poniedziałek, 24 lutego 2014

Too Close to Enemies - rozdział‚ 11

PT: Hej. Po ponad dwutygodniowej przerwie, chcemy przedstawić wam 11 rozdział. Mamy nadzieję, że się spodoba oraz, że nie ma jakiejś przerażającej ilości błędów.
Pozdrawiam i idę się dalej byczyć. Ferie górą!


Przez następne kilka dni Louis nie zbliżał się do Harry'ego. Można by było pomyśleć, że chłopak po tym co zobaczył w toalecie i w aucie sobie go odpuścił. Nic bardziej mylnego. Tamte wydarzenia jeszcze bardziej nakręciły szatyna do tego, by zbliżył się do zielonookiego. Już nie chodziło o sam seks o którym chłopak wciąż pamiętał, ale o potrzebę opiekowania się nim - jeżeli można było to tak nazwać - i pomoc w wyjściu mu z tego gówna jakim były narkotyki.
Louis wychował się w domu pełnym dzieci. Tata pracował do późna by utrzymać rodzinę na dogodnym poziomie, a mama w tym czasie chodziła po salonach urody, by dobrze się prezentować się na bankietach. Louisowi nie zostawało nic innego jak opiekowanie się młodszym rodzeństwem, gdy te były jeszcze zbyt małe, żeby zostać same w domu. Nic więc dziwnego, że widząc osobę, która według Louisa była słaba i krucha, chciał się nią zająć. A Harry taki właśnie był i wyzwalał w nim jego cechy które starał się skrzętnie ukrywać, nie chcąc wyjść na mięczaka. Wysoki i umięśniony jednocześnie nieśmiały i zagubiony. Tomlinson uważał również, że Harry zostaje wykorzystywany przez swoich 'dostawców'. Mógł sobie rękę uciąć, że pewnie najpierw pomogli mu wpaść w nałóg, a później gdy chłopak nie był wstanie bez tego żyć, wykorzystywali jego sytuację, zabawiając się nim. Według Louisa było to  z ich strony nieludzkie i naprawdę nie miał wtedy czasu myśleć, że on również ma go zamiar wykorzystać.

Było czwartkowe popołudnie, a większość klas kończyła właśnie swoje zajęcia. Louis pożegnał się z przyjaciółmi, którzy zostawali na dodatkowej matematyce, by poprawić sprawdzian. Na plecy zarzucił kurtkę i kończąc dopinać plecak, wyszedł ze szkoły. Z racji tego, że było już kilka minut po dzwonku - cóż... żegnając się z Liamem i Zaynen, nigdy nie wystarczyło krótkie "Cześć. Do później!" - dlatego też, teren szkoły był już niemalże pusty, nie licząc kilku dziewcząt, które odpinały rowery.
Louis ledwo zszedł ze schodków, a przez siatkę zauważył dobrze znaną mu sylwetkę. Przed szkołą stał Harry i rozmawiał z jakimś obleśnym mężczyzną. Niebieskooki mógł się tylko domyślać czego dotyczyła rozmowa -  nie jego wina, że teraz wszyscy podejrzani kolesie w towarzystwie Stylesa, kojarzyli mu się jedynie jako narkomani - jednak chciał być tego pewny. Dlatego też niewiele myśląc przyśpieszył kroku, idąc prosto w ich stronę. Żaden z mężczyzn jednak nie zwrócił na niego uwagi. Wysoki brunet powiedział coś do Harry'ego - Louis niestety nie mógł nic usłyszeć - po czym nachylając się w jego stronę, złapał za jego dłoń. Styles skinął głową jednak po jego minie można było stwierdzić, że wcale nie lubi tego kolesia, co tylko utwierdziło Louisa w tym z jest to jeden z jego dilerów.
- Hej, Harry - powiedział głośno i z szerokim uśmiechem na twarzy pomachał do Harry'ego. Zaskoczony loczek obrócił się w jego stronę, szybko wyrywając dłoń
- ze strachu nie zabierając woreczka z narkotykami - z uścisku drugiego chłopaka. Jak gdyby nigdy nic wsadził dłonie do kieszeni, myśląc że Louis nie zauważy nic podejrzanego w tym ruchu. Louis jednak nie zamierzał wyprowadzać go z błędu i nadal zachowywał się pusta blondynka. Nie zależało mu na opinii tego wyrostka, a Harryemu miał nadzieję to później wytłumaczyć. - i kolego Harry'ego - dodał, spoglądając na 'kolegę' Stylesa z taką samą podekscytowaną miną. Obaj chłopcy spojrzeli na niego jak na idiotę. Harry ze zmarszczonym czołem zastanawiał się o co mu chodzi, a jeszcze wyższy i bardziej napakowany niż zielonooki chłopak z wyraźną złością. Louis jednak na to nie reagował i dalej grał głupkowatego kolegę. - Pani z historii kazała ci przekazać, że tego referatu na musisz przynosić na następną lekcję. - ponownie się zwrócił w stronę loczka. Było to pierwsze co przyszło mu do głowy, by cała ta sytuacja wyglądała w miarę naturalnie. Mina szatyna wyrażała jeszcze większą konsternację niż wcześniej, bo o czym on do cholery mówił? - A tobie - spojrzał na drugiego chłopaka, z tą różnicą, że teraz wyraz jego twarzy był zacięty - że masz zabrać swój zawszony, ćpuński tyłek z pod szkoły i się tu więcej nie pokazywać. - powiedział odważnie, zupełnie nie zwracając uwagi na to, że był on dwa razy większy od niego. - Kapiszi? - dodatkowo szturchnął go palcem w klatkę piersiową. Z boku mogło to wyglądać komicznie, mały Lou rzuca się do napakowanego kolesia. Jednak w rzeczywistości tak nie było i doszło to do Louisa, gdy chłopak z wściekłością wypisaną na twarzy, popchał go na siatkę. Może faktycznie tego nie przemyślał, bo zdecydowanie nie miał z nim szans. Miał jednak nadzieję, że Harry weźmie pod uwagę to, że to dla niego Louis to zrobił i mu pomoże. Harry jednak stał z boku i zaskoczony patrzył się na całą tę sytuację. Tomlinson dziękował w myślach Bogu za to, że wychodził ze szkoły nauczyciel wf, który skutecznie odgonił 'koleżkę' wyższego chłopaka.
Gdy tylko napakowany brunet odszedł od nich, grożąc przy tym Louisowi - co chłopak puścił mimo uszu - uśmiechnął się szeroko do Harry'ego, dumny z tego, że przeszkodził mu w zakupie prochów. Jego entuzjazm jednak nie był do końca odwzajemniony przez drugiego chłopaka.
- Czy cię do końca porąbało?! - krzyknął, popychając Louisa. - Jesteś tak głupi sam z siebie czy ci ktoś za to płaci. - mówił, wyraźnie zdenerwowany tym co miało tu miejsce. - Nawet przedszkolak wie, że pewnych osób się nie obraża i on był jednym z nich. - ponownie go szturchnął, chcąc mu pokazać jak bardzo jest na niego zły. Harry nie wiedział co on takiego zrobił, że od kilkunastu dni przyczepił się do niego Louis i skutecznie komplikował mu życie. W szkole się nie wychylał, nie pyskował do nieodpowiednich osób i próbował prowadzić spokojne życie, które Louis od pewnego czasu uprzykrzał mu bardziej niż kiedyś. Sto razy bardziej wolał to gdy chłopcy ze szkoły z daleka go wyzywali lub szturchali, niż to co teraz wyczyniał Tomlinson. Mógł przeżyć to, że praktycznie zmusił go do gry w piłkę nożną. Przeżył nawet to, że przyczepił się do niego w klubie i przez to Eric był mniej delikatny gdy pieprzył do w samochodzie. Ale teraz? Za kogo on się do cholery uważał, żeby wtrącać się w nie swoje sprawy.
- Nie boję się. - powiedział hardo Tomlinson z uniesioną brodą.
- A powinieneś! - powiedział ostro Harry. Na tym się jednak skończyło i choć otworzył usta jakby coś jeszcze chciał powiedzieć to nic nie dodał i tylko machnął ręką, po czym obrócił się na pięcie i skierował się w stronę swojego mieszkania. Nie miał już cierpliwości do tego chłopaka. Na początku myślał, że po prostu coś sobie ubzdurał i Louis wcale za nim nie łazi, ale teraz był tego pewien.
- Trudno.- wzruszył ramionami, czego jednak loczek nie mógł już zobaczyć. - Ty i twoje mięśnie będziecie musieli mnie bronić. - powiedział głośno, podbiegując za chłopakiem i tymi jego wielkimi krokami. Harry gdy tylko to usłyszał zatrzymał się natychmiast, tak że Louis o mały włos w niego nie wpadł.
- Hahahahaha...  - z jego ust wydobywał się głośny zachrypnięty śmiech. Chłopak nawet w pewnym momencie zgiął się w pół nie mogąc wytrzymać. - nie. - wyprostował się nagle i pokręcił głową z poważną miną. - Zapomnij. Nie ruszę nawet palcem. - powiedział i już miał kontynuować marsz, gdy do głowy wpadł mu inny pomysł. - Chociaż nie. - ponownie obrócił się w jego stronę. - Gdy przyjadą po twoje nazwisko to zupełnie przez przypadek dorzucę im twój adres. - powiedział swobodnie i po raz kolejny szturchnął go w ramię.
- Ale się z ciebie pyskacz zrobił. - mówił Louis cały czas, próbując iść za chłopakiem. - Wcześniej nie byłeś taki bezczelny. - skrzyżował ręce na piersi. Musiał przyznać, że o wiele bardziej podobała mu się ta wersja Harry'ego. Chociaż nieśmiały i bezbronny Styles też miał w sobie coś pociągającego.
- Wcześniej mnie tak nie denerwowałeś. - odpowiedział, nawet na niego nie zerkając. Mimo to w jego tonie nie było już tej złości, która była tam jeszcze kilka sekund temu. Teraz gościła tam obojętność i znudzenie.
- Nie? - zdziwił się Louis.
- Nie. Docinki Zayna i twój śmiech hieny są niczym w porównaniu z ciągłym łażeniem za mną. - na moment przekręcił głowę, by na niego zerknąć. - Serio nie masz ciekawszych spraw?
- Aktualnie nie, ale pracuję na tym. - na twarzy niższego chłopca pojawił się uśmiech od ucha do ucha, węsząc okazję. - To jak? Dasz się zaprosić na kawę, herbatę, ciastko, pizzę? - wymieniał po kolei. W końcu nie mógł mieć pewności na co będzie miał ochotę Harry. Miał jednak nadzieję, że chociaż w czymś trafił.
- Zdecydowanie nie.- odpowiedział Harry obojętnie.


***

Była godzina ósma wieczorem tego samego dnia. Niall siedział przy biurku i przygryzając końcówkę długopisu próbował rozwiązywać zadania z matematyki. Jednak nie bardzo mógł się na tym skupić, bo wszystko o czym myślał zupełnie odbiegało od tego przedmiotu. To podśpiewywał sobie piosenki, które słyszał z zza ściany od sąsiadów, to pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę. Wszystko byleby nie robić zadania. Dlatego gdy tylko jego brzuch wydał pierwszy odgłos, uznał to za znak. Nie zdążył jednak nawet dojść do kuchni, by przygotować jajecznicę o której myślał od rana, gdy wpadł na niego Harry, który jak huragan wtargnął do mieszkania.
- Halo! - zawołał, a w jego głośnie był cień rozbawienia. Zniknął on jednak, gdy usłyszał stłumione przez rękę którą  Hazz trzymał przy nosie przeprosiny. - Co jest? - zatrzymał się i spojrzał na przyjaciela. Harry jednak nie zwrócił uwagi na pytanie Horana i nawet nie ściągając kurtki ani butów poszedł do łazienki. Było to dla Niall dość czytelnym znakiem, że coś jest nie tak.
- Hej, Hazz... Co jest? - zapytał jeszcze raz, wsadzając głowę do łazienki, na wszelki wypadek, gdyby Harryemu nic nie było i właśnie brał prysznic.
- Nic się nie stało. - powiedział, nachylając się nad umywalką, na której odznaczały się plamy z jego krwi.
- Przecież widzę, że jednak coś. - nie dawał się zbyć Niall, wchodząc głębiej do pomieszczenie. Może gdyby nie to, że widział z sekundy na sekundę coraz więcej kropli krwi na ceramice to dałby czas Harryemu na ogarnięcie się i dopiero wtedy rozpocząłby dochodzenie. To teraz, choć nie zamierzał odpuszczać, martwił się o kumpla i jego priorytetem było doprowadzenie go do stanu używalności. - Ty krwawisz. - powiedział, jakby Harry nie był tego świadom. Loczek pomyślał dokładnie to samo i chciał obrócić się, by posłać mu no-co-ty-nie-powiesz spojrzenie. Jednak tak samo mocno nie chciał, by Niall widział go w tym stanie, więc nachylił się jeszcze bardziej nad zlewem, po omacku próbując znaleźć ręcznik.
- To nic. - mruknął.
- Umywalka pływa w twojej krwi - no dobra może trochę przesadził, ale był zdenerwowany i zmartwiony, więc każdy mu wybaczy. - Więc nie próbuj mi wmawiać, że to nic. - powiedział próbując zobaczyć resztę obrażeń chłopaka. Ten jednak wcale mu tego nie ułatwił co rusz obracając się coraz bardziej w drugą stronę. - Cholera Hazz! - krzyknął. Szatyn zachowywał się jak małe dziecko. - Daj mi się zobaczyć i pomóc opatrzyć! - mówił głośno, uderzając rękę o ścianę, co nie było takim dobrym pomysłem, bo miał wrażeniem ze stłukł sobie kostki. Harry z tym jego uporem i lekkomyślności, zaczynał go irytować. Przecież jego nos mógł być złamany.
- Dam sobie radę. - powiedział loczek, strzepując krople krwi z jego dłoni, co wcale nie uspokoiło blondyna.
- Nie, nie dasz sobie rady! - krzyknął i złapał go za ramię, by odwrócić go do siebie. Harry nie spodziewając się takiego ruchu ze strony przyjaciela, poddał się jego dotykowi i sekundę później z wielkimi z zaskoczenia oczami, stał przodem do Irlandczyka. Jednak Niall nie wyglądał o wiele lepiej. Jego oczy były wielkości piłeczek pingpongowych, a jego usta lekko się rozwarły, na widok twarzy Harry'ego. Dłoń którą przyciskał do posiniaczonego nosa, była cała w krwi. Jego prawe oko było opuchnięte, a łuk brwiowy i skóra na kości policzkowej rozcięte. Wyglądał okropnie, jakby ktoś zrobił sobie w niego worek treningowy.
- Cholera Hazz. - jęknął Niall, a cała złość na przyjaciele z niego wyparowała, a na jej miejsce wstąpiła troska. - Tylko spokojnie, tylko spokojnie. - powiedział do siebie, oddychając głęboko, jakby to miało mu pomóc z zachowaniu świeżego umysłu. - Musimy jechać do szpitala. - powiedział po chwili do Harry'ego.
- Nigdzie nie jadę. - pokręcił delikatnie głową loczek, ale nawet taki ruch sprawił mu ból.
- Zwariowałeś?! Możesz mieć złamany nos, wstrząśnienie mózgu. Nie mówiąc już o tym, że trzeba ci zszyć twarz. - mówił głośno. Nie miał pojęcia kto zrobił coś takiego jego przyjacielowi, ale postanowił, że zabije tę osobę. Na to czas jednak było później, a teraz musiał zająć się Harrym. - Nie bądź uparty.
- Powiedziałem nigdzie nie jadę. Nic mi nie jest. - nie dawał za wygraną Harry. Nie mając już nic do ukrycia przed Niallem złapał za ręcznik i przyłożył go sobie do nosa. Harry nie był głupi i zdawał sobie sprawę za tego, że jeżeli pójdzie do szpitala za takimi obrażeniami to będzie musiał powiedzieć co się stało. A jak miał powiedzieć lekarzowi, że został pobity przez dilera? Przecież później skończyłby sto razy gorzej, gdyby do nich doszło, że Styles na nich doniósł.
Niall spojrzał na przyjaciela i na jego zaciętą minę i już wiedział, że przegrał. Zielonooki był strasznie uparty i jeżeli sobie coś postanowił to nie było osoby, która namówiłaby go do zmienienia zdania. Blondyn westchnął i bez słowa wyszedł z łazienki.
Harry i odetchnął z ulgą, że Niall go zostawił i nie ciągnął dalej tego tematu. Nie mógł patrzeć na te pełne troski oczy, które wciąż okłamywał. Jego wyrzuty już bez tego były kolosalne, a co dopiero teraz, gdy Niall nie mając pojęcia, że Harry sam się o to prosił, wyglądał na tak zdeterminowanego, by zabrać od niego ból, że Harry miał ochotę płakać.
Nie nacieszył się jednak samotnością zbyt długi czas, po po chwili Irlandczyk wrócił, trzymając w ręce zamrożone filety z kurczaka, owinięte ścierką. Chociaż w taki sposób, mógł pomóc przyjacielowi. 
- Usiądź. - wskazał na toaletę  - i trzymaj. - wyciągnął w jego stronę rękę. - Przyłóż do oka.  - wzruszył ramionami, wyglądając na trochę obrażonego. Harry otworzył usta, by znowu odepchnąć jego pomoc, tłumacząc się tym, że nic mu nie jest, ale Niall go uprzedził. -  Siadaj i przyłóż. - rozkazał. Harry nie miał więc wyboru niż wykonać polecenie przyjaciela pod jego czujnym wzrokiem. - Kto ci to w ogóle zrobił, co? - zapytał, zabierając z jego dłonie zakrwawiony ręcznik i wrzucając go do zlewu, po czym wziął kolejny.
- Nikt. - powiedział spokojnie Harry. Nie mógł przecież powiedzieć mu prawdy. Niall by go znienawidził.
- Aha, - prychnął, delikatnie ocierając twarzy przyjaciela z krwi. - więc mówisz, że jesteś niezdarą i wszedłeś w ścianę, albo spadłeś ze schodów? - spojrzał na niego z pod uniesionych brwi. - Nie żartuj, przecież nie jestem głupi. - pokręcił głową. Na moment zaprzestał przecieranie jego twarzy - co Harry przyjął z ulga, bo to cholernie bolało - żeby wyciągnąć z szafki wodę utlenioną. - Będzie boleć jeszcze bardziej. - uprzedził. Blondyn wylał na materiał trochę specyfiku i przyłożył do zranionego policzka przyjaciela. - To Zayn? Albo Chris, co? - próbował zgadywać Niall. Co prawda chłopcy ze szkoły nigdy nie podnieśli na Harry'ego ręki, oprócz lekkich, ale pełnych nienawiści szturchnięć, ale kto wie co wpadło im teraz do głowy? - Ostatnio się z nim posprzeczałem, ale nie myślałem, że odegra się na tobie. - mówił, nie przestając dezynfekować ran przyjaciela. - Kretyn. - warknął i przycisnął nieco mocniej ręcznik do jego twarzy, co spotkało się z jękiem Harry'ego. - Przepraszam. - powiedział cicho. Jednak nie chodziło mu tylko o ból który swoim dotykiem mu sprawił. Myślał, że to przez niego oberwało się Harryemu. Co było niewyobrażalnym kłamstwem, ale Styles nie mógł mu tego powiedzieć. Mimo że pełne skruchy oczy przyjaciele sprawiały, że miał ochotę mu o wszystkich opowiedzieć i prosić o wybaczenie oraz pomoc, to nie potrafił. Bał się, że go straci, a wtedy spadnie już na samo dno. - Ale tak bardzo przepraszam Hazz, że musiałeś oberwać za mój nie wyparzony język. - spojrzał w poobijane oczy przyjaciela. - Normalnie zabiję, go gdy tylko go spotkam. - warknął Niall.
- To nie on. - powiedział cicho Harry po kilku sekundach ciszy. Nie mógł zrzucać winy na Chrisa, gdy to nie on był temu winny. Tym bardziej był pewny, że Niall nie rzuca słów na wiatr i nie odpuści chłopakowi.
- A kto? - mina Niall wyrażał autentyczne zdziwienie. - Jacyś inni pożal się Boże męscy chłopcy?  - zapytał. - Albo to może jeden z... no wiesz. Hazz mówiłem ci, że nie podoba mi się twój gust.- mówił Niall. Jeżeli to nie był Chris, ani żadni inni chłopcy z szkoły to musiał być to któryś z Harry'ego facetów. Niall zawsze powtarzał Harryemu, że nie podobają mu się kolesie których Harry wybiera, jednak Harry zbywał to zawsze jakimś głupim komentarzem, że Niall przesadza. Przecież nie powie mu, że w większość przypadków wcale ich nie wybierał. Była to druga z dwóch tajemnic jaką Harry miał przed Niallem. Irlandczyk myślał, że Styles po prostu lubi się zabawić i tyle. Prawda była taka, że fakt Harry lubił się zabawić, kochał seks, ale również swoim ciałem nie rzadko płacił za dragi. Dwa w jednym, czemu nie?
Harry chciał się zaśmiać na te słowa, bo oni w ogóle nie byli w jego guście. Wolał delikatnych i zadbanych chłopców, niż ohydnych i napakowanych gości, ale co mógł poradzić, że to właśnie ci drudzy zajmowali się rozprowadzaniem narkotyków.
- Myślę, że powinieneś pójść z tym na policję. - powiedział po chwili Niall, a Harry spiął się na te słowa. Policja była ostatnią instytucją do jakiej zamierzał się zgłaszać. - Powinien dostać jakąś karę, Hazz. Nie można katować ludzi i wychodzić z tego bez karnie. - powiedział. - Co jeśli zrobi to jeszcze komuś? - zapytał. - Jakiemuś innemu niewinnego dzieciakowi? - na słowa Niall przed oczami Harry'ego od razu pojawiła się twarz Louisa. To wszystko było przez niego. Gdyby nie wtrącał się z jego życie i nie próbował zgrywać bohatera nic takiego nie miałoby miejsca. Nie musiałby odbywać tej rozmowy z Niallem i dalej brnąć w te kłamstwa.
Cześć jego żałował, że podjął taką, a nie inną decyzję. Powinien grzecznie wyśpiewać jego imię i nazwisko, a resztą zajęli by się ludzi Wielkiego Eda. Ale nie... Harry oczywiście w przebłysku odwagi - albo raczej głupoty - musiał mu się postawić. Powinien pozwolić im znaleźć Louisa, żeby raz i wyraźnie wytłumaczyli mu, że nie zadziera się z nieodpowiednimi ludźmi. To był jednak Harry, który nawet w całej swojej złości nie mógł im wydawać tego głupiego i denerwującego chłopaka, który w rzeczywistości nie zrobił nic złego. Był tylko zbyt naiwny myśląc, że jest w stanie zakończyć rozprowadzanie narkotyków pod swoją szkołą.
- Hazz dorośnij w końcu.
- Ty nawet nie wiesz o czym mówisz! - powiedział naglę wyrywając zaskoczonemu Niallowi ręcznik z rąk. Nie mógł dłużej słuchać i patrzeć na zmartwionego blondyna. Harry tkwił w kłamstwie i przez takie sytuację coraz bardziej go to męczyło, uświadamiając mu że tak naprawdę jest nikim. Bo jak można być kimś, gdy nawet nie potrafi się być dobrym przyjacielem? - Dlatego mnie zostaw. Poradzę sobie sam. - warknął, odpychając od siebie przyjaciela. Wolał, żeby skończyło się to na małej kłótni, którą jutro zrzuci na złe samopoczucie, niż gdyby miał stracić silną wolę i przyznać się Niallowi do tego, że dalej ćpa, co przechodziło mu kilka razy przez głowę. Niall był dla niego taki dobry i nie zasługiwał na kłamstwa.
- Nie wiem? - spojrzał na niego. - A właśnie, że doskonale wiem! - podniósł głos, powoli wyprowadzany z równowagi. Jak Harry mógł mówić, że Niall nie ma o niczym pojęcia, gdy to właśnie Irlandczyk był przy nim w jego najgorszych chwilach. Można by więc rzec, że Niall był doskonale obeznany w takich sprawach. - Może i nie mam na plecach karteczki "Przyciągam problemy" tak jak ty, ale ciągle jestem tu koło ciebie, więc śmiało mogę powiedzieć, że przechodzę to samo, albo i jeszcze więcej. Nie mów więc, że nie wiem o czym mówię. - nie spuszczał wzroku z Harry'ego. - Za każdym razem, gdy wychodzisz z klubu z jakimś dryblasem, o mało co nie schodzę na zawał zachodząc w głowę czy ci nic nie jest. Wiem, że lubisz... seks. Ale to nie jest zdrowe. To znaczy to jakich partnerów wybierasz. Stać cię na więcej. - powiedział, podchodząc na chłopaka kładąc mu rękę na ramieniu. Harry słuchając go czuł się jeszcze bardziej beznadziejnie.
- Niall ty naprawdę w to nie wierzysz. - pokręcił przecząco głową. Nie wierzył w to, że może się komuś spodobać, dlatego zawsze nigdy nie odmawiał komuś gdy go podrywał. Wolał wykorzystywać okazję, obojętnie jak bardzo osoba była ohydna.
- Wierzę. - uśmiechnął się delikatnie blondyn. - Wierzę w to tak samo jak wierzyłem, w to, że wyjdziesz z dragów i co? Proszę. Jesteś czysty. - spojrzał na niego z dumą wymalowaną na twarzy, przez co Harry się spiął. Niall naprawdę bardzo w niego wierzył, a on to wszystko spieprzył. - Harry? - zapytał niepewnie Irlandczyk, wyczuwając napięcie się ciała Harry'ego. - Coś nie tak? 

- Too .. Wielki Ed. - powiedział cicho, ze spuszczoną głową.
- Słucham? - dłoń Nialla natychmiast zniknęła z jego ramion. Blondyn doskonale słyszał, ale chciał się upewnić.
- Wielki Ed mnie pobił. - wyszeptał Harry, płonąc ze wstydu.
- Dlaczego miałby cię pobić właśnie teraz. Od pół roku nie masz z nim żadnego kontaktu. - powiedział Niall, chcąc przekonać się do tego, że ma rację, a Harry wcale nie zaczął znowu ćpać. - Prawda? - zapytał. Cisza. - Prawda?! - krzyknął, a Harry zrobił się jeszcze mniejszy. Niall przymknął oczy, łącząc ze sobą wszystkie fakty.  - Ty znowu ćpasz!? - kolejny krzyk wydobył się w ust blondyna. - A może nigdy nie przestałeś, co? - Harry po raz kolejny nie zaprzeczył. Nie miał jednak odwagi spojrzeć na przyjaciela. - Jesteś pieprzonym, zakłamanym ćpunem Harry! Nie wierzę jak mogłeś mi to zrobić! Jak mogłeś mnie tak okłamywać i to prosto w oczy! Przez cały czas, gdy ja byłem dumny z ciebie, ty pewnie pod nosem śmiałeś się ze mnie jaki to jestem głupi. - krzyczał, a w jego oczach zbierały się łzy. Nie chciał płakać, bo był mężczyzną, ale świadomość, że jednak z najważniejszych osób w twoim życiu, osoba, za którą oddałbyś życie i nie raz nadstawiałeś karku, ciągle cię okłamywała, sprawiała, że wymiękał.
- To nie tak.
- A jak? To właśnie tak. Ty nigdy pewnie nawet nie próbowałeś, woląc wykorzystywać mnie!
- Jaa... przepraszam. - wyjęczał Harry, który również powstrzymywał się od rozklejenia.
- Teraz to do cholery nic nie warte Harry! - krzyknął wychodząc z łazienki, a po kilku sekundach z domu.



***

Niall gniewnie wkroczył do klubu i zatrzymał się przy barze. Wziął kilka głębokich oddechów, ale czuł, że nadal jest wściekły na Harry'ego. Jak mógł go tak długo okłamywać?! I jak on mógł być tak ślepy, nie dostrzegając niczego?! A może był zły przyjacielem? Jasne, że był! Nikt nie byłby wystarczająco dobrym przyjacielem takiego zakłamanego ćpuna jakim jest Harry!
Usiadł przy barze i zamówił piwo. Nie przejmował się tym, że jutro jest szkoła i nie powinien za dużo pić. Miał to serdecznie gdzieś i właśnie dlatego po wypiciu pierwszego piwa zamówił drugie, a później kolejne.
Dopiero po wypiciu trzeciego piwa, poczuł jak jego ciało powoli się rozluźnia. Przyjemne uczucie nie trwało jednak długo, bo wystarczyło jedno spojrzenie w stronę drzwi, a jego ciało ponownie się spięło, a gniew sięgnął maksimum. Odłożył z hukiem pusty kufel, co spotkało się ze spojrzeniem dezaprobaty ze strony barmana, ale Niall się tym nie przejął tylko ruszył w stronę mężczyzny. Kiedy był już dosyć blisko, uderzył silnie otwartymi dłońmi w klatkę piersiową przeciwnika.
- Niall co ty do cholery wyprawiasz? - zaśmiał się Zayn, patrząc ze zdziwieniem w dół na blondyna.
- Myślisz, że to jest zabawne?! - krzyknął, skupiając na sobie wzrok innych gości klubu.
- O co ci chodzi? - zapytał wyraźnie zdziwiony Mulat. Jednak blondyn nie wydawał się chętny do spokojnej rozmowy, bo znowu popchał Zayn. Tego było już za dużo. - Niall uspokój się do cholery. - wyższy o kilka centymetrów chłopak złapał go za nadgarstki by uniemożliwić mu kolejny atak na jego osobę. - Jesteś wkurwiony na kogoś i…
- Jestem wkurwiony na ciebie Malik! - krzyczał. - Myślisz, że możesz sobie robić co chcesz? Że to co robisz nie wpływa na nikogo innego. Że to wszystko jest tylko zabawą? Ooo obrażę go, będzie zabawnie. - powiedział, próbując naśladować bruneta. - Hahaha. Boki zrywać! Co z tego, że wierzy w każde twoje słowo, myśląc, że jedyną rzeczą w jakiej jest dobry to ćpanie. - z jego ust wylatywały chaotyczne słowa, a Zayn nie miał pojęcia o czym on mówi. O całe uzależnienie Harry'ego blondyn obwiniał ludzi, który go prześladowali w szkole. To przez ciągle drwiny i poniżanie, Harry sięgnął po narkotyki, chcąc poczuć się dobrze. A później wszystko poszło z górki. A kto najbardziej upodobał sobie psychiczne maltretowanie Harry'ego? Zayn.
- O czym ty...
- Zamknij się! Nie powinno cię to obchodzić, nędzna podróbko człowieka!
- Niall ja. - Zayn był wyraźnie zmieszany zachowaniem chłopaka. I choć normalnie powiedział był jakiś wredny komentarz, teraz wiedział, że jest to nie na miejscu, bo Niall nie wygadał najlepiej. Właściwie po raz pierwszy widział go w takim stanie.
- Najpierw się zachowujesz jak skończony dupek, a potem jak gdyby nigdy nic stajesz w mojej obronie?! - dalej krzyczał, ale mogłoby się wydawać, że całkiem o czymś innym. - Co ci się upieprzyło w tej pustej głowie co?! Mam przez ciebie mętlik! To wszystko twoja wina.
Jak mogłeś mnie tak okłamać, Harry? Po tylu latach przyjaźni. - krzyczał Horan, próbując wyrwać się z uścisku Zayna. Dopiero po chwili doszło do niego, że pomylił Zayna z Harrym.
- Jestem Zayn…- rzucił Malik z uniesionymi brwiami.
- Przecież mówię, że to wszystko twoja wina! - wrzasnął blondyn, będąc bliskim płaczu. To wszystko go przerastało. Ta cała sytuacja z Harrym i Zaynem. Był skołowany, zmęczony i czuł, że zbiera mu się na płacz. Nie myśląc wiele nagle oparł głowę o ramie Mulata i przytulił się do niego. Zayn podskoczył trzymając ręce jak najdalej od Irlandczyka.
- Horan! Co ty wyprawiasz! Odwal się! Ludzie się gapią - syknął Zayn, odsuwając powoli blondyna od siebie. Horan całkowicie zaskoczył go tym ruchem i czuł, że na jego policzki przez to wkraczając rumieńce, a serce bije szybciej niż powinno. Mulat spojrzał na niego uważnie, chcąc dostrzec to czego na pierwszy rzut oka dostrzec się nie dało.
Cała twarz blondyna był czerwona od krzyku, a jego oczy zamglone. Był to zdecydowanie najbardziej żałosny widok jaki kiedykolwiek widział. Jakby za chwile miał się popłakać. Zayn staczając ze sobą wewnętrzną walkę, położył dłoń na jego ramieniu. Sam zastanawiał się dlaczego chce go pocieszyć.
- Lepiej już? - zapytał cicho, gdy blondyn patrzył na niego, oddychając głęboko, przez kilka sekund nic nie mówiąc. Niall przytaknął.
- Pokłóciłeś się z Harrym?
- Tak, ale już nieważne…- szepnął Horan, spoglądając po ludziach w klubie. Czuł się głupio i było mu wstyd, że Zayn widział go w chwili załamania. Nie sądził, że może go spotkać go coś gorszego. Nie miał zamiaru się zwierzać. A może miał, ale na pewno nie Malikowi.
- Jak to nieważne przecież…
- Malik skończ, albo ja z tobą skończę. To była tylko chwila słabości - syknął w jego stronę. - I jeżeli chociaż raz o tym wspomnisz, a ja obije tą twoją piękną buźkę. - rzucił wściekle blondyn, na co Zayn jak zwykle przybrał ten irytujący uśmieszek.
- Czy ty właśnie znowu powiedziałeś, że mam piękną buźkę? - podchwycił.
- Pierdol się Malik- wycedził Horan, patrząc na Mulata z obrzydzeniem, po czym wstał i bez namysłu zabrał drinka ze stołu obok którego stał i wylał na czystą koszulkę chłopaka.
- Horan! Co Ty wyprawiasz, to jest…- zaczął Malik, śmiejąc się sam nie wiedząc dlaczego, co jeszcze bardziej rozjuszyło Nialla.
- To za śniadanie!- ryknął Horan, ignorując krzyki właściciela drinka i obrócił się na pięcie, zostawiając Malika samego. Zayn uśmiechnął się pod nosem, kręcą niedowierzająco głową. Niall zdecydowanie był niezrównoważony.
- Halo, mój drink. - powiedział jakiś mężczyzna, a Zayn nie mógł zrobić niczego innego jak odkupić mu jego napój. 


***

Był poniedziałek, koniec lekcji. Każdy z uczniów powinien się z tego cieszyć, bo to znaczyło, że za cztery dni będzie weekend, ale nie Harry. Harry chciał umrzeć. Pokłócił się z Niallem i ten do teraz go unikał. Jego twarz nadal bolała i żeby było jeszcze lepiej, musiał chodzić w okularach, by ukryć opuchliznę, która wcale nie zmalała. Więc tak... miał dobre powody.
- Hej Hazz. - usłyszał za sobą ten denerwujący go głos i dopisał to do swojej listy. Louis.
- Odpieprz się. - powiedział, nawet się nie zatrzymując. Nie wierzył w to, że ten chłopak potrafił być taki głupi, uparty, żeby myśleć, że Harry po tym wszystkim będzie miał jeszcze ochotę z nim rozmawiać. Nawet nie chodziło o to, że przez niego dostał największy łomot jaki kiedykolwiek ktoś mu spuścił. Ale o to, że to był Louis Tomlinson.
- Hej. - zawołał, niby to obrażony. - Nie musisz być taki niegrzeczny agencie. - zaśmiał się nawiązując do okularów na nosie chłopaka.
- Nie rozumiesz po ludzku Tomlinson? - spojrzał na niego. - Odwal się ode mnie, to to znaczy. - powiedział. Był już zmęczony tym ciągłym odpychaniem od siebie chłopaka. 
- Och... rzuca nazwiskami jaki groźny. - Louisa nie opuszczał dobry humor. Był on niezłomny i postanowił sobie, że dzisiaj będzie szedł tak długo za Harrym póki ten nie zgodzi się z nim gdzieś wyjść. Już od kilku dni próbował się zbliżyć do chłopaka ten jednak mu to ciągle utrudniał, a to nie świadczyło dobrze o Louisie i jego umiejętności podrywania. Bo jak mógł nie potrafić poderwać geja? Po za tym chciał mieć już to wszystko za sobą. - Daj spokój. - szturchnął go przyjaźnie w ramię. 
- Nie będę niczemu dawał spokoju, pieprzony chodzący problemie! - wydarł się na niego. Tomlinson się jednak nie zwrócił na to uwagi, za bardzo przejęty widokiem chłopaka. Z daleka w szkole lub idąc po jego lewej stronie nie dostrzegł dosyć pokaźnego strupka na jego policzku czy łuku brwiowym.
- Czekaj... Co ty... pobił cię ktoś? - zapytał głupio. - Matko. - zakrył usta dłonią.
- Spadaj.
- Pobił cię ktoś. - tym razem było to zdanie twierdzące. Szatyn szybko wyprzedził chłopaka i zatrzymał się przed nim, by przeszkodzić mu w dalszym marszu. 
- No co ty nie powiesz. - sarknął Harry.
- Ale kto? Czy to któryś z chłopaków? Czy to Zayn? - szybko stawiał nowe pytania, nie mogąc uwierzyć, że jego przyjaciel mógł posunąć się do czegoś takiego, sememu będąc gejem.
- Czy naprawdę myślisz, że dałbym się pobić Malikowi? - zaśmiał się Harry. - Może sobie mnie obrażać, ale nic więcej.- powiedział pewnie. Harry może i nigdy nie stawiał się chłopakom w szkole, gdy ci go przezywali, bo nie widział w tym sensu. W całości się zgadzał z tym co oni mówili. Ale gdyby któryś z nich spróbował go skrzywdzić, nie był masochistą, by pozwolić im na to. Niestety z Wielkim Edem nie miał szans.
- Nie mów, że to... - jęknął łącząc ze sobą fakty. - Boże Harry nie wiedziałem. - nie miał pojęcie, że to co Harry mówił tamtego dnia, może być prawdą. Cholera nie sądził, że odegrają się na Stylesie. Chłopak nie powinien obrywać przez głupotę Louisa. - Przepraszam. - i wyciągnął rękę w stronę twarzy szatyna, chcąc przejechać po jego policzku. Harry zaskoczony tym gestem, nie odsunął się do tyłu i pozwolił, by delikatna dłoń Louisa przesunęła się po jego chropowatej skórze.
- Nie masz za co. - powiedział, odzyskując zdrowy rozsądek, odchylając się do tyłu. Cieszył się, że miał na sobie okulary, bo dzięki temu chłopak nie musiał wstydzić się za to, że dotyk niższego chłopaka, tak naprawdę był dla niego przyjemny. - To tylko i wyłącznie przez moją głupotę. - wyminął Louisa.- Powinienem im ciebie sprzedać. - syknął w jego stronę. Louis stał w miejscu, a słowa chłopaka powoli do niego dochodziły. Czy on naprawdę zrobił to dla mnie? Przecież on mnie nawet nie lubi. - pomyślał szatyn. Szybko jednak się otrząsnął i pobiegł za chłopakiem.
- Przepraszam i dziękuję. - powiedział cicho, nie sądząc, że jego dobry humor jest w tej sytuacji na miejscu.
- Gdybym mógł cofnąć czas, wydałbym cię. - powiedział ostro Harry. Jednak sam doskonale wiedział, że to nie była prawda. Gdyby drugi raz miał wybierać, czy dać się zlać, czy wydać Louisa, wybrałby łomot. Nie sądził, że Louis byłby w stanie to przetrwać. Poza tym w fioletowym było mu nie do twarzy.
- I tak dziękuję. - wzruszył ramionami. Szatynowi było głupio, że przez jego - mogłoby się wydawać - heroizm, Harry musi cierpieć. Zaimponował mu również swoją odwagą i tym, że jednak się za nim wstawił. Nie ważne było to, że Louis - jak sam Harry mu powiedział - myślał, że chłopak tego żałuje. Obronił go i był dla Louisa bohaterem. - Dlatego może dasz się zaprosić na kawę? Tak w ramach przeprosin i podziękowania. - spojrzał na niego pełnymi nadziej oczami.
- Nie piję kawy.
- To na herbatę i ciastko. - szybko zaproponował coś innego.
- Jak na heteroseksualnego chłopaka, bardzo zależy ci na wspólnym wyjściu. - powiedział Harry, patrząc na niego podejrzliwie.
- Ymm.. To w ramach przeprosin tylko. - oburzył się Louis, a na jego policzki zaczynała się wkradać zdradliwa czerwień.
- Tssaa.. - prychnął Harry. - Ale obiecujesz, że po tym wyjściu odczepisz się ode mnie i od moich sprawa raz na zawsze? - zapytał, uważnie przyglądając się chłopakowi.
- Słowo harcerza. - skinął głową. Jedną rękę uniósł do góry, a drugą przyłożył do serca. Nigdy niestety nie był harcerzem.
- Niech stracę. - zgodził się, a na twarzy Louisa zagościł szczęśliwy uśmiech, czego nie można było powiedzieć o Harrym.
Po kilku minutach, gdy ustalili miejsce spotkania i termin, Louis nadal podekscytowany tym, że w końcu zaczyna się coś dziać, z rozpędu uściskał zaskoczonego Harry'ego. Chłopak jednak nie odwzajemnił przytulasa, stojąc jak zamurowany. Tomlinson jednak się tym nie przejmował i machając mu odszedł w swoją stronę.
Nie miał jednak pojęcia, że po drugiej stronie wracał ze sklepu Zayn, który obserwował całą tą sytuację.

5 komentarzy:

  1. Aaaa, kocham! I nawet Ziall był, a ja jako psychopatyczna fanka tej pary wyłapuję wszystkie ich momenty! XD no i wreszcie Hazz się zgodził <3 miłych ferii i do następnego rozdziału! /K

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe co stanie się na tym "ciastku" :D no i Zayn i jego reakcja na uliczne przytulaski.. Czekam na nowy, miłych ferii :* Mi niestety już się skończyły :c

    OdpowiedzUsuń
  3. mimo iż nie przepadam za Larrym to w tym opowiadaniu ich wielbię. I w kończy zaczyna się coś dziać! ♥ Ziallowi uroku dodaje to, że chłopacy mają podobne charaktery. NO KOCHAM TO OPOWIADANIE! I musisz dodać niedługo rozdział bo nie wytrzymam. No nie wytrzymam.

    OdpowiedzUsuń
  4. O ludzie, ludzie, tyle sie dzieje. Chce nastepny *_____*

    OdpowiedzUsuń