gdzie Zayn przyznał się będąc zupełnie sam. Dziękowałem również Bogu za to, że Harry go nie zostawił i był przy nim, bo mulat pewnie tego potrzebował.
- Nie specjalnie lubi o tym gadać. Gdyby nie fakt, że przeżyłem to razem z nim, pewnie też bym o tym nie wiedział. - poklepał mnie po nodze i ponownie wstał z łóżka. - I wiesz co. Mu nadal na tobie zależy. - kucnął przede mną. - Po prostu czuje się zraniony, bo ci zaufał, a ty cóż...
- Zawiodłem go. - spuściłem wzrok, a chłopak skinął głową. Tak strasznie tego żałowałem. Najchętniej przywaliłbym sobie czymś ciężkim w głowę, by raz na zawsze zapamiętać, by być sobą i nie bać się opinii innych, gdy ma się przy sobie przyjaciół.
- I cóż... Nie mogę ci tego obiecać, ale może gdyby zauważył, że naprawdę tego żałujesz. Że widzisz swój błąd to może... Nie wiem. Może by o tym zapomniał i byłoby tak jak dawniej. - uśmiechnął się delikatnie, ściskając moje dłonie w pocieszającym geście. - Sądzę jednak, że jeżeli naprawdę ci na nim zależy to nie możesz się wstydzić tego kim jesteś. Zayn nigdy nie zwiąże się z osobą, która nie akceptuje samego siebie. - pokręcił przecząco głową i wstał z kucaka. - Tylko tak mogę ci pomóc. Wybacz.


~*~

Po rozmowie z Niallem jedyną rzeczą na jaką byłem chętny to zabawa. Jedyną zaś osobą z którą na dzień dzisiejszy mogłem się dobrze bawić był Dylan. Nie żeby miał jakąś obsesję na jego punkcie i tylko on potrafił sprawić, że będę się dobrze bawił, ale byłem świadom tego, że z Liamem i Aaronem nie poszaleję. Żaden z chłopaków nie chciałby pójść sam, a nie miałem ochoty być piątym kołem u wozu i patrzeć jak zakochani okazują sobie uczucia. Zayn też nie był idealnym partnerem do zabawy, bo od kiedy pokłócił się z Niallem codziennie z kimś sypiał. I naprawdę nie przesadzam mówiąc, że codziennie. Co wieczór kiedy do niego dzwoniłem to w tle mogłem usłyszeć jakieś jęki. Trochę się o niego martwiłem, bo nawet przed poznaniem Niall nie był tak rozwiązły. Spał z dwoma, góra trzema kolesiami w tygodniu  i to mu wystarczało. Dlatego też mogłem być pewien, że gdy pójdę z Malikiem do klubu to posiedzę z nim chwilę, później łowca wypatrzy swoją ofiarę i zaatakuje, a ja zostanę sam. Pewnie, mógłbym również spróbować kogoś poderwać, ale od jakiegoś czasu przestało sprawiać mi to taką przyjemność jak kiedyś. Potrzebowałem teraz czegoś innego niż przygodny seks.
A Niall? Sama rozmowa, którą odbyliśmy była powodem przez który Niall pewnie nie miałby ochoty na zabawę.

Umówiłem się z Dylanem pod klubem o 21. Zostałem mile zaskoczony tym, że nie musiałem na niego czekać, a wręcz przeciwnie. To on czekał na mnie, mimo że z moim zegarkiem byłem punktualnie. Uśmiechnąłem się delikatnie na przywitanie co chłopak odwzajemnił.
- Gdzie reszta? - zapytał, gdy usiedliśmy w loży, z kolorowymi drinkami w ręce.
- 2/5 pewnie robię dziwne, nudne rzeczy w łóżku, które zazwyczaj robią pary. Coś jak oglądanie telewizji czy czytanie gazety, a kolejne 2/5 nadal się do siebie nie odzywa, więc wyjście z nimi jest niemożliwe. - wzruszyłem ramionami, jakby zupełnie mnie to nie obchodziło, chociaż prawda była zupełnie inna. Zależało mi na tej dwójce idiotów, którzy zawsze musząc coś spieprzyć. I choć bałem się, że ich relacja mogła się rozlecieć na stałe to postanowiłem dać im wolną rękę i nie mieszać się aż tak bardzo z tę sprawę.
- Och.. A myślałem, że zaprosiłeś mnie, bo mnie lubisz, a nie dlatego, że nie chcesz iść sam. Och moje biedne serce krwawi. - westchnął i teatralnie przewrócił oczami, łapiąc się za serce. Uśmiechnąłem się lekko i choć wiedziałem, że to tylko żarty, bo chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, że nie jest tylko zastępstwem - zdawał sobie, prawda? - to gdzieś tam w środku miałem nadzieję, że szatyn naprawdę chciałby, żebym go lubił lubił.
Po wypiciu dwóch drinków - i to nie tylko ja piłem co mnie miło zaskoczyło - poszliśmy na parkiet. Co prawda w głowie mi jeszcze nie szumiało i czułem się zupełnie trzeźwo to bawiło się świetnie. Procenty w krwi Dylana najwyraźniej obudziły w nim flirciarza i uwiesił mi się na szyi poruszając kusząco biodrami. Złapałem go za biodra, przysuwając go bliżej siebie co było niezwykle odważnym krokiem z mojej strony. O'Brein jednak nie wykazał żadnego sprzeciwu, a nasze miednice się zderzyły co wywołało u niego cichy chichot. Resztę kilku dziesięciominutowego tańca bez chwili wytchnienia spędziliśmy na kręceniu czy ocieraniu się o siebie, co nie wydawało się przeszkadzać żadnemu z nas. Oczywiście kilka piosenek przetańczyliśmy z innymi mężczyznami, ale nie miałem nawet głowy, żeby się na tym skupić za bardzo zajęty myśleniem o Dylanie. Chłopak wydawał bawić się naprawdę dobrze. Kątem oka widziałem jak uśmiechał się do chłopaków z którymi tańczył - nie w sposób wyzywający czy uwodzący, po prostu zadowolony - lub prowadził z nimi luźną pogawędkę, jakby nie zdawał sobie sprawy o czym ci ludzie z pewnością myślą, trzymając jego ciało w objęciach.

- Po proszę dla mnie jeszcze raz to samo. - powiedział, odstawiając kieliszek na blat, uśmiechając się uroczo w stronę barmana. - A dla tego pana tutaj. - wskazał na mnie palcem. - poproszę... - spojrzał na mnie pytająco.
- Colę. - odpowiedziałem. Chłopak spojrzał na mnie marszcząc brwi w zdziwieniu i zaśmiał się cicho, odbierając zamówienie. - Nie powinieneś już przystopować? - złapałem go pod rękę, gdy potknął się o krzesełko stojące przy barze, tym samym rozlewając trochę shota.
- Ymyyy.- pokręcił przecząco głową, posyłając mi pijacki uśmiech. Może i powinienem być z niego dumny, że zaczyna szaleć, ale wcale mi się to nie podobało. Tym bardziej, że byliśmy w klubie, gdzie z pewnością ktoś chciałby to wykorzystać. - A ty nie powinieneś wypić trochę więcej. - postukał w szklankę, którą trzymałem w drugiej ręce. - Cola? Serio Hazz. - zaśmiał się. Nie doszliśmy nawet do stolika, a chłopak wypił zawartość swojego kieliszka i już chciał wracać po następny, ale go zatrzymałem. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że tyle pije i jego organizm z pewnością podobnie. Nie chciałem, żeby jutro obudził się z ogromnym kacem. Byłem też troszkę egoistyczny, ale nie miałem zamiaru po raz kolejny być obrzygany, a z następnymi porcjami alkoholu ta szansa się zwiększała. - Pierwszy raz masz szansę się ze mną zabawić. - uśmiechnął się, szturchając mnie łokciem. Nie powiem, że nie znalazłem w tym podtekstu, ale przemilczałem go, dla dobra mojego jak i Dylana. - A ty siedzisz o suchym pysku? Nie ładnie. - pokręcił głową. - Właściwie z dupy z ciebie towarzystwo do picia, wiesz. - wydął wargi i rozejrzał się po sali. - O ten. - wskazał palcem na kolesia, który szedł do stolika niosąc dwa piwa. Dla siebie i swojego chłopaka zapewne. - On potrafi pić. Zaraz wracam. - powiedział i już miał się podnieść, kiedy złapałem go za nadgarstek, zatrzymując przy sobie.

Jeżeli kiedykolwiek miałem siebie za kretyna to ta sytuacja była na czele. Byłem strasznie głupi chcąc zaimponować pijanemu chłopakowi. Powinienem mieć gdzieś co o mnie sądzi pod wpływem alkoholu i pilnować go, żeby nie robił głupstw, a nie sam doprowadzić się do takiego stanu, że ciężko mi się szło prosto, a każde najgłupsze zdanie mnie śmieszyło.
Szliśmy właśnie ulicą, opierając się o siebie, by nie upaść i śmialiśmy się z brzmienia słowa 'łechtaczka'.
- Ale serio. Łechtaczka. - Dylan powiedział poważnie, a po kilku sekundach ryknęliśmy donośnym śmiechem.
- Łech-ta-czka. - powtórzyłem cicho, na nowo zaczynając się śmiać. Zgiąłem się w pół, mając nadzieję, że dzięki temu ból mięśni brzucha jaki odczuwałem przez śmiech ustanie, ale to było na nic. Sprawiło tylko, że Dylan, który mnie podtrzymywał, prawie się przewrócił, ale udało mu się utrzymać równowagę.
- Jestem zmęczony. - powiedział. - Usiądę sobie tutaj tylko na chwilkę. I zaraz pójdziemy, co? - zapytał, robią maślane oczy. Znałem jednak siebie i wiedziałem, że gdy tylko dotknę pośladkami jakiejś twardej nawierzchni to już z niej nie wstanę, dopóki nie wytrzeźwieję. Dlatego nie mogłem mu na to pozwolić i zmusiłem naszą dwójkę do dalszej drogi, która była urozmaicona marudzeniami szatyna.
Zeszliśmy schodami w dół, by przejść tunelem przez ulicę, przez którą musieliśmy przejść, żeby dotrzeć do akademika O'Breina. Okazało się, że i to jest trudne do wykonania pod wpływem alkoholu i poślizgnąłem się na marmurowym stopniu, zjeżdżając po nim. Na szczęście były to dwa ostatnie schodki i nie zdążyłem nawet upaść na tyłek. Jednak mimo to życie przeleciało mi przed oczami. Ciężko oddychając oparłem się o ścianę, patrząc na przyjaciela, który zanosił się śmiechem.
- Musiałbyś widzieć swoją minę. Hahaha. Boże. - zgiął się wpół i uderzał po udach rękoma, chcąc dać upust swojej radości. 
- Mogłem umrzeć. - jęknąłem.
- Twoja mina, bezcenna. - dalej się chichrała, nie zważając na moje słowa. - Nie mogę. - powiedział, rozbawiony, w śmieszny sposób wykrzywiając twarz, co prawdopodobnie miał przypominać mnie, podczas zjazdu po schodach.
- Jesteś nie możliwy. - pokręciłem głową, nadal opierając się jedną rękę o ścianę. Chłopak podszedł do mnie i z uśmiechem na twarzy złapał mnie za policzki, tarmosząc nimi.
- Masz bardziej podatną twarz. - uśmiechnął się, spoglądając na mnie. Jednak, gdy zauważył jak się na niego patrzę, spoważniał i nie wiem czy zrobił to specjalnie, ale przejechał językiem po górnej wardze, a ja nie mogłem dłużej nad sobą zapanować.
Złapałem go za kark i przyciągnąłem do siebie gwałtownie, uderzając plecami o twardą ścianę. Jednak teraz nie to było najważniejsze, a to, że Dylan oddawał moje pocałunki. Pieszczota nie była delikatna. Namiętnie przygryzaliśmy swoje wargi, a języki zdawały się idealnie ze sobą łączyć. Zabrałem jedną rękę z szyi chłopaka, będąc pewnym, że nie zamierza mi uciec i zjechałem nią wzdłuż kręgosłupa, aż dotarłem do kieszeni jego dżinsów, by po wsunięciu dłoni do środka, zostawić ją tam. Z drugą ręką zrobiłem to samo, a gdy obie znalazły idealne miejsce na jego tyłku, ścisnąłem jego pośladki, przyciskając go do siebie. Chłopak jęknął, czując na swoim penisie mojego twardniejącego członka. Może i nie powinienem do tego dopuścić, ale w tym momencie mało mnie to obchodziło. Nie uprawiałem seksu od dwóch tygodni, więc miałem prawo być napalony. Nie pomogło też to, że chłopak o którym ostatnio zdarzyło mi się myśleć o kilka razy za dużo, cały wieczór ze mną flirtować, by na końcu zbliżyć się do mnie na tak niebezpieczną odległość.
- Harry. - jęknął, kiedy przygryzłem skórę na jego szyi, gdy ten odrzucił głowę do tyłu. Wiedziałem, że chłopak tez był już nieźle nakręcony, więc jeżeli mam go przelecieć w tym oto korytarzy to ok. Niech tak będzie. - Harry. - sapnął, gdy moje dłonie znalazły się na jego pasku, jednak nie zrobił nic by temu przeszkodzić. Dopiero, gdy po kilku sekundach udało mi się odpiąć jego klamrę i rozpiąć rozporek, a moja dłoń już miała się wsunąć w biały materiał jego bokserek, oprzytomniał. - Stop. - powiedział, odpychając się ode mnie. Zrobił kilka kroków w tył, o mało co się nie przewracając. - Co my robimy? - zapytał, kończąc zapinać sprzączkę od paska.
- Hmm...- przewróciłem oczami. - Właśnie mieliśmy uprawiać seks...
- No właśnie. - powiedział. - Wybacz jeśli dałem ci złudne nadzieje, ale nie lubię cię wystarczająco mocno, by oddać ci siebie. Jeszcze nie. - powiedział, kręcąc głowa, a jego spojrzenie wydawało się smutne. - Po za tym spójrz. - rozejrzał się dookoła.
Było ciemno i tylko gdzieniegdzie w ścianach świeciły się małe światełka, które dawały nikłe światło. Na ścianach popowieszane był reklamy, których większa cześć, była już do połowy zdrapana, a po podłodze walały się śmiecie. Zdecydowanie nie było to wymarzone miejsce na stracenie dziewictwa.
- Przepraszam. - powiedział cicho i nie dając mi czasu na odpowiedzenie, że to ja przepraszam, odszedł, zastawiając mnie z problemem nieczekającym zwłoki.

 

8 komentarzy:

  1. cudoowne <3 czytałam z zapartym tchem, uwielbiam twój styl pisania :*

    OdpowiedzUsuń
  2. cudowny rozdzial, tylko szkoda ze nie bylo Zialla...:D mam nadzieje ze wynagrodzisz mi to w nastepnym rozdziale:) ale Harry i Dylan.. Jak najbardziej, biedny Harry wyszedl na seksoholika xd

    OdpowiedzUsuń
  3. łohohoho się dzieję. uwielbiam Dylana i Harrego. Bo są tak samo różni jak Niall i Zayn! ;d Kocham to opowiadanie.!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest! Wyczekiwałam cały tydzień i się doczekałam. Troszeczkę szkoda, że nie ma Zialla, ale mam nadzieję, że w kolejnym rozdziałe zobaczymy jak Niall próbuje odkupic swoje winy :D Poza tym uwielbiam Harry'ego i Dylana. Jestem ciekawa, czy Dylan w końcu ulegnie, czy nie. Uwielbiam Cię i tego bloga, życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. więcej zialla prooooszę a rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  6. Niegrzeczny Hazzuś :) Szkoda tylko, że tak mało Zialla w tym rozdziale, ale wydaje mi się Niall za niedługo przyzna się Joshowi do swojej orientacji.

    OdpowiedzUsuń
  7. nie było Zialla, ale za to zaczął się Darry <3 kocham, czekam na więcej <3 jesteś genialna <3

    OdpowiedzUsuń
  8. ZOSTAŁAŚ NOMINOWANA DO The Versatile Blogger Award.
    WIĘCEJ U MNIE : http://tiimeisup.blogspot.co.uk

    OdpowiedzUsuń